|5|

3.9K 562 82
                                    

Wpatrywałem się w kartkę jak oniemiały. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto mógłby chcieć ze mną rozmawiać – zwykle ludzie starali się ograniczać ze mną kontakty, bo przecież byłem chory psychicznie. A nikt nie chciał się zadawać z osobami mojego pokroju.

A więc ma na imię Eryk, pomyślałem, śledząc wzrokiem starannie napisaną kartkę. Widać Skrzypek był perfekcjonistą. Litery były równej wielkości, co patrząc na wielkość arkusza papieru było trudne do wykonania. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, ponieważ nie miałem pojęcia, dlaczego jakiś nieznajomy chłopak miałby się dla mnie starać.

Może chorzy psychicznie go interesują, przemknęło mi przez myśl, na co miałem ochotę uderzyć się w głowę. Ze strachu zacząłem wariować.

Nie wiem, czy byłem bardziej przerażony, czy zaintrygowany. Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz. Chłopak z sąsiedztwa od początku wydawał się odbiegać od zachowania ludzi, którzy mnie widzą – najpierw się do mnie uśmiechnął, potem pomachał, a teraz przykleił kartkę, jakby faktycznie chciał nawiązać ze mną głębszy kontakt.

Przemknąłem ślinę. Znów nawiedziło mnie nieprzyjemne uczucie gorąca, które przychodziło zawsze, gdy się denerwowałem. Wiedziałem, że zaraz zaczną mi się trząść ręce, więc szybko usiadłem na łóżku i zamknąłem oczy. Policzyłem powoli do dziesięciu, robiąc głębokie wdechy – pani Czajkowska przykazała mi to robić zawsze, gdy czułem, że mogę dostać ataku paniki.

Czego on ode mnie chce?, zastanawiałem się, jednak wiedziałem, że dopóki go nie zapytam, nie uzyskam odpowiedzi. Postanowiłem więc, że pozostawię to pytanie w sferze domysłów.

Podskoczyłem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Przetarłem twarz i podniosłem się, by sprawdzić, o co chodzi. Nie zdziwiłem się, widząc mamę. Była sobota – oznaczało to, że razem z Robertem byli w domu przez cały dzień. Nie lubiłem weekendów, jednak wiedziałem, że nie powinienem przyznawać się do tego głośno.

Gestem dłoni zaprosiłem ją do środka. Rodzicielka usiadła na łóżku, a ja naprzeciwko niej. Wzięła mnie za rękę i spojrzała mi prosto w oczy, więc odruchowo odwróciłem wzrok.

— Dziś wieczorem będziemy mieli gości — oznajmiła. Poczułem, jak coś dużego uderza mnie w brzuch z olbrzymią siłą. — Może chciałbyś...

— Nie — wyjąkałem, czując, że robi mi się słabo. — Nie, nie, nie...

Wiedziałem, co teraz nastąpi. Najpierw mój oddech stał się płytki, zrobiło mi się gorąco, dostałem dreszczy. Przed oczami stanęły mi obrazy sprzed dziesięciu lat. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jak przez mgłę słyszałem głos mojej mamy – był spokojny jak zawsze. Była już doświadczona w atakach paniki i nie ulegała emocjom, czego nie można było powiedzieć o mnie. Krzyczałem, chciałem uciekać, a jednocześnie czułem się zamknięty w niewidzialnej klatce. Uwięziony. Myśli wirowały mi w głowie. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przewróciłem się? Stoję? A może już zemdlałem? Co tak właściwie się stało? Czułem się bezsilny. Miałem wrażenie, że jestem niczym, że jedyne, co mogę zrobić, to leżeć i płakać. Mama zniknęła, był tylko ból, strach, łzy, ciemność, było cierpienie. Nie wiedziałem, gdzie w tym wszystkim znajduję się ja – ani czy cokolwiek ze mnie zostało. Strach stawał się coraz silniejszy, osiągnął apogeum, krzyczałem. Czego tak właściwie się boję? Nie wiem. Dlaczego płaczę? Czułem się zagubiony. Jakby ktoś zasłonił mi oczy chustką i kazał iść po nieznanym terenie, chociaż ataki paniki były dla mnie normalnością. Dusiłem się. Gardło miałem zaciśnięte, łkałem, błagałem o tlen, przygryzałem wargę, czułem smak krwi. Czy to już koniec? Nie wiem. Dlaczego płaczę? Czy wszystko się wali?

SkrzypekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz