|32|

3.2K 354 195
                                    

Dla Angeliki

i dla wszystkich innych, którzy odeszli za wcześnie

Kiedy następnego dnia obudziłem się rano, rodziców nie było w domu. Na stole w kuchni zastałem kartkę z treścią Będziemy niedługo, więc postanowiłem się nie martwić. Zjadłem śniadanie, jednocześnie czytając Kasację Remigiusza Mroza. Miałem bardzo dobry humor, więc wróciły również chęci do czytania. Dzisiaj zanosiło się na siedzenie w domu, nie licząc odwiedzin u Eryka. Jego mama nie mówiła wczoraj nic na ten temat, a sam nie chciałem naciskać. W końcu tylko dzięki jej uprzejmości byłem podwożony prawie pod samo wejście do szpitala.

Spędziłem też trochę czasu nad podręcznikami, korzystając z chwili uniesienia, jaką dostarczyło mi spotkanie z psychologiem sądowym. Trochę stresowałem się jutrzejszą rozprawą, ale nogi nie uginały się pode mną na samą myśl o tym, że miałbym się na niej pojawić. Postanowiłem nie rezygnować z dobrego nastroju, więc sięgnąłem tylko po te przedmioty, które sprawiały mi przyjemność. Nie wyobrażałem sobie nauki matematyki albo fizyki, chociaż pewnie byłby to niezły pomysł – nie lubiłem przedmiotów ścisłych i dlatego nauka ich, kiedy czułem się źle, wcale nie brzmiała najlepiej.

Napisałem do mamy, że jestem już na nogach i odpisała mi, że będą za jakieś dwie, góra trzy godziny. Byłem ciekaw, czy poszli dzisiaj do pracy, czy też robią coś związanego z jutrzejszą rozprawą. Na samą myśl o niej czułem lekkość w brzuchu.

— No i co? — Zerknąłem na Mozarta, który leżał na moim łóżku. Wiedziałem, że kiedy tylko podejdę do niego i choćby spróbuję usiąść obok, zeskoczy z łóżka, jak gdyby ktoś wystrzelił go z procy. Zastanawiałem się, czy każdy kot tak ignoruje swojego pana, kiedy już dorośnie. Postanowiłem jednak spróbować szczęścia, więc delikatnie opadłem na łóżko obok niego i delikatnie dotknąłem go między uszami...

Cofnąłem dłoń na tyle szybko, aby nie oberwać jego pazurami.

— A już miałem nadzieję, że dasz mi się pogłaskać — mruknąłem, patrząc na kota. Chyba faktycznie przechodzi bunt. — Jeszcze przyjdziesz do mnie po jedzenie, niedoszły morderco.

Mozart miauknął, jakby chciał odpowiedzieć ciętą ripostą, a potem wyszedł z pokoju. Westchnąłem, patrząc na rękę – było tak blisko do kolejnego zadrapania. Nie umiałem już nawet zliczyć tych, które zdobiły moją skórę. Najwięcej miałem na dłoniach, mniej na przedramionach, a nawet kilka na szyi. Wszystko przez próby zabawy, które jeszcze parę miesięcy temu skończyłyby się na spędzeniu razem wieczoru (czasem nawet z Erykiem).

Włączyłem playlistę z moimi ulubionymi skrzypcowymi utworami. Od dawna nie czułem się tak, jakbym nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zawsze znajdowałem sobie jakieś zajęcie – jechałem z rodzicami załatwiać sprawy, odwiedzałem Eryka... Cały czas było coś do załatwienia. Po raz pierwszy miałem wrażenie, jakbym naprawdę żył. I podobało mi się to. Chciałem robić postępy, wejść w społeczeństwo i zacząć w nim normalnie funkcjonować. W końcu za rok będę dorosły i muszę nauczyć się radzić sobie w pojedynkę, prawda? Im szybciej zacznę się z tym oswajać, tym lepiej.

Dlatego kiedy rodzice wrócili do domu, postanowiłem z nimi poważnie porozmawiać. Zszedłem na dół, do kuchni, z mocno bijącym sercem – to, co miałem zamiar im powiedzieć, mogło przerazić nawet mnie samego – ale obiecałem sobie, że wezmę sprawy w swoje ręce. Byłem gotowy, aby zacząć żyć jak każdy inny człowiek.

— Cześć — powiedziałem, dosiadając się do nich przy stole. — Macie dla mnie chwilę?

Mama potaknęła, mając usta pełne ciasta. Postanowiłem nałożyć sobie kawałek, bo wyglądało pysznie, a ja potrzebowałem cukru, jeśli miałem w spokoju przetrwać tę rozmowę.

SkrzypekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz