|20|

3.8K 439 387
                                    

Muzyka w Mediach: Lindsey Stirling – Time to Fall in Love

Dwudziesty czwarty grudnia nadszedł szybciej, niż mogłem się tego spodziewać.

Na zewnątrz, zgodnie z prognozami, nie było już śniegu. Szczerze powiedziawszy, wyglądając za okno, trudno było znaleźć dowód na to, że nadeszła zima; szare, brudne ulice i pustki na chodnikach przywodziły bardziej na myśl jesienny wieczór niż zimowe popołudnie. Gdyby nie ozdoby choinkowe w niektórych ogrodach, nie pomyślałbym, że to już Wigilia. A nawet one bardziej kojarzyły mi się z ponurym filmem niż Bożym Narodzeniem.

Miętosiłem w dłoniach rąbek koszuli, którą założyłem specjalnie na tę okazję, i zastanawiałem się nad wieloma rzeczami: ile wytrzymam przy stole, czy prezenty się spodobają, w której minucie kolacji dostanę ataku paniki, czy przy okazji zemdleję...

Westchnąłem. Naprawdę chciałem, aby do wszystko już się skończyło.

Oczywiście, z całych sił pragnąłem, aby ten wieczór upłynął w miłej atmosferze. Po tylu latach spędzonych samotnie nie marzyłem bardziej o niczym innym jak usiąść przy stole z bliskimi i spędzić z nimi czas, ciesząc się, że przy mnie są, zamiast przed nimi uciekać.

Zerknąłem w stronę okna, by sprawdzić, czy Eryk nie wrócił przypadkiem do swojego pokoju. Jeszcze kilka minut temu rozmawialiśmy przez telefon, wpatrując się w siebie. Mówiłem o wszystkich obawach, próbując powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu.

— Boję się, że sobie n-nie poradzę — wyjąkałem. — Rodzice tak bardzo na mnie liczą...

— Nie myśl o tym w ten sposób — odparł Eryk. Jego rozpuszczone włosy były w kompletnym nieładzie, a mimo to uważałem, że wygląda pięknie. — Twoja mama i Robert powinni być dla ciebie motywacją, a nie być albo nie być. Dla nich ważne jest, żebyś spróbował, przecież wiesz.

Odetchnąłem głęboko, by się uspokoić.

— Wiem. Ale i tak się boję.

— Będę trzymał kciuki, aby wszystko się udało.

Staliśmy przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w siebie. Uśmiech Eryka wystarczył, abym lepiej się poczuł. Miałem nadzieję, że również okaże się pomocny w walce z koszmarami, które czekały na mnie na dole.

— Wesołych Świąt, Eryku — wyszeptałem.

— Wesołych Świąt, Jasiu.

Po tych słowach rozłączył się, pomachał mi, a potem zniknął. Pomyślałem, że pewnie zasiadali już do kolacji i musiał się do niej przygotować. (W chwili rozmowy miał na sobie zwykły, szary podkoszulek i czarne spodnie – dresy? – i sprawiał wrażenie, jakby dopiero wstał z łóżka).

(I tak wyglądał jak anioł. Tylko bardziej zaspany).

Zszedłem na dół, aby zająć czymś myśli, a tym samym dokończyć mój plan przekazania listu Erykowi. Skierowałem się do kuchni, gdzie mama kończyła przygotowywać barszcz czerwony. (Robert znowu gdzieś zniknął. Ostatnimi czasy bardzo często wychodził gdzieś na kilkanaście minut, ale nigdy nie mówił, gdzie i po co się udaje). Widząc mnie, uśmiechnęła się, a ja poczułem uścisk w żołądku.

Jeden zły ruch i ten uśmiech zniknie. Znowu przeze mnie.

Stanąłem przy blacie, zastanawiając się, jak poprowadzić rozmowę, aby mama nie nabrała podejrzeń co do tego, że dla niej i mojego prawie-ojczyma również przygotowałem prezenty.

— Mamo?

— Tak, synku?

Przełknąłem ślinę.

SkrzypekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz