|25|

4.3K 403 847
                                    

Kolejne tygodnie były bardzo intensywne. Oprócz przygotowań do kolejnych egzaminów, w domu mieliśmy istny chaos. Rodzice co rusz gdzieś znikali, jechali załatwiać ostatnie sprawy w kwestii ślubu, siedzieli nad listami rzeczy do spakowania, szukali w internecie odpowiednich ubrań i ozdób, które uświetniłyby uroczystość. Najczęściej mijałem się z nimi w przejściu, kiedy wychodzili.

— Niedługo będziemy — mówili, po czym mama całowała mnie w policzek i zostawałem z Mozartem.

Czułem się tak, jakbym wrócił do przeszłości – do momentu, gdy tak wyglądał każdy mój dzień: nie widywałem się z rodzicami praktycznie w ogóle, siedziałem sam w pokoju i tylko okazjonalnie wychylałem z niego nos. Teraz sytuacja się powtarzała, ale nie mogłem za to winić moich opiekunów. W końcu zbliżało się coś, na co czekali od wielu lat.

Samotne chwile zapełniałem esemesowaniem. Tak, ja, Janek Zdunkowski, który jeszcze niedawno nie miał nikogo oprócz rodziców, narażam ich teraz na duże rachunki telefoniczne, a wszystko przez godzinne rozmowy z moimi znajomymi.

Z Alą pisałem cały czas. Nie było dnia, żebyśmy się do siebie nie odezwali, co mnie bardzo cieszyło. Poznawałem ją bliżej i naprawdę miałem wrażenie, że ona mnie lubi. To nie tak, że nagle zacząłem myśleć, że spotkałem przyjaciółkę na zawsze, nie. To wymagało czasu. Po prostu kiedy mi się nudziło, wysyłałem do niej wiadomość, a ona odpowiadała. Potem ja odpowiadałem jej i tak to się ciągnęło. Rodzice nie dziwili się już, kiedy dostawałem trzy wiadomości jedna po drugiej (Ala miała dziwny nawyk urywania zdania w połowie i dosyłania reszty w kolejnej wiadomości). Jedynie uśmiechali się pod nosem i przypominali mi, że oprócz odpisywania na liście rzeczy do zrobienia miałem jeszcze naukę.

Ustaliliśmy, że na drugą część egzaminów pojadę pod koniec stycznia, czyli wtedy, kiedy Ala zamierzała się na nich pojawić. Umówiliśmy się nawet, co będziemy wtedy zdawać, aby na wszystkie przedmioty pójść razem. Miałem nadzieję, że ten stan się utrzyma, a może nawet zmieni na lepsze. Chciałem mieć więcej znajomych, wychodzić z nimi na zewnątrz, do innych ludzi, jak każdy normalny nastolatek. Zamierzałem się nim stać już niedługo, a wszystko dzięki wsparciu i cierpliwości.

Za to z Erykiem było zupełnie inaczej.

Nie wiem, co się nagle stało, ale coś się w nim zmieniło. Jakby nagle się ode mnie odsunął. Rzadko do mnie pisał i równie rzadko się u nas pojawiał. Za każdym razem, gdy pytałem go, czy wszystko w porządku, zbywał to zdawkowo i uśmiechał się, mówiąc, że naprawdę nic się nie dzieje. Wiedziałem jednak, że kłamie. Znałem go bardzo dobrze.

A może wcale?

W każdym razie – było inaczej. Nawet rodzice to dostrzegali, choć miałem wrażenie, że wiedzą, co się stało z Erykiem. Jednak podobnie jak on nie chcieli mi nic powiedzieć. Byłem bezsilny wobec całej ten sytuacji i bardzo mnie to irytowało. Przez tyle czasu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a nagle coś się zmieniło. Naprawdę myślałem, że Erykowi na mnie zależy, że mogę na niego liczyć. Teraz jednak mogłem bardziej polegać na Ali niż na kimś, kto od czterech miesięcy uparcie próbował wyciągnąć mnie z mojej skorupki, mówiąc, że będzie przy mnie zawsze.

Westchnąłem, drapiąc Mozarta za uchem. Znacznie urósł od momentu, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy. Dodatkowo okazało się, że jest całkiem sprytny – nauczył się wchodzić na kuchenny blat i otwierać łapką szafkę, w której trzymaliśmy dla niego jedzenie. Kilkoma szybkimi ruchami wywracał całą torbę i cieszył się dodatkowym posiłkiem pod naszą nieuwagę. Przestał dopiero gdy mama zaczęła zawiązywać worek.

Siedziałem z podręcznikiem od fizyki na kolanach i piłem kakao, które Robert zrobił mi przed wyjściem. Razem z mamą i rodzicami Eryka, którzy mieli być ich świadkami, pojechali wybrać sukienkę dla pani Zawiszy i dobrać do tego krawat dla jej męża. Mama bardzo chciała brać w tym udział, ponieważ uważała, że jako panna młoda powinna być obecna, a nieoficjalnie po prostu wreszcie mogła wyjść ze znajomymi i trochę się pobawić. Robert z kolei potrzebował nowego garnituru, gdyż nie miał żadnego, a uważał, że ten jeden raz w życiu powinien wyglądać dojrzale.

SkrzypekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz