Perspektywa Sophie
Z każdą chwilą byłam coraz bardziej przerażona. Jedynie rozmowa z braćmi pomogła mi się nieco uspokoić. Bardzo się cieszyłam, że mnie znaleźli. Kyungsoo powiedział mi co się może stać jeśli pocałunek dojdzie do skutku. Obiecał mi, że on i bracia ocalą mnie jak najszybciej, ale do tego czasu muszę odgrywać role przemienionej.
Znajdowaliśmy się na wzgórzu za zamkiem. Wszędzie rosły drzewa o dziwnym wyglądzie.
- Gdzie my jesteśmy?- zapytałam.
- Idziemy zrobić to, co od dawna planowaliśmy!- powiedział zadowolony.
- Planowaliśmy?
- Nie pamiętasz, Sophie?- zapytał zdziwiony- Planowaliśmy to odkąd się poznaliśmy...
- Tak, oczywiście, że pamiętam- wtrąciłam.
- Twoje oczy- powiedział i złapał mnie za rękę- Czemu nie są czerwone?
- Przecież są- powiedziałam, spuszczając wzrok.
- Naprawdę? Pozwól mi, że spojrzę w nie jeszcze raz- powiedział i złapał mnie za policzek, aby spojrzeć w moje oczy.
Szybko przyciągnęłam go do siebie, zmuszając go do pochylenia się nade mną. Nasze usta dzieliły centymetry. Mój wzrok utkwił na nich, aby uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Nie mamy czegoś ważniejszego do zrobienia?- zapytałam, głaszcząc jego szyję.
- To może zaczekać- powiedział, a mnie ugięły się nogi.
- A,a,a- powiedziałam z uśmiechem, cofając się lekko- Najpierw załatwmy to, co tak długo planowaliśmy- powiedziałam, przejeżdżając delikatnie kciukiem po jego dolnej wardze.
- Dla ciebie wszystko- powiedział i z zamkniętymi oczami uśmiechnął się.
Ruszyliśmy dalej. Czułam, jak moje ciało drży. Miałam już tego wszystkiego dosyć. Co jeśli będę musiała zrobić coś, czego normalny człowiek nie potrafi i moja przykrywka się wyda? Co ja wtedy zrobię?
- Jesteśmy- powiedział.
Znajdowaliśmy się na betonowym placu, gdzie zobaczyłam kolejne pomniki i kolejną rzeźbę anioła z ogromnym skrzydłami.
- Możemy zaczynać. Podaj mi dłoń- powiedział- Stań za mną- zrobiłam tak, jak mi kazał.
Sobowtór jedną ręką trzymał moją dłoń, a drugą rysował w powietrzu okręgi.
- *Obsecro igitur omnia dæmonia, et pythones et ariolos. Exite et princeps eorum- powiedział, a wokół nas zaczął wiać wiatr- POWSTAŃCIE!
Wiatr ucichł.
- Dlaczego to nie działa?- powiedział i spojrzał na mnie- Przecież robię wszystko jak należy.
- Jesteś pewny?- zapytałam, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Tak... chyba, że to nie jest coś nie tak z tym, co robię...
- To znaczy?
- Spójrz mi w oczy- powiedział chłodno i podszedł do mnie.
- To nie jest dobra pora...- powiedziałam i podeszłam jeszcze bliżej.
Nagle zobaczyłam Sehuna, wychodzącego z lasu. Chłopak przystawił palec wskazujący do swoich ust, sygnalizując, abym odciągnęła uwagę cienia. Zobaczyłam, jak w drugiej ręce trzyma sztylet, który świecił się na niebiesko.
- To jest dobra pora- powiedział i złapał mnie za nadgarstki- Spójrz na mnie!
- Nie szarp mną- powiedziałam spokojnie i otworzyłam oczy.
- Wiedziałem...- powiedział, a ja zobaczyłam, jak Sehun cofa przedmiot w dłoni do tyłu, aby go wbić- Nie tak prędko!- krzyknął cień i odwrócił się do Sehuna.
- Zostaw go!- powiedziałam, łapiąc go za dłoń, którą trzymał Sehuna za gardło.
Poczułam jak lecę do tyłu.
- Sophie!- krzyknął Sehun, a ja upadłam na ziemię.
Perspektywa Sehuna
Widziałem jak sobowtór odepchnął Sophie. Moja złość automatycznie wzrosła.
- Sophie!- krzyknąłem, gdy ta upadła na ziemię. Nie wiedziałem czy nic jej się nie stało, ale nie mogłem się do niej zbliżyć.
- Ostatni raz mi przeszkodziłeś- powiedział i wyrwał mi sztylet z dłoni, po czym dźgnął mnie w ramię. Krzyknąłem. Mój klon po chwili wyciągnął ostry przedmiot z mojego ciała, uniósł nad swoje usta, a kropla mojej krwi kapnęła na jego wargę.
Nagle poczułem ogromny ból głowy. Cień puścił mnie i sam położył dłonie na skroniach. Doczołgałem się do sztyletu, który cały był umoczony w mojej krwi, został odepchnięty zaraz po tym, jak dotknął ust sobowtóra. Ziemia zatrzęsła się, a on uniósł się ponad ziemię. Czarny dym krążył wokół jego ciała, gdy nagle dym przybrał kształt ciał ludzkich. Klon znów stanął na ziemi, a za nim zobaczyłem sobowtóry swoich braci.
- W końcu usłyszeliście głos swojego przywódcy!- krzyknął- Jesteś sam Sehun!- zaśmiał się i machnął ręką. Wszystkie cienie moich braci przeniknęły przeze mnie, a ja poczułem się, jakby zabierali mi całą energię- Dosyć!- powiedział i podszedł do mnie, po czym złapał mnie za kołnierz- Wszystko mi zepsułeś. Co ona w tobie widziała? Zwykły nieudacznik. Ja jej zapewniałem wszystko, a ona i tak wybrała ciebie- puścił mnie- Możesz mi podziękować. Ona nie żyje, ty zaraz też stąd znikniesz, więc niedługo będziecie mogli cieszyć się tą swoją pieprzoną miłością- powiedział, a reszta cieni zaśmiała się- Bracia!- krzyknął z uśmiechem- Czy ktoś jest chętny, aby mu pomóc?- wybuchł jeszcze większy śmiech- Haha, widzisz Sehun, Zostałeś sam!- powiedział, a ja ostatnimi siłami wstałem z ziemi, dziwiąc tym sobowtóra. Moja rana zniknęła, a ja z każdym krokiem stawałem się coraz silniejszy.
- Mylisz się- powiedziałem- Ja nigdy nie zostanę sam.
- Co się dzieję, bracie?- zapytał jeden z cieni.
- Brać go!- krzyknął sobowtór, a cienie zaczęły podążać w moim kierunku.
Nagle na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice, a z każdym jednym błyskiem światła przede mną pojawiał się mój brat.
- Zaczynamy wojnę.
*Demony i wszyscy jej zwolennicy, usłyszcie głos swojego przywódcy.
****
Kolejny rozdział będzie dłuuuugi, więc tak szybko się nie pojawi. Postaram się napisać go jak najszybciej :)
CZYTASZ
You can call me monster: Return|Sehun EXO fanfiction|✓
FanfictionZALECA SIĘ PRZECZYTANIE PIERWSZEJ CZĘŚCI. Mrok. Mrok nie jest naszym przyjacielem. Choćbyś bardzo się starał, to on nie zniknie, do czasu... Ta sama dziewczyna, te same uczucia, a jednak zupełnie inne wspomnienia. Czy warto wracać do tego co było...