36. Ostateczna walka

2.1K 196 62
                                    

Poczułem wolę walki. Wykorzystałem moment, że nie grozi mi żaden atak, ponieważ bracia kryli mnie z każdej strony. Podbiegłem do Sophie. Podniosłem ją z ziemi i zacząłem rozglądać się, gdzie mógłbym ją ukryć.


- Daj mi ją- powiedział Kai, pojawiając się przede mną- No, na co czekasz?!

- Ukryj ją gdzieś- powiedziałem, podając mu dziewczynę.

- Będzie w bezpiecznym miejscu.

Chłopak zrobił krok w tył i zniknął. Reszta braci dalej walczyła, przez co można było dostać oczopląsu. Co chwile na niebie pojawiały się błyskawice, co dawało mi znak, że Chen daje sobie świetnie radę. Ruszyłem w stronę Krisa, który wyglądał na trochę zagubionego. Nagle zobaczyłem, jak przed nim pojawia się postać w kapturze. Nie musiałem długo czekać, żeby być pewnym, że to mój sobowtór. Chwycił go za szyję i ścisnął. Twarz Krisa stawała się coraz bladsza. Szybko zacząłem rozglądać się za sztyletem. Podbiegłem do przedmiotu, po czym rzuciłem się na mojego ,,bliźniaka''. Zrobiłem to, co należało- wbiłem sztylet w kark sobowtóra.

- Co do...- powiedziałem, kiedy okazało się, że był to zwykły cień. Wstałem, zrobiłem kilka kroków do tyłu, sprawdziłem cały cmentarz, ale jego już tam nie było.

- Zaskoczony?- usłyszałem głos w swojej głowie- Szukaj mnie, Sehun.

Rozejrzałem się dookoła i zrozumiałem, że mi uciekł. Moja złość wzrosła. Znowu sobie ze mną pogrywa. Nie zastanawiałem się dłużej i ruszyłem w stronę lasu.

- A ty gdzie?!- krzyknął Tao, dotykając swojego rywala, a ten zaczął upadać w zwolnionym tempie, aby w końcu rozbić się o ziemię.

- Muszę go dopaść!- odpowiedziałem.

- Sehun!- krzyknął Suho, rzucając mi sztylet- Skończ to.

Złapałem przedmiot i wbiegłem do lasu. Spojrzałem ostatni raz na braci. Mimo krótkiego czasu wyglądali okropnie. Prawie każdy miał jakąś rysę na twarzy, a mimo to nie dawali za wygraną i walczyli. Musiałem się śpieszyć. Odwróciłem się i zacząłem swój pościg. Starałem się biec jak najszybciej, ale teren mi tego nie ułatwiał, a wręcz czułem, że wszystko robi mi na złość. Z każdym przebiegniętym metrem czułem nasilające się zmęczenie, a krajobraz wydawał się nie zmieniać. Stanąłem w miejscu na chwilę, aby złapać oddech. Wszędzie było ciemno. To, co sprawiało, że widziałem tylko niewielki obszar, to blask księżyca, który z trudem przedostawał się przez korony drzew.

Wolnym krokiem podążałem ciągle w tym samym kierunku. W mojej głowie znów pojawiła się ta okropna myśl, że Sophie, jak i moi bracia są teraz w niebezpieczeństwie, a ich życie spoczywa na moich rękach. Słyszałem głosy w swojej głowie.

Sophie: Sehun, dlaczego mnie zostawiłeś, dlaczego mnie nie uratowałeś?

Xiumin: Dołączyłem do niego, bo trzymanie z tobą było pewną zgubą.

Tao: Dlaczego nie możemy jej oddać?

Kyungsoo: Wszystko będzie dobrze...

Cień: Szukaj mnie, Sehun!

Zatrzymałem się i zasłoniłem uszy dłońmi. Wiedziałem, że nic to nie da, a jednak dalej to robiłem. Nie chciałem dać mu tej satysfakcji. Znów biegłem przed siebie, gdy nagle zobaczyłem białą postać.

- Kim jesteś?- zapytałem, gdy ta stanęła za drzewem. Podszedłem do niej bliżej i zauważyłem długie, ciemne włosy.

- Sehun?- powiedziała i rzuciła mi się na szyję- Już myślałam, że mnie nie znajdziesz.

- Sophie, co ty tutaj robisz?

- On... on mnie wypuścił. To już koniec. On odszedł.

- O czym ty mówisz? Jak to odszedł?- zapytałem zdziwiony.

- Odszedł. Nie wróci, jedyne co musisz zrobić, to zniszczyć sztylet- powiedziała, a ja odepchnąłem ją od siebie.

- Masz go przy sobie, tak?- zapytała, na co ja kiwnąłem głową- Oddaj mi go, ja się nim zajmę i wrócimy razem do domu.

Dziewczyna wyciągnęła do mnie dłoń.

- O nie skurwysynie, nie dam się omamić!- krzyknąłem i przejechałem sztyletem po szyi ,,Sophie''. W jednej chwili cała postać rozsypała się i został po niej tylko czarny popiół.

Po tej scenie zrozumiałem, że mój sobowtór był przygotowany na moje przyjście. Muszę być gdzieś niedaleko niego, skoro chciał mnie zmylić. Po kilku metrach zobaczyłem znajomy cmentarz, a na nim Kaia razem z Sophie. Chłopak siedział na ziemi, a obok niego siedziała Sophie. Podbiegłem do nich. Kidy byłem bliżej, zobaczyłem na jej twarzy drobne rany, a na jej ramieniu- ślady krwi.

- Czy to jest twoim zdaniem bezpieczne miejsce?!- zwróciłem się do Kaia- Jak ona wygląda! Mówiłem ci, żebyś ją ukrył...

- Sehun, to nie tak- przerwała mi Sophie.

- Kiedy się teleportowałem, twój sobowtór teleportował się razem z nami.

- On tu jest?- zapytałem, rozglądając się.

- Zniknął, ale w każdej chwili może się tu pojawić- powiedział Kai.

- Sehun, uciekaj stąd- powiedziała Sophie, łapiąc mnie za dłoń.

- Nie, to wy musicie stąd uciec.

- Nie mogę nas teleportować. Idź, ukryj się, wezwij wsparcie, zrób cokolwiek, tylko nie narażaj się sam.

- On ma racje- powiedziała Sophie- Idź już... Dalej!- powiedziała, a ja wróciłem do lasu.

I co ja mam zrobić? Mam tak stać w krzakach i przypatrywać się im? Po moim trupie!

Perspektywa Sophie

Kiedy zobaczyłam Sehuna, poczułam zarówno ulgę jak jeszcze większy strach. Cieszyłam się, że jest żywy, ale im dłużej z nami rozmawiał, tym bardziej bałam się, że Sehunowi coś się stanie. Jego cień wykorzystuje nas jako przynęty, a my nie możemy nic z tym zrobić.

- Wypuść nas!- krzyknął Kai, kiedy cień znów się pojawił.

- To już staje się nudne- odpowiedział, po czym machnął ręką, a Kai został wciągnięty do lasu.

To stało się tak szybko... Sobowtór podszedł do mnie i złapał za kark. Wstałam z ziemi i spojrzałam w jego oczy.

- Nie masz już dość?- zapytał, a ja uroniłam kilka łez- Wystarczy jeden pocałunek, a to wszystko się skończy. Będziesz moją królową... tylko jeden pocałunek.

- Zgadzam się- powiedziałam- Ale musisz mi obiecać, że nie zrobisz krzywdy żadnemu z braci.

- Dla mojej wybranki zrobię wszystko- powiedział po dłuższej chwili.

Perspektywa Sehuna

Oboje podeszli do pomnika anioła z ogromnymi skrzydłami. Jak mogę w takiej sytuacji czekać na pomoc? Muszę działać. Upewniłem się, czy mam sztylet przy sobie i wbiegłem na cmentarz.

- Sophie, nie rób tego!- krzyknąłem.

Mój sobowtór odwrócił się do mnie i wystarczyło to, że na mnie spojrzał, a ja poczułem ogromny ból. Uklęknąłem na ziemię, cały czas patrząc się na nich.

- Zostaw go!- krzyknęła Sophie i podeszła do sobowtóra, po czym pocałowała go.

Poczułem jeszcze większy ból i nagle straciłem przytomność. Znów zapanowała ciemność. Przed sobą zobaczyłem lustro. Mój ubiór był cały w kolorze białym. Czy to jeden z tych wszystkich snów, które tylko mnie straszą? Czy jeśli się obudzę, to znów przy moim boku zobaczę Sophie?

Podszedłem do lewitującego przedmiotu i spojrzałem w swoje odbicie. Przez chwile je widziałem, ale szybko pojawił się w nim mój sobowtór.

- Widzę, że twoi bracia są tak samo bystrzy, jak ty- zaczął z kpiącym uśmiechem- Nie dotrze do nich to, że nie dadzą rady zniszczyć wszystkie cienie. Niepotrzebne się męczą... Tylko ułatwiają wykańczanie ich- powiedział, a ja zobaczyłem, jak padają na ziemię, ich twarze były pokryte ranami, ale nie poddawali się i dalej walczyli- Zakończymy to, Sehun. Ile jeszcze będziesz ich męczył? Oddaj mi sztylet i wszystko się skończy. Sobowtór wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Masz rację...- powiedziałem- Skończmy to- uderzyłem sztyletem w lustro. Oboje zostaliśmy się za głowę, ponieważ poczuliśmy ból.

Nagle obudziłem się i zobaczyłem nad sobą Laya. Podniosłem się z ziemi, aby zobaczyć, co dzieje się wokół mnie. Chanyeol, Baekhyun i Chen stworzyli ochronną powłokę, która chroniła nas przed atakami.
Rozejrzałem się i zobaczyłem jego. Stał na samym środku cmentarza i czekał na mnie.
- Puśćcie mnie- powiedziałem.
- Nie możesz jeszcze iść- powiedział Lay.
- Nie wytrzymamy tak długo- powiedział Chanyeol.
- Ale musicie!- powiedział Lay.
Nie mogłem znieść tego, że tam stoi. Szybko wstałem i wybiegłem ze „strefy bezpiecznej".
- Kurwa, Sehun!- usłyszałem głos za sobą.
Stanąłem przed nim. Spojrzał na mnie, po czym znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Zwykle pole... wolna przestrzeń dookoła, lecz on zniknął. Zacząłem się rozglądać, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem jego czerwone oczy.
Szybko zostałem odepchnięty na dużą odległość. Uderzyłem o ziemię. Podniosłem się jeszcze szybciej. Staliśmy od siebie kilka metrów. Nagle sobowtór krzyknął, po czym zobaczyłem czarny dym, zmierzający w moim kierunku. Odruchowo wyciągnąłem dłonie przed siebie i zamknąłem oczy. Nic nie poczułem... zupełnie nic. Spojrzałem na swoje dłonie i zobaczyłem, jak ciemna moc zderza się z moją. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale najwidoczniej sobowtór się zdziwił.
Wiatr stał się naprawdę silny. Słup światła bladł, a cień stawał się coraz bardziej zdenerwowany. Byłem wykończony. Nie miałem siły, aby dalej to trzymać. Skręciłem dłońmi w prawą stronę, przez co nasze moce wygasły.
- Jak śmiesz!- krzyknął, a ja znów odleciałem kilka metrów dalej- Jakim, kurwa, cudem ty odbiłeś moją moc!?- znalazł się przede mną.
- Na co czekasz? Zabij mnie. Chyba po to się tu w końcu spotykaliśmy- powiedziałem, dalej leżąc na ziemi- No co jest? Ach, no tak, nie możesz... widzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, że dzięki mnie w ogóle istniejesz!- krzyknąłem.
- Nie jesteś mi do niczego potrzebny...- burknął- Nie możesz mi nic zrobić.
- I tu się mylisz...- powiedziałem,wyciągając sztylet.
- Nie ośmieszaj się, dobrze wiesz, że nie uda ci się mnie tym zranić, jesteś zbyt słaby.
- To już koniec- powiedziałem i wbiłem sztylet we własne ciało.
- Coś ty...- powiedział i upadł na kolana, równie szybko, jak ja.
- Jeszcze tu wrócę...- powiedział i zamienił się w proch.
Upadłem jeszcze niżej, po czym zamknąłem oczy. To już koniec.

















*************

Żeby nie było, to koniec, ale rozdziału XD

You can call me monster: Return|Sehun EXO fanfiction|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz