Rozdział VI "Na ile?"

439 19 0
                                    

Jak się spodziewałam, po tym jak "weszłam" Do domu, poszłam spać. W mokrych ciuchach, ale jak widać zmęczenie wygrało. Gdy się obudziłam, moja pościel była cała mokra. Szybko stałam przebrałam się w ciuchy, w których chodzę po domu- czyli spodnie od pidżamy i bokserkę z wizerunkiem ugryzionego donata. Ogarnęłam łóżko, a mokre rzeczy wrzuciłam do kosza na pranie.

Zeszłam schodami w stronę kuchni- w której bardzo często przebywam. Gdy byłam w połowie drogi, do moich nozdrz dotarł zapach najlepszego dania jakie robi moja rodzicielka- spaghetti! Swoją drogą nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam ją przy garnkach, bo zazwyczaj jest na delegacji, lub pracuje do późna.

Po dotarciu do pomieszczenia, gdzie znajduje się moja mama, zauważyłam jak mój tata majstruje przy czymś i co jakiś czas popijając kawę. Typowe u niego.

Jeśli chodzi o wygląd w stu procentach, jestem podobna bardziej do mojego ojca- John'a. Ma on 39 lat, tak samo jak moja mama pracuję w firmie odziedziczonej po dziadku. Jego sylwetka jest bardzo rozbudowana. Mimo niewielkich zmarszczek, przy dużych błękitnych oczach, jego rysy twarzy są nadal bardzo uwydatnione.  A jego ciemne brązowe włosy- zawsze w nieładzie- teraz spadają mu na czoło, gdyż pochyla się nad jakąś kupką metalu. Mówiąc szczerze, gdyby nie był to mój ojciec, umówiła bym się z nim na randkę.

A moja mama- Angela- to prawdziwa modelka. Jest zgrabna i szczupła. Ma długie, bląd włosy, które są w mało starannym koku. A w jej zielonych oczach można wyczytać wszystko, żal, smutek, szczęście, radość, miłość, troskę, a czasami nawet groźbę. Można powiedzieć, że na oko ma 29 lat, ale w rzeczywistości ma 38. Ubiera się zazwyczaj w eleganckie ubrania, takie jak ołówkowa spódnica i biała koszula, czy też czarna, przylegająca do ciała sukienka.

Czasami im zazdroszczę. Nigdy mi nie powiedzieli, jak się poznali i zakochali w sobie. Zawsze moje pytania zbywali mówiąc "dowiesz się w swoim czasie, córciu" Jedyne co wiem od babci to to, że poznali się w liceum. Zazdroszczę im, że po tylu latach są ze sobą z miłości, a nie z przyzwyczajenia. Chciałabym mieć takie szczęście jak oni mają. Za to ich kocham.

- Cześć mamuś.- Przytuliłam i złożyłam buziaka na jej policzku. Od razu podeszłam do taty, by się przywitać i dowiedzieć się co robi z tą kupą metalu.- Cześć tatuś.- Mocno go przytuliłam i usiadłam koło niego, patrząc co robi.- Co robisz?

- Wieeeesz... Mam w domu taką jedną, która ustawia budzik na trzecią, a później wali budzikiem o ścianę i zobacz co muszę składać... Kiedy wszedłem do twojego pokoju i zobaczyłem, że cię nie ma, a po chwili ten budzik, myślałem, że cię porwali, a ty jako moja córka rzuciłaś w napastnika tą o to kupą żelastwa.

- Twój tata ma rację, przestraszyłaś nas.- powiedziała moja rodzicielka. No tak... Zapomniałam im powiedzieć.

- Przepraszam, zapomniałam wam powiedzieć.

- A o czym?- Spytała matka z znanym mi spojrzeniem. Spojrzeniem mówiącym "masz mi wszystko wytłumaczyć" I tak przez pół godziny, tłumaczyłam im cały wczorajszy i dzisiejszy dzień. Omijając to co się stało nad jeziorem.

Reakcja ich mnie zaskoczyła. Spojrzeli na siebie, później na mnie nic nie mówiąc. Przysięgam, jeśli mi nie wytłumaczą czemu się tak patrzą, to ich zabije.

- Córciu...- zaczął ojciec.

- Obiad!- szybko przerwała mu mama, biegnąc przemieszać sos.- John zabierz to- skazała drewnianą łyżką do mieszania na resztki mojego budzika.- do swojego gabinetu. A ty Ana wyciągnij talerze. Bez dyskusji.- zagroziła mi, gdy otwierałam buzię aby coś powiedzieć.
                           _-_
                        _-_-_-_
                     _-_-_-_-_-_
                  _-_-_-_-_-_-_-_
               _-_-_-_-_-_-_-_-_-_
            _-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
         _-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
      _-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
   _-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
(Tak to piramida... Nie wiem czemu, ale tak jakoś się stało... No, taka sytuacja...)

- Pyszne.- Skwitowałam, wycierając usta od sosu pomidorowego.

- Tak jak zawsze.- Dla potwierdzenia pocałował mamę w policzek, a moja mama się zarumieniła.

- Widzicie co robicie?! Przez was się zarumieniłam.- Zaśmiałam się razem z tatą, a mama trzepła tatę ręcznikiem.- Córciu...

- Na ile?- Spytałam, przerywając mojej rodzicielce. Doskonale wiem co chciała mi powiedzieć. A mianowicie to, że wyjeżdżają na delegacje. Moja mama westchnęła, potwierdzając moją  tezę.

- Dwa tygodnie.- Odparła.-  Jeśli Pani Williams się zgodzi, to będziesz mogła u niej kilka dni pobyć.- Posłała mi przepraszający uśmiech.

- Kiedy wyjeżdżacie?

- Jutro wieczorem. Będę do ciebie codziennie dzwonić i ty też masz to robić. Muszę mieć z tobą kontakt, bo oszaleje.

- Masz jeszcze Carly...- Burkłam pod nosem. Mama westchnęła. Temat mojej siostry jest najgorszym tematem w tym domu. Rodzice starają się go omijać, tak samo jak ja. Ale nie da się rozwiązać problemu, bez rozmowy o nim. A Carly to jest nasz problem.- Przepraszam. Nie powinnam o niej wspominać.

- Ona jest twoją siostrą. Powinnaś o niej wspominać, czasem byś mogła o niej zapomnieć.

- Po co? Ona i tak o nas zapomniała.- Odwróciłam wzrok, czując nadchodzące łzy.

- Kochanie nie mów tak...- Podeszła do mnie i mocno przytuliła.

- Ale mamo taka jest prawda, a teraz cię przepraszam, muszę przepisać lekcję z dzisiejszego dnia.- Pocałowałam ją w policzek i jak najszybciej pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, powstrzymując aby moje łzy nie odnalazły ujścia. Ale i tak nie dałam rady, a słona woda leciała mi po policzkach.
                          -*-*-*-*-*-

- "Przekątne trapezu przecinają się w połowie..." Bla bla bla, trochę naukowej gatki, koniec-  Przepisywałam temat z matematyki od Faustyny, a raczej ona mi go dyktowała, bo gadaliśmy przez
wideo-kamerkę.- Matematyka to zło w czystej postaci.- Jęczała mi od dobrych piętnastu minut.

- Wyolbrzymiasz. Matematyka nie jest taka zła, tylko nauczyciel, który prowadzi ten przedmiot.- Wspominając o Panu Benjaminie jej mina się skrzywiła, przyponinając trapez o którym piszę notatkę.

- Wiesz, że on mi się pytał gdzie ty jesteś, bo ktoś musi rozwiązać zadanie na tablicy. Dosłownie, powiedział "Faustyno, gdzie jest Ana? Miała dokończyć zadnie z wczoraj." A ja do niego, że jednorożce istnieją, pokazując mu twoje zdjęcie.

- Fascynujące... Zaraz co?! Jakie moje zdjęcie?- Przyznaje przez moment się zawiesiłam, myśląc o mojej siostrze. Zawsze tak mam gdy ktoś o niej wspomni, a tym razem to ja o tym wpomniałam i to tak bardzo mnie męczy. To, że nie mogę o niej zapomnieć. NIECH CIĘ SZLAK CARLY KANAVAN!!!

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

- No tak.- Odpowiedziałam lekko odginając głowę w bok. Tak. To moja oznaka kiedy kłamie.

- Japierdziu kobieto! Dobijasz mnie. O czym tak myślisz?

- O...- Urwałam. Nie wiem czy jej mówić, czy też nie. Jest moją przyjaciółką i wie co oznacza imię "Carly". Ale i tak będzie zadawać pytania, a to oznacza przypomnienie sobie tego okropnego dnia.- O tym całym byciu kapitanem. Nie sądzę abym dała radę.

- Po pierwsze nie kłam. Po drugie nadajesz się do tego lepiej niż Pani Billvik na wicedyrektor. A po trzecie rozumiem, że nie chcesz o TYM mówić.- Dlaczego ja mam tak dobrą przyjaciółkę? Nie zasługuje na nią.

- Może skończmy przepisywać te głupie lekcję?- Spytałam, pokazując mój zeszyt do matmy.
     
                                ***

I'm Your Fake GirlfriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz