Rozdział XXII "...jej zaufanie"

253 11 0
                                    

Wchodząc do domu nie obyło się bez potnięcia się o kant komody i zrównania mnie z podłogą. A w sumie...

Walić to. Nikt mi nie zabroni spania na kafelkach, bardzo ładnych kafelkach swoją drogą.

- Maksio! Jakaś pani umarła w przedpokoju!- Dotarł do mnie głos jakiegoś dziecka. Nie usłyszałam odpowiedzi Maksa, tylko kroki, co raz to bardziej głośne.

Uniosłam twarz i spojrzałam wprost pięknym błękitnym oczom czarnowłosej dziewczynki. Jakie cudo! Wyglądała na pięcio-sześcio latkę i ubrana była w granatową spudniczkę i białą koszule.

- Maksio, ta pani ma kuku!- Jaki ma słodki głosik, mam nadzieje, że nie wyrośnie na jakąś sukę, jak Chloe.

- Hiyori, pomożeś jej wstać?- Skąś dobiegł głos Maksia.

Dziewczynka przytaknęła głową nawet na niego nie patrząc i wyciągnęła w moją stronę swoje malutkie rączki. Zdecydowanie najbardziej urocze dziecko na świecie! Pomogła mi wstać, po czym szybko ulotniła się do kuchni. Podreptałam za nią i ujrzałam ją na moim krzesełku barowym. Maks oczywiście coś gotował, bo najwidoczniej tylko on to potrafi.

- Jak mecz?- Usiadłam obok dziewczynki i przeniosłam wzrok na Maksa.

- Źle.- Podniósł brew widocznie zaciekawiony, a mała zaczęła bawić się drewnianą łyżką.- Kto to jest?- Wskazałam na dziecko.

- Ach... Hiyori?- Przytaknęłam.- Siostra Yuki'ego, nie mógł się nią zająć, bo coś mu wypadło.- Wzruszył ramionami.- A wiem, że mi przy niej pomożesz.

- Oczywiście! Hiyori, chcesz się w coś pobawić?

- Tak!- Z entuzjazmem skoczyła z krzesła i ciągnąc mnie za rękę, zaprowadziła mnie do salonu, który w ciągu kilku godzin zmienił się w plac zabaw.- Pobawmy się w księżniczki!

Do obiadu bawiłyśmy się w szlachetnie urodzone obrończynie całego świata. Hiyori miała naprawdę wspaniałą wyobraźnie, w jednej chwili z kocy i poduszek zbudowałyśmy nasz "świat" a walczyłyśmy przeciw Maksiowi (Strasznie spodobał mi się ten pseudonim) Po obedzie wróciliśmy do zabawy, lecz nawet i to musiał ktoś przerwać.

Christian Pv.

- Odpuścić?- Spytał roześmiany Lucas. Naprawdę kupa śmiechu jak nie wiem co.

- Bardziej niezdecydowanej dziewczyny niż ona to nie widziałem, a jak wszyscy już wiemy miałem ich dużo.- Przewrócił oczami.- Najpierw mówi, że tak, potem, że nie, później tak, co z nią jest nie tak?

- Ja tam nie wiem, ale fajnie się słucha, jak laska daje ci kosza.- Parsknął śmiechem w ogóle nie przejmując się moim problemem. Przyjaciel!- Może zaproś ją na romantyczny spacerek, w świetle księżyca i pizzą w bagażniku.

- Takie rady to sobie w dupę możesz wsadzić.- Prychnął w odpowiedzi. Powtórzę. Przyjaciel!

- Po trzech tygodniach, mamy pójść na randkę? Może od razu się oświadczę?- Wstał z fotela, jak poparzony, to się źle skończy... dla mnie i reszty świata.

- A później założycie rodzinę i będziecie mieli piękne dzieci!- Czasem się zastanawiam czy on czasem chory psyhicznie nie jest.- Zamieszkacie w pięknym domu i musicie mieć psa, pierdolić koty, koty to chuje, psy są miłe i kochane.- Strzeliłem, tak zwanego, facepalma i spojrzałem na niego jak na debila.

- To mi pomogłeś... Powinneś za mediatora pójść, wiesz?

- Rozwiązywanie twoich problemów to moja specjalność.- Przez niego osiwieje szybciej niż powinienem. Niech przybije piątkę z Kanavan, do wkurwiania mnie są najlepsi.- A tak serio, to odpuść, jak będzie miała dość ignorancji to sama będzie prosić o uwagę.

Och... To chyba jego pierwszy dobry pomysł od początku naszej znajomości. A ile pięknych i zjebanych chwil razem przeżyliśmy... Boże gadam jakbym był w nim zakochany. A nie jestem.

- A jeśli to nie wypali, zawsze można ją zabić i udawać, że nie wiemy nic o jej "zaginięciu".- Zrobił cudzysłów dwoma palcami, a ja nie mogłem uwierzyć własnym uszom. To właśnie jest ta gorsza strona tego człowieka, nie odkryta nawet przez samego jego.

- Nikogo nie zabijemy, chyba nie chcesz aby ktoś się wkurwił?- Usłyszeliśmy trzask drzwi poczym obok mnie usiadła Faustyna.

- Kto, kogo, co?

- Nieładnie podsłuchiwać.- Wyszczerzył się jak dziecko. Muszę go zapisać do psychologa, nie, do psychiatry.

- Nie powinnaś być u cierpiącej bieduleczki?- Jej wzrok mówił jedno, groźne "Tłumacz się", taki sam wzrok ma każda kobieta, kiedy się spóźnisz nawet pierdolone pięć minut.

- Coś ty, kurwa, zrobił?- Warknęła.

Nigdy nie zrozumiem jej toku myślenia. Dba o Anę, jakby była warta jakieś dwa miliony, jednocześnie cały czas ją okłamuje. Czy kiedykolwiek powie, tej chodzącej bombie wybuchowej, jaka jest naprawdę? Czy w ogóle zamierza to zrobić? Na jej miejscu już dawno bym to zrobił, ale to nawet nie jest moja przyjaciółka więc zwierzać się jej nie muszę.

- Chodzi mi tylko o to, że twoja przyjaciółeczka jest mocno popierdolona! Nic jej nie zrobiłem, może lekko zrobiłem zamęt w głowie.

- Który dzisiaj?- Przed chwilą chciała mnie zabić, teraz pyta się o datę? Czy tylko ja tu jestem normalny?!

- Drugi października.- Szatynka pomyślała przez chwilę i machnęła nonszalsko dłonią.

- No cóż... Wasze rozterki mnie nie obchodzą. Powinieneś wiedzieć na przykładzie siostry, jak się zachowują dziewczyny z okresem.

- Ale jak przyjdzie z płaczem, to mnie pierwszego skażesz na śmierć.- Wzruszyła ramionami.

- Tak to jest, kiedy twój przyjaciel potrzebuje pomocy.- Powiedziała strasznie cicho.- Anastasia pomimo tego, że wygląda na normalną, to tak naprawdę w środku jest zupełnie inna.- Dodała.

- A ty chcesz...- Natychmiast mi przerwała.

- Jedyne czego chcę to to, żeby moja przyjaciółka wróciła do czasów przed zniknięciem jej siostry. Nawet nie wiesz, co to znaczy patrzeć na kogoś, kto z dnia na dzień powie do siebie "hmm... ciekawie by było skoczyć z mostu"!

- Patrzę na Lucasa. Wiem co to znaczy.- Wybuchła szyderczym śmiechem.

- Anastasia nie jest normalna. Ona może wyglądać na osobę szczęśliwą, ale w rzeczywistości prawda jest inna. Zrozumiesz, jak zyzkasz jej zaufanie.- Wstała z miesjca i wyszła. Zostawiła mnie ze wspaniałym pomysłem, który z czasem ujrze światła dziennego.

Zyskam jej zaufanie, mam na to cały rok. Nie muszę się spieszyć.

Anastasia Pv.

Przede mną stali moi rodzice z szeroko otwartymi oczami, co się dziwić, miałam taki sam wyraz twarzy, jak oni.

- Ana! Ana! Golum zaatakował główną wierzę!- Obok mnie pojawiła się Hiyori. Popatrzyła na nich i natychmiast dodała ciche dzień dobry.

- Mama, Tata! Mieliście wrócić w środę!- Uścisnęłam ich mocno i z małą na rękach zasprowadziłam ich do kuchni.

- Hiyori! Ja nie chcę być golu...- Urwał, ujrzawszy moich rodziców.- Ciocia, Wujek! Mieliście być w środę!- Z daleka widać, że jesteśmy rodziną.

Mama z radością przytuliła do siebie Maksia. Wypuszczając go z matczynego przytulaska, spojrzała na nas z powagą.

- Co tu się dzieje?

- Opiekujemy się dziećmi.- Wyszczerzył się jak głupi do sera.

- Nieprawda!- Zaprzeczyła mała, obecnie siedząca na moich kolanach.- Ratujemy świat przed golumem!

Wybuchnęliśmi śmiechem na słowa małej, była tak strasznie urocza, że aż mam ochotę ją adoptować. Mama wzięła Hiyori w swoje ramiona i odwróciła się do taty, mówiąc;

- Oni też kiedyś tacy byli.- Ojciec przytulił moją rodzicielkę, więdząc, że już i tak łzy lecą jej kaskadami.

Uśmiechnęłam się, bo ja i moja matka mamy słabość do małych dzieci, nie jesteśmy pedofilami jakby co.

I'm Your Fake GirlfriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz