Rozdział XXXIV "Coś co ich niszczy"

151 3 3
                                    

Siedziałam sama na balkonie wpatrzona w gwiazdy, popijając coraz to zimniejszą herbatę. Od mojej rozmowy z Morganem nic się nie zmieniło, oprócz faktu, że czeka mnie pewna śmierć. Jednak nie przejmuję się tym zbytnio, bardziej martwię się o relację między mną a Morganem, pogłębiającą się z każdą naszą nową rozmową.

Będziemy razem tak długo, dopóki nie będę miał pewności, że nic ci się nie stanie.

Czyli ile? Rok? Dwa lata? Może całe życie?

Może zamknie mnie w jakieś klatkce dla ptaków, będzie mnie karmić i wymieniać sianko?

- Ciężki dzień?- Spytała pokojówka, siadając po drugiej stronie balkonu.

- Jeden z nie najlepszych.- Uśmiechnęłam się blado, starając się zakryć strach przed nią.

- Ara, ara... Kłótnia z chłopakiem?

- Nie... Tak... To skomplikowane.- Spojrzałam się na mój prawie pusty kubek, szukając w nim jakiegokolwiek ratunku.- Miałaś kiedyś tak, że twoi bliscy za wszelką cenę cię od czegoś udsuwali?

- Oh... Wiele razy. Jednak starałam się myśleć, że nie chcą mi pokazać czegoś co ich niszczy.- Niszczy?- Chociaż co ja tam mogę wiedzieć, skończyłam z przeszłością...

- I nigdy nie chciałaś się dowiedzieć co to było, co ich niszczyło?

- Jeśli coś niszczy ich, zniszczy też ciebie. Dolać herbaty?- Stanęła obok mnie z dzbankiem, wracając do swojej pracy.

- Nie, dziękuję.- Uśmiechnęłam się, tym razem szczerze.

- Powinna Pani wrócić do środka, zaczyna wiać i...- Nagle dzbanek, który trzymała, pękł z głośnym hukiem.- Na ziemię i wracaj do środka, teraz!

Zrobiłam tak jak kazała i czołgając się weszłam do pokoju, w którym chwilę później pojawił się Morgan.

- Co jest?- Spytał przerażony.

- Zabieraj ją stąd i już nigdy nie wracaj!- Krzyknęła celując bronią gdzieś na zewnątrz.

Czy ona miała ją przez cały czas?!

Morgan pociągnął mnie za rękę, kierując w stronę wyjścia. Biegliśmy przez cały budynek w poszukiwaniu Faustyny, by jak najszybciej stąd uciec.

- Faustyna!- Zawołał.

- Jestem tu.- Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy ją. Stała z dwoma postoletami, włosy miała związane w kucyk i wyglądała jakby szła na wojnę...

Ona chce...

- Nie!- Wyrwałam się i chwyciłam za jej ramię.- Proszę... Nie musisz.

- Nie przesadzaj, przecież wrócę.- Przewróciła oczami i odeszła ode mnie w stronę drzwi od tarasu.- A jeśli nie, to przynajmniej odwal mi jakiś fajny pogrzeb.

- Co?! Faustyna!- Było za późno, poszła.

***

Byliśmy już na podjeździe, wszędzie było słychać strzały, a ja po prostu nie wytrzymałam.

- Czemu jej nie postrzymałeś?!- Wyrwałam się i stanęłam.

- Ana, to nie czas na kłótnie!

- A kiedy będzie?! Ona tam może zginąć.

- Poradzi sobie.

- Skąd możesz wiedzieć?

- A skąd ty to możesz wiedzieć? Nie znasz jej od tej strony, nie wiesz co potrafi a czego nie.

- Uhuhuuu... czyżby kłótnia w związku?- Usłyszeliśmy dobrze nam znany głos.

Chloe stała za nami z bronią wycelowaną w moją stronę. Wyglądała zupełnie inaczej, niż jej dziwkarska wersja.

- To ty to wszystko zrobiłaś?- Spytałam, mając na myśli to co tu się dzieje.

- Ja? Ja tylko wykonuję polecenia, tak jak ty, nie mam racji?- Skierowała broń w kierunku Morgana, który stał z rękami w górze.

- Nie wiem o czym gadasz.- Prychnął.

- Doskonale wiesz, w końcu kto jak nie ty?- Zaśmiała się jak wariatka.- Ciekawe co z niej będziesz miał? Seks? Kasę?

Chciałabym wiedzieć o co im chodzi, jednak Chloe gadała tak, żeby tylko Christian zrozumiał.

- Zawsze chciałem prawdziwego uczucia.- Mówił, wpatrując się we mnie.- Chociaż ty, nie wiesz co to jest? Nigdy nikt cię nim nie obdarzył, więc mścisz się na kimś kto ma lepiej, niż ty.

- Morgan, Morgan, Morgan... Myślisz, że zależało mi na tobie?

- Tobie może nie, ale ludziom, dla których pracujesz pewnie tak.- Nie spuszaczał ze mnie wzroku, a ja poczułam dreszcz. Znowu to dziwne uczucie...

- Nic nie wiesz.

- Wiem wszystko.

- Nie!

- Niestety.- Wyciągnął za pasa broń i postrzelił ją zanim ona cokolwiek zrobiła.

Jej ciało opadło na ziemie, a wokół pojawiła się plama krwi.

- Wracamy.- Nie protestowałam, wsiadłam do samochodu, starając się nie patrzeć w jej stronę.- Nie zabiłem jej, lekko się wykrawi...

- Wiem, że umrze. Jeśli nie z twojej ręki, to z ręki Faustyny.

I'm Your Fake GirlfriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz