Rozdział XXIX "To chore"

133 6 2
                                    

Moja głowa...

Nie pamiętam ile razy oberwałam, właściwie... to nie pamiętam niczego. Wiem, że coś powiedziałam, po czym zaczęli karuzelę siniaków.

Leżałam w kącie, w jakimś kontenerze, nie odzywałam się, miałam dość.

Skończysz tak jak ja...

Czy o to jej chodziło? Że skończę zrównana z ziemią? A raczej dwa metry pod nią?

Morgan, proszę...

***

Obudził mnie duży huk, nie wiem co to było, ale wywołało duży zamęt.

- Kurwa... nie jest sam.- Usłyszałam, jak gadali między sobą.- Widzisz? Jesteś dużo dla niego warta, głupia suko.- Zamachnął się i już chciał mnie uderzyć, jednak przez uderzenie w ścianę konteneru stracił równowagę i upadł na ścianę.- Co to było?

- Zabieraj ją i spadamy.- Chwycił mnie za włosy i zmusił do wstania.

- Ona i tak za chwilę padnie. Dolej więcej i spal ją. Przynajmniej nie będzie dowodów.- Puścił moje włosy i spadłam.

Drugi mężczyzna chwycił baniak i zaczął wylewać na mnie benzynę.

- Wystarczy.- Zaczął grzebać w kieszeni, z której wyciągnął pudełko zapałek.- Jak myślisz, ile potrzeba by to wszystko zapalić?

Zapalił jedną zapałkę, chciał rzucić, jednak...

- Jak myślisz, ile potrzeba by was zabić?- Usłyszałam zimny jak lód głos jakiejś dziewczyny.

- I tak nie zdążysz.- Póścił zapałkę, zamknęłam oczy, nagle dobiegł mnie kolejny huk, ale bez ognia, w którym powinnam się spalać.- Wynoś się.

- Masz ją?- Usłyszałam skądś głos Morgana.

Nie usłyszałam odpowiedzi, zemdlałam.

Christian pv.

- ... Christian.- Zwróciła się do mnie czarnowłosa.- Zabierzesz jednego tira i staranujesz przyczepę.

- No dobra...

- Ja i Levi załatwimy resztę. Całość trzeba zrobić szybko, żeby nie zdążyli jej... no wiecie. Zabijcie każdego, kto wam wejdzie w drogę, jasne?- Nie napawam się optymizmem.

Levi odciągnął mnie od maski samochodu, gdzieś w bok.

- Zdajesz sobie sprawę, że bedzie ją trzeba uciszyć.- Powiedział, co nie było pytaniem.- Nie będzie mogła iść ani na policję, ani do rodziny. I to ty będziesz musiał załatwić.

- Wiem i liczę na to, że pomożesz mi skombinować jakieś dobre do tego miejsce.- Spojrzał na mnie tak jak zwykle i wyciągnął z kieszeni klucze.

- Za dwa tygodnie po nie wrócę.- Podał mi klucze, po czym powiedział.- I gadałem z Faustyną, powiedziała jej rodzicom, że robią wyjazd drużynowy, czy coś tam, więc będziesz miał czas, ale i tak ci wpierdoli.

Zaśmiałem się i razem poszliśmy do reszty.

- Gotowy?- Spytała Hanesaki.

- Jak jeszcze nigdy.

***
- Masz ją?- Zawołałem wychądząc z pojazdu.
Victoria stała z wyciągniętą bronią w kierunku samego Vandera.

- Witaj.- Odezwał się pierwszy.- Mam dużo teraz na głowie, może omówimy to później?-   Czarnowłosa nie czekała ani chwili dłużej i postrzeliła go w głowę.

- To chyba na tyle.- Wszedłem do środka, gdzie leżała Ana w wielkiej kałuży benzyny.- O.- Hanesaki powiedziała beznamiętnie.- Levi i Lukas mają Dimitrijego. O. Nie żyje. O. Lucas kopie jego martwe ciało.

- Nie musisz opisywać tego co robią.- Chwyciłem Kanavan i wyszedłem. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego cała.

- Anika załatwiła już kogoś, kto ją zbada. Ale raczej powinna żyć.

- Tak myślisz? Wygląda na martwą.

- Ewentualnie znam tani zakład pogrzebowy. Dostaniesz nawet zniszkę, jeśli dorzucisz te wszystkie ciała.

- Ja tego syfu nie sprzątam- Zaśmiałem się lekko.- Wy wszystkich tu znacie, wy sprzątajcie.

- Uratowałam twoją dupę.- Wyczułem w jej głosię nutkę zabawy.

- To nie jest moja dupa.- Wskazałem na nieprzytomną dziewczynę.- Moja dupa jest na swoim miejscu.

- Zamierzacie żartować, czy się ruszycie?- Spytał Lucas podchodząc do nas.

- A któż to przyszedł, pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy.- Czarnowłosa uśmiechnęła się na krótko.

I'm Your Fake GirlfriendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz