Stałem przed szafą. Dziś był pogrzeb mojej mamy.
Zdjąłem z wieszaka czarną koszulę. Położyłem ją na oparciu krzesła i zacząłem zdejmować bluzkę. Spojrzałem na swój brzuch gdzie zdążyła zrobić się już mała oponka i westchnąłem cicho. Przynajmniej już tak nie wymiotowałem.
Założyłem na siebie koszulę, lecz zanim zdążyłem pozapinać guziki, mój telefon zaczął dzwonić.
Zabrałem go z szafki i odebrałem połączenie od MOJEGO Dylana.- Słucham.
- Nie mów słucham. - zachichotał, a ja nadal nie wiedziałem o co mu z tym chodzi - Wziąłeś witaminy? - spytał.
- Tak. - odparłem, próbując jedną ręką zapiąć guziczki, ale mi to nie wychodziło.
- A te drugie leki? - zapytał.
- Również. - potwierdziłem.
- A na pewno dobrze się czujesz?
- Dylan...- jęknąłem - Nic mi nie jest. - przewróciłem oczami.
- Martwię się, bo to jednak długa droga do Los Angeles, a ty jesteś w ciąży. O! Zadzwonię do Sary i spytam czy możesz podróżować na tak długi dystans!
- Dylan! To dopiero czwarty tydzień, a nie ósmy miesiąc! - zirytowałem się - Przestań panikować! - ochrzaniłem go.
- Ale i tak zadzwonię i się spytam dla pewności. Będę u ciebie na jedenastą! Kocham cię, MÓJ wilczku! - cmoknął w słuchawkę.
- Ja ciebie też, panikarzu ty MÓJ. - zaśmiałem się.
Zakończyłem połączenie i zapiąłem w końcu guziki w mojej koszuli.
- Thomas?! Ktoś do ciebie! - usłyszałem krzyk Kate z dołu.
Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu, bo kto mógłby do mnie przyjść? Dylan i reszta stada zawsze wchodzili jak do siebie.
Zszedłem na dół i z niedowierzaniem spojrzałem na osoby stojące przede mną.
- Och...kochanie. Dowiedzieliśmy się co się stało i wpadliśmy na chwilę by zobaczyć jak się czujesz. - powiedziała ze zmartwieniem Helen i przytuliła mnie do siebie mocno.
Byłem mile zaskoczony. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Bardzo się cieszę z waszych odwiedzin. - odrzekłem gdy Helen mnie puściła.
Harold nie bawił się w jakieś męskie podawanie dłoni tylko tak jak jego żona, uściskał mnie mocno.
- Tak nam przykro. Gdybyś czegoś potrzebował to zawsze możesz się do nas zwrócić. - zapewniła mama Dylana.
- O każdej porze dnia i nocy. - dopowiedział jej mąż.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do nich.
- A gdzie mój syn? Czemu go z tobą nie ma? Czy on aby na pewno o ciebie dba? - spytał Harold.
- Dba i to za bardzo. - oznajmiłem.
- No mam nadzieję. - odparł.
Zaprosiłem ich do kuchni i zrobiłem herbatę, a ciocia Kate poczęstowała ich ciasteczkami. Kobiety zaczęły rozmawiać o gotowaniu, więc się nie udzielałem, bo potrafiłem tylko odgrzać coś lub odsmażyć. Ewentualnie zrobić kanapki lub sałatkę.
Rozmawiałem więc z Haroldem, który opowiadał mi o jakimś klubie golfowym z którego go wyrzucono gdy już piąty raz trafił w głowę piłeczką kogoś z grupy.
Ich wizyta przebiegła w bardzo miłej atmosferze. Naprawdę ich lubiłem. Nawet szalony temperament ojca mojego alfy.
Gdy wychodzili musiałem obiecać im, że niedługo ich odwiedzimy z Dylanem, bo inaczej spokoju by mi nie dali, ale nie przeszkadzało mi to, raczej cieszyło.
CZYTASZ
You're Only Mine! (Dylmas) A/B/O
FanfictionPisane w roku: 2017/2018 Rodzice Thomasa są zbyt zapracowani aby się nim opiekować, więc postanawiają wysłać chłopaka do Ravenhall, gdzie mieszka jego ciotka i kuzyn, Luke. Thomas nie jest zbyt zadowolony, ale powoli odnajduję się w mieszkaniu z cio...