Jak zawsze...

1K 78 21
                                    

Wstałam w ogromnym bólem głowy. Nie polecam wam pić tego czegoś, co produkuje Gally. Ble!

Powoli podeszłam do otwartej szafy i wygrzebałam z niej pogniecione legginsy i zieloną bluzkę na krótki rękaw. Z szuflady wyjęłam świeżą bieliznę. Zamknęłam drzwi, po czym szybko się przebrałam. Flegmatycznym ruchem ścielę łóżko i zerkam za okno. Niby nic ciekawego; Strefa budząca się do życia. Ben i Minho biegną w stronę Kuchni, a mi zaczyna burczeć w brzuchu. Nie lubię, gdy mam pusty żołądek, ale co mam na to poradzić?

Niczym żółw wychodzę z pokoju, a później z Bazy. Spokojnym krokiem kieruję się do Lecznicy. Wchodzę do budynku i pomimo, iż nie ma w niej nikogo, biorę paczuszkę z lekiem przeciwbólowym, po czym wyciągam z niej tabletkę. Połykam ją bez zapicia wodą, a następnie odkładam paczuszkę.

Wybiegam z Lecznicy i szybko pędzę do Kuchni po śniadanko i jedzenie na wybieg do Labiryntu. Gdy znajduje się w budynku, podchodzę do lady i biorę z niej trzy kanapki z serem i sałatą oraz butelkę wody. W mgnieniu oka zjadłam jedną z kanapek, po czym wkładam resztę do plecaka.

Udaję się pod Wrota, gdzie czekają na mnie Ben z Minho. Witamy się uśmiechami. Zerkam na zegarek znajdujący się na lewym nadgarstku. 5:58, zaraz ruszamy w bój.
- Ben na zachód, Tay na północ lecisz, a ja na wschód. - Oznajmił Azjata.
- A na południe? - Spytałam, na co chłopak wywrócił czarnymi oczami.
- Nikt tam dzisiaj nie pobiegnie. - Mruczy, po czym spogląda na zegarek. - Trzy...
- Dwa... - Kontynuuje blondyn.
- Jeden... - Kończe odliczanie, i równo ze mną otwierają się Wrota.
- Do zobaczenia za dziewięć godzin. - Mówi Azjata w biegu i kieruje sie w prawo.
- Jeżeli przeżyjemy!- Odkrzykuje mu Ben ze śmiechem, po czym znika za lewą ścianą.
- Taa... Powodzenia Taylor.- Mruczę pod nosem i truchtem biegne prosto.

*siedem godzin później*

- A może by tak wykiwać ich i wrócić wcześniej? - Pytam siebie pod nosem, następnie kiwam głową przecząco, jakbym była mokrym psem, który strząsa wodę z sierści.
Zatrzymuje się w miejscu i ściągam mały plecak. Wyjmuje z niego butelkę wody i upijam z niej łyka. Następnie wyciągam kanapkę i zjadam ją w całości. Oblizuje usta, po czym butelkę chowam z powrotem do plecaka i nakładam ją na plecy.
Nagle słyszę cichy szloch. Zdezorientowana ide w stronę dźwięku. Skręcam w prawo. Ktoś siedzi pod ścianą. Płacze. Dotykam człowieka ( no tak, bo kto by inny to mógł być droga autorko *faceplam* ~ dop. Autorki ) a on spogląda na mnie. Jest to dziewczyna z pięknymi granatowymi oczami. Jej czarne jak słoma włosy splecione są w wysokiego 'kucyka', a mimo to opadają na odsłonięte ramie. Spogląda na mnie wystraszona, po czym oddycha płytko.
- Kim jesteś? - Pytam nastolatki, na co ona wytrzeszcza na mnie oczy.
- Jak? - Odpowiada mi pytaniem, na co marszcze brwi.
- Ale co 'jak'? - Dziewczyna wstaje ocierając płynące łzy.
Dotyka mnie w miejsce, w którym znajduje się serce. Szybko zabiera dłoń i przełyka ślinę.
- Jakim cudem ty mnie widzisz i dlaczego jesteś taka... Gorąca? - Zadaje pytanie, a ja nie wiem o co jej chodzi.
- No wiesz, przecież stoisz przede mną i rozmawiasz ze mną. - Mówiąc dotykam jej ramienia i zauważam, że jest ono chorobliwie zimne. - Kim jesteś?
- Amanda - oznajmia - nie powinnaś mnie widzieć.
- Niby dlaczego? - Śmieje sie nerwowo.
- Bo ja jestem...- Nie dokańcza.
- Tay, z kim rozmawiasz?! - Słyszę krzyk zza rogu, z którego po chwili wybiega Azjata, swój wzrok na niego.
- Nie widzisz, tumanie? - Pytam wskazując dłonią na dziewczynę.
- Ale Tay, tam nikogo nie ma.- Mówi mi nastolatek dochodząc do mnie.
Automatycznie patrzę w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała czarnowłosa dziewczyna.
- A-ale ona tu była - oznajmiam i patrzę niezrozumiałym wzrokiem na ścianę.
Chłopak przykłada mi dłoń do czoła.
- Powinnaś sie położyć, kochana. - Mówi cicho i splata nasze dłonie ze sobą. - Chodź będziemy wracać.
- Ona tu stała...- wyjąkałam, pociągnięta przez chłopaka.

Spokojnym krokiem przekroczyliśmy Wrota prowadzące do Strefy, po czym usiedliśmy na trawie.
Schowałam głowe w dłonie i oddychając głęboko spytałam Zwiadowcę czy na pewno nikogo nie widział, otrzymałam przeczącą odpowiedź.
Ale przecież ona tam stała. Rozmawiałam z nią. Przecież ją widziałam, a gdy tylko zjawił się Minho, ona rozpłybęła sie jak w powietrzu. To niemożliwe. A może ja mam jakieś zaburzenia? Nie, raczej nie. Chociaż... Nie.  Kim ona jest?
Nie zorientowałam się, że dosiadł do nas Alby i rozmawiał szeptem z Opiekunem Zwiadowców. Wstałam otrzepując się z piasku i przyległych źdźbłów trawy. Chłopcy spojrzeli na mnie nie przerywając rozmowy.
- Pójdę na obiad. - Mruknęłam informując płeć męską, po czym oddaliłam się.

*Perspektywa Minho*

Brunetka odeszła do nas, lecz mimo to ton rozmowy mojej z Albym nie zmienił się.
- Ale tak po prostu leżał? - Spytał ciemnoskóry, przyglądając mi się uważnie.
- Nie, leżał i poruszał nóżkami w rytm walca - mruknąłem.
- Jutro pobiegniesz ze mną, zbadamy to. - Wyrwał kawałek trawy i zaczął rozdzielać je na pojedyncze pasma.
- Dzieje się coś złego stary. - Podrapałem się po łokciu, który natarczywie swędział. - Jeszcze nigdy Buldożercy nie wychodzili w dzień, a co dopiero mówić, o tym, że jakiś zdechł.
- Jutro wszystko zobaczymy. - Wyrzucił kilka kawałków na ziemie.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Wziąłem głęboki wdech, a Przywódca przyglądał się niespokojnie. - Dzisiaj w Labiryncie spotkałem Tay...
- Jak zawsze. - Mruknął rozbawiony, na co zacząłem piorunować, go wzrokiem. - Nie przeszkadzaj sobie.
- Stała i... - zaciąłem się na chwilę - i gadała do ściany. Jak do niej podeszłem, spojrzała na mnie i powiedziała, że stoi tam jakaś dziewczyna, lecz tam nikogo nie było. Dotknąłem więc jej czoła i było ciepłe, nawet bardzo.
- Ostatnio cały czas chodzi, jakby była naćpana. - Powiedział wstając. - Może ktoś jej czegoś dosypuje do żarcia.
- Nie wiem. - Mruknąłem.
- Ja lece, bo muszę pogadać z Newtem.- Odbiegł, a ja wstałem i skierowałem sie do Kuchni.

*Perspektywa Taylor*

Grzebiąc widelcem w makaronie z twarogiem, prowadziłam rozmowę, zgadnijcie z kim. Z sobą.
- A może na prawdę nikogo tam nie było.
- Ale ja to widziałam ! - Krzyknęłam w myślach.
- Taaa, może masz jakieś schizy.
- Dlaczego ja jeszcze z tobą gadam?
- Bo w promieniu dziesięciu metrów nie ma nikogo inteligentnego?
- Też racje. - Mruknęłam.

Poczułam, że ławeczka na której siedze ugina sie pod wpływem ciężaru, więc zerknęłam w lewą stronę. Ze smętną miną usiadł przy mnie Thomas.
- Jednak jest ktoś mądry.- Mruknęła Grażyna. ( tak nazwała swój głos w głowie)
- Zamknij sie. - Prychnęłam.
Po chwili na przeciwko mnie zasiadł Chuck, westchnęłam, po czym zainteresowałam się jedzeniem, które było na moim talerzu.
- Cześć wam! - Przywitał się piwnooki.
- Heeej - odpowiedziliśmy równocześnie.
- O Taylor, bedziesz jadła makaron? - Spytał ożywiony kręconowłosy.
- Masz. - Mruknęłam i podałam mu moją porcje. - Smacznego.
Wstałam od stołu i odeszłam.

🎶✨💎🎶✨💎

Cześć Wam!
Co tam u Was kochane?
Nie jestem z tego rozdziału zadowolona. Jakis taki ... Rozlazły?
Ale lepszy taki, niż żaden.
Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy💕

❝𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝ź 𝐰𝐲𝐣ś𝐜𝐢𝐞 𝐚𝐥𝐛𝐨 𝐳𝐠𝐢ń❞ - tmr ((urwane, bez zakończenia))Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz