Nienawidze Was!

1K 64 24
                                    

Ten dzień był dziwny. Widzę coś czego nie ma. Mają mnie za wariatkę.
Położyłam się na łóżku i wtuliłam się w poduszkę. Kilka łez zleciło po moich zaczerwienionych policzkach, kończąc swoją przygodę na szarej poduszce. Zacisnęłam powieki, marszcząc przy tym nos.
Nagle poczułam zimną, a raczej wręcz lodowatą dłoń. Z prędkością światła spojrzałam w jej stronę. Na moim łóżku siedziała czarnowłosa, spoglądała na mnie swoimi granatowymi oczami. Dziewczyna powoli zabiera dłoń, jakby się bała, że ją skrzywdzę. Uniosłam się do pozycji siedzącej, przełknęłam ślinę, która zebrała się w moich ustach.

-Jak ty się tu znalazłaś? - Pytam pięknooką.

- Normalnie - odpowiada. - Przeszłam przez mur.

Wytrzeszczam na nią oczy.

- Jak?! Przecież. Ale... JAK?! - Przysunęłam się do nastolatki, oczekując od niej odpowiedzi.

- Taylor, bo wiesz ja jestem, no wiesz. - Zaczęła unikać mojego wzroku, co mnie podirytowało.

- Nie, nie wiem. - Odpowiedziałam sarkastycznie. - Po prostu powiedz.

- Bo wiesz, że są takie rzeczy nadprzyrodzone. - Odrzekła, przegryzając wargę. - Wilkołaki, banshee...

- Stop, stop, stop - podniosłam na nią wzrok. - Kpisz sobie ze mnie?

- Jestem duchem. - Powiedziała to szybko, że ledwo ją zrozumiałam.

- Duchem? - Popatrzyłam na nią jak na idiotkę, bo w sumie chyba tak było.

-Naprawdę, spójrz.

Dotknęła mojej dłoni, która przeze mnie przenikła. Wytraszona odskoczyłam od dziewczyny.

- Niemożliwe - mruknęłam cicho. - Ale przecież siedzisz na łóżku więc jakim cudem nie przeleciałaś przez niego.

- Lewituje. - Machnęła dłonią, a mój koc odleciał na drugi koniec łóżka. Na prawdę lewitowała.

- Ogay, ogay. Na pewno jest na to logiczne wytłumaczenie. - Szepnęłam, po czym wybiegłam z pokoju.

Jak najszybciej dobiegłam do lasu i wspięłam się na grubą gałąź dębu.
Zaczęła bawić się palcami. Po chwili na policzki poleciały słone łzy.

- Nienawidzę was! - Wykrzyknęłam. - Jeżeli mnie słyszycie to wiedzcie, że nienawidzę was! Nienawidzę Stwórców!

Na dłoni usiadł ten cholerny robot -jaszczurka. Zerknęłam na niego, po czym machnęłam ręką, przez co maszyna spadła na ziemię. Uderzywszy pięścią w korę, syknęłam z bólu. Przyjrzałam się dłoni i dostrzegłam na niej krew. Wywróciłam oczami i oderwałam kawałek bluzki, następnie obwinęłam dłoń szmatką. Westchnęłam. Dlaczego te wszystkie chore rzeczy trafiają się akurat mi? Co ja takiego zrobiłam? Dlaczego w ogóle trafiłam do tego pieprzonego Labiryntu? Dlaczego muszę żyć?
Ten krótki monolog przerwało mi pukanie do drzewa, na którym aktualnie siedziałam. Niechętnie zerknęłam w dół na czarną czuprynę i ciemne oczy, które błyszczały w ciemności.

- Dlaczego wybiegłaś z Bazy? - Spytał się nastolatek, dokładnie przypatrując się mojej twarzy.

- Miałam ku temu powody. - Oznajmiłam, zeskakując z drzewa.

- Niby jakie? - Parsknął śmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem.

- Thomasie - zaczęłam - czy ty się ze mnie śmiejesz?

- Nie, skądże droga Taylor. - Uśmiechnął się, po chwili jednak spoważniał. Złapał mnie za dłoń, w którą byłam zraniona. Zaczął ją dokładnie oglądać. - Powinnaś się udać do Lecznicy.

- To tylko draśnięcie. - Zabrałam rękę, i pogłaskałam ją. - Nie martw się.

- Ogay, ogay. - Włożył ręce w kieszenie, po czym wyjął je z czymś pomarańczowym. - Chcesz mangarynkę?

- Skąd ty... - Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się. - Patelniak cie zabije.

Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, odbierając mu owoc. Obrałam go ze skórki i oddałam nastolatkowi połowę mandarynki. Wzięłam kawałek do ust i po przegryzieniu poczułam kwaśny smak, który lubię.
Zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia z lasu, lecz coś zakłóciło naszą ciszę. Zza krzaków wybiegł Ben. Niczym gepard zaczął biec w stronę bruneta, a ten uciekać. Zdezorientowana podążałam za nimi, a gdy tylko wybiegłam z lasu zobaczyłam leżącego na ziemi blondyna z strzałą w czasce. Obok niego z łukiem stał Newt, a kilka metrów od nich leżał mój towarzysz. Do zbiorowiska dobiegł Alby, Minho i kilku Budolów. Złapali Bena za ubrania i ponieśli do Bazy. Prawdopodobnie chcieli go wnieść na ostatnie piętro, bo nie nadawał się do Lecznicy. Podeszłam do blondyna i spojrzałam mu w oczy.

- Co tu się stało? - Spytałam cicho.

- On biegł jak szalony, a Tommy chciał mu uciec. Musiałem jakoś zareagować, więc strzeliłem. - Opuścił wzrok na ziemię. - Nie miałem wyboru.

- Rozumiem. - Przytuliłam chłopaka, po czym go puściłam i powoli zbliżyłam się do leżącego na trawie bruneta. Delikatnie go kopnęłam. - Wstawaj klumpie.

- Odczep się, Taylor. - Odezwał się i odwrócił tyłem do mnie.

- Ogay, wiesz gdzie mnie szukać. - Powiedziałam i odeszłam od chłopaka.

Postanowiłam, że zostawię sprawę Bena 'mężczyznom', a sama pójdę do Patelniaka i zrobimy jakieś babeczki, czy coś, bo chyba zbliżają się Krwawe Dni.

***
Hej, hej Wszystkim!
Mam dla Was mały konkursik.
Pomyślałam, że przydała by się nowa okładka, a ja raczej nie mam głowy do tych spraw to stwierdziłam, iż moje drogie Czytelniczki mogłyby zrobić.
Najlepsza okładka wygra!
Nagrodą będzie wydedykowany rozdział oraz ta osoba, która wygra będzie mogła podać mi, co by chciała zobaczyć w następnym rozdziale. Podałaby mi kawałek fabuły, dialog itp. Ja to bym wplotła w książkę (najlepiej by było gdyby to był sen/wspomnienie).
Aczkolwiek proszę o nie zabijanie postaci lub ich okaleczenia. 
Okładki możecie wysyłać do mnie na wiadomości prywatnej lub na Snapie  ( nazwa to : queen6895 ).
Na okładki czekam do 26.12.2017r.
Powodzenia i mam nadzieje, że będę miała z czego wybierać.

❝𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝ź 𝐰𝐲𝐣ś𝐜𝐢𝐞 𝐚𝐥𝐛𝐨 𝐳𝐠𝐢ń❞ - tmr ((urwane, bez zakończenia))Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz