Moment przez Labiryntem

3.6K 159 21
                                    

Weszłam do pokoju... Białego pokoju, w którym stały dwa krzesła, stolik oraz w rogu pomieszczenia znajdowało się małe okienko. Usiadłam na jednym z krzeseł, szybkim ruchem założyłam nogi na stolik i czekałam na moją kochaną mamusię.

Po długich pięciu minutach, zjawiła się. Była ubrana jak zwykle, biały fartuch, podnie i buty tego samego koloru, jej blond włosy były spięte w koka, błękitne oczy podkreślały bardzo jasną cerę; w ręku trzymała zieloną teczkę. Usiadła na przeciwko mnie i wyciągnęła jakieś dokumenty ze swojej teczki.

-Taylor, nogi - mruknęła pod nosem, a ja wywróciłam oczami i zdjęłam dolne kończyny ze stolika.

-Lepiej? - Wręcz wysyczałam, wbijając w nią spojrzenie. - Mów, co masz mówić... Nie mam czasu na twoje pierdoły.

-Uspokój się, dziecko. - Przewróciła oczami. - Czasu zawsze starczy dla każdego.

W tym momencie mogła zobaczyć w moich czekoladowych tęczówkach nie dość, że wściekłość to i irytację! Skrzyżowałam przedramiona na klatce piersiowej i biorąc kilka spokojnych wdechów, patrzę na nią, nieco uspokojona.

- Czy mogłabyś mi łaskawie powierzyć ten sekret wagi państwowej, po jakiego grzyba miałam tutaj przyjść?

- Mhm... Tak - oznajmiła, wyjmując najwyraźniej jedną z ważniejszych kart i zlustrowała mnie wzrokiem. - Dzisiaj wysyłamy ciebie do Labiryntu „ A ".

Gdy tylko to powiedziała, w moich oczach przez krótki moment malowała się radość. Zobaczę Minho i Newta! Po chwili przymniałam sobie jedną istotną rzecz... Pamięć. Wyczyszczą mi ją. Nie będę ich pamiętać.

- Tak jak każdemu wysłańcowi... - Nie dałam jej dokończyć. Tą formułkę znam na pamięć.

- Przebierzecie, zrobicie kilka podstawowych badań i założycie Zatarcie - przewróciłam oczami i wbił nią pobłażliwie spojrzenie. - Mam jednak jedną prośbę...

Kobieta patrzyła na mnie, wręcz wiercącym wzrok i lekko uniosła brew do góry, dając mi sygnał, bym kontynuowała.

- Mamo, chcę tatuaż. - Przyszło mi to niezwykle łatwo, gdyż rozmawiałam z nią na ten temat miliony razy, a ta za żadnym razem nie ulegała mi.

-Rozmawiałyśmy już o tym, Taylor... - Westchnęła ciężko. Najwyraźniej wiedziała, o co mogę poprosić. - No, ale dobrze... Jeden, mały. - Dała nacisk na drugie słowo, jednak ja jestem kompletnie zdziwiona.

Nieco szerzej otworzyłam oczy, wpatrując się w nią z niemałym zaskoczeniem. Pod wpływem emocji uniosłam się z krzesła i podeszłam do niej. Objęłam ramionami jej talię i przytuliłam. Jakoś... Dziwnie się poczułam. Tak inaczej.

Blondynka, aby nieco ułatwić mi zadanie, również wstała i oplotła rękoma mój pas, wtulając mnie w siebie. Wystarczył jeden moment, abym poczuła zapach delikatnych perfum.

- Taylor... - zaczęła bardzo cicho. Nawet ja ją ledwie usłyszałam. - Taylor, nie daj się zabić.

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się leciutko.

-Dam radę, mamo.

- Tylko ten tatuaż nie ma być imieniem żadnego chłopca - dodała po chwili, znacznie odsuwając się ode mnie i ponownie zasiadając na krześle.

- Tak, wiem, mamo - przewróciłam oczami, opierając się biodrem o stolik. - Myślałam nad smokiem... Albo jakimś cytatem.

- Dobrze, a konkretniej, w którym miejscu? - Spytała, mrużąc przy tym oczy.

- Myślałam o miejscu za uchem, ewentualnie łopatce - wzruszyłam ramionami, zaczynając nieco się nudzić.

- Zdecydowanie za uchem, Taylor... I pamiętaj, nie daj się zabić. - Blondynka wymamrotała pod nosem, rzucając mu krótkie spojrzenie.

Jedynie pokiwałam głową, po czym wyszłam z pokoju. Przy drzwiach czekała na mnie doktor Bella. Teraz tylko jej mogłam zaufać.

Kobieta posiadała kruczoczarne włosy, które były kręcone. Zawsze spłatała je w koński ogon na czubku głowy. Jej tęczówki były szmaragdowe... Momentami miałam wrażenie, że ktoś jej po prostu włożył te dwa kamienie szlachetne. Cera dwudziestopięcio latki była oliwkowa, co szło za tym, że latem jej skóra była ślicznie opalona. Zazdrościłam jej tego.

- Ruszaj się, Tay - wymamrotała cicho, łapiąc mój nadgarstek i ciągnąc w odpowiednią stronę. - Za uchem, tak?

- A skąd ty to wiesz, co? - Mrużę oczy, po raz kolejny tego dnia zdziwiona.

- Kamery, kamery nas otaczają. - Wymruczała, wręcz śpiewającym tonem.

- No tak, w końcu seniorita Bella nie ma nic innego do roboty, tylko patrzenie, jak przytulam się do matki. - Prycham ironicznie.

- Dawno jej tak czule nie przytulałaś. - Zauważa, spoglądając na mnie z minimalnym uśmiechem.

Nie odpowiedziałam już na to.

Po chwili weszłyśmy do pomieszczenia, w którym stało kilka łóżek, biurko, a na jedna ściana była wręcz zastawiona regałami, na których stały segregatory. Przy każdym z łóżek była machina do tatuażu i urządzenie do nakładania zatarcia. Kobieta ruchem ręki poprosiła mnie bym usiadła, aby wykonać zabieg tatuażu...

***

Perspektywa doktor Belli

Po dobrej pół godzinie Taylor miała swój upragniony tatuaż, na skórze przy uchu, ale i Zatarcie, które ładowało się, by zatrzeć ostatnie szesnaście procent wspomnień.

Usłyszałam alarm.

Szybko wyjęłam spod biurka czarną, zwykłą torbę, aby spakować do niej większość potrzebnych rzeczy dla Taty w Strefie. Nie patrząc czy Zatarcie było założone w stu procentach, odłączyłam je, by po chwili rzucić torbę w nogi dziewczyny i ciągnąc łóżko pobiegłam w stronę windy, która miała ją zabrać do Labiryntu.

Będąc na miejscu, ostrożnie przełożyłam dziewczynę do skrzyni, wypełnionej skrzyneczkami i temu podobnym rzeczy. Torbę ułożyłam przy nastolatce, a następnie ucałowałam jej czoło.

- Pamiętaj, Tay... DRESZCZ jest zły... Nie ufaj mu. - Wymamrotałam, wiedząc, że i tak mnie nie usłyszy.

Wcisnęłam odpowiedni guzik i...

Winda ruszyła.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

[ Rozdział poprawiony. ]

❝𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝ź 𝐰𝐲𝐣ś𝐜𝐢𝐞 𝐚𝐥𝐛𝐨 𝐳𝐠𝐢ń❞ - tmr ((urwane, bez zakończenia))Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz