Pomimo

974 76 96
                                    

*Magia czasu*

Thomas. Labirynt. Bieg. Oddech. Zimny beton. Minho. Alby.

Leżąc na zimnym jak cholera betonie, wysłuchiwałam krzyków Azjaty na ciemnowłosego. Podniosłam się na łokcie, a później usiadłam pod ścianą i oparłam się o nią, oddychając głęboko, zerknęłam na bezwładnego przywódcę, który leżał przy murze. Gwałtownie zbliżył się do mnie Azjata i mrużąc oczy, potrząsnął mną.
- A ty nie jesteś wcale lepsza! - Krzyknął puszczając mnie, przez co uderzyłam się w mur. - Poimało cię do końca?! Głupia jesteś?! Taylor, odpowiedz mi!

-Krzycz ciszej Minho, głowa mnie boli. - Mruknęłam wstając. - Odsuń się, bo śmierdzisz potem.

-Jak możesz być taka niepoważna?! - Powiedział poddenerwowany chłopak, patrząc na mnie.

-Bo mogę - odpowiedziałam. Podeszłam do przywódcy i sprawdziłam czy jest puls. j Jak na razie żyje, ale trzeba coś z nim zrobić.

-Może powieśmy go na pnączach? - Zaproponował dotąd milczący brunet.

-Powiesić to ja mogę, ale ciebie. - Odrzekł nastolatek, podchodząc bliżej mnie.

-To wymyśl coś lepszego niż Thomas. - Powiedziałam, przyglądając się czarnoskóremu.

Chłopak przez chwilę mruczał coś pod nosem, po czym wywrócił oczami i zgodził się na plan brązowookiego.

Mężczyźni podnieśli przywódcę, a ja lekko owinęłam go wokół ramion pnączami i mocno ścisnęłam. Chłopcy zaczęli ciągnąć za bluszcz przez co Przywódca zaczął unosić się nad ziemią, a następnie zawisnął wśród pnączy. Nagle usłyszałam mechanistyczny szmer, jak widać nie tylko ja, bo po chwili Azjata pociągnął mnie za rękę, przez co pobiegłam za nim.

- Minho, ale Thomas został sam! - Powiedziałam w biegu, lecz chłopak nie zważał na to, tylko biegł, a ja za nim.

W końcu po kilku minutach udręki znaleźliśmy wąską szparę w murze. Nastolatek kazał mi w nią wejść, po czym sam znalazł się obok mnie. Słyszałam jego oddech. Szybki, płytki, ale spokojny, jakby nie bał się, że zginiemy. Po chwili zerknął na mnie i wyszeptał :

- Teraz jesteśmy sami, więc możesz mi powiedzieć, że na mnie cholernie lecisz.

Zatkało mnie. Wpatrywałam się w błyszczące, ciemne tęczówki Azjaty. Serce znowu zaczęło bić szybko, jakbym właśnie przebiegła maraton. Zagryzłam wargę.

- Nie lecę na ciebie. - Skłamałam, a on to wiedział, zaśmiał się pod nosem i spojrzał na mnie z podciągniętą brwią.

-Tay, przecież i tak jesteśmy kolacją Buldożercom, więc co ci szkodzi powiedzieć prawdę? - Miał rację, po co mam kłamać skoro i tak zginiemy w szczękach tych cholernych pająków?

- Jeśli ty przyznasz, że lecisz na mnie. - Po co ja komplikuję tą sytuację? Uśmiechnęłam się, pomimo strachu.

- Dobrze - powiedział. - Kocham cię, Taylor. Odkąd ciebie ujrzałem, poczułem coś takiego nie do opisania. Czułem się, jak nie uzupełniony puzzel, jak awokado bez pestki. - W tym właśnie momencie zaśmiałam się. Chłopak po chwili dołączył do mnie, po czym przestaliśmy.

- To bardzo romantyczne, Minhoś - oznajmiłam ściszonym głosem.

Czarnowłosy spoważniał i zbliżył się do mnie. Zerknął na moje usta i musnął je delikatnie swoimi. Serce zatrzepotało mi w piersi, i poczułam się jak w niebie, pomimo tego, że byliśmy w ciemnym labiryncie ze setkami olbrzymich stworów. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek, i z każdą kolejną chwilą całowaliśmy się w coraz to większą pasją.

❝𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝ź 𝐰𝐲𝐣ś𝐜𝐢𝐞 𝐚𝐥𝐛𝐨 𝐳𝐠𝐢ń❞ - tmr ((urwane, bez zakończenia))Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz