02. Seize

39 5 71
                                    

Luke dalej nie schodził na dół, a coraz bardziej zbliżaliśmy się do spóźnienia na pierwsze zajęcia. Postanowiłem poczekać jeszcze pięć minut, a jeżeli nie zejdzie w tym czasie albo wyjdę sam albo zaciągnę go siłą do samochodu. W sumie żadna z opcji się nie wykluczała. Z braku zajęcia wyszedłem, wyjąć listy ze skrzynki. Jeden z nich był nawet adresowany do mnie. Przeczuwałem, co to może być, więc szybko wbiegłem do środka. Rozerwałem kopertę i zacząłem piszczeć, jak mała dziewczynka. Dostałem się na University of Chicago. Trudno mi w to uwierzyć, bo dostanie się tam graniczy z cudem. Jeżeli Luke'owi też się udało to nie będziemy musieli iść na Central Washington University. Oby wszystko poszło po naszej myśli. 

Zobaczyłem schodzącego po schodach blondyna w naprawdę nietypowym dla niego stroju. Nigdy nie lubił kardiganów, wręcz ich nienawidził, a teraz sam jest ubrany w jeden z nich. Brakuje mu jeszcze spodni khaki i mokasynów. Wtedy wyglądałby naprawdę komicznie, jak na niego.

- Nie mów, że wyglądam aż tak źle, jak myślę. - Mówił, a ja próbowałem nie roześmiać się.

- Aż tak źle nie jest... - Urwałem, a jego pełne bezradności spojrzenie nakazywało mi skończyć. - po prostu to coś innego. 

- Co tam trzymasz? - Zapytał, wskazując na list w mojej dłoni. 

- Dostałem się do Chicago! - Wykrzyczałem, rzucając się na niego. 

Lekko objął moje ciało, a kiedy mi gratulował czułem nutę smutku w jego głosie. Nie był pewien swojego miejsca, a nawet jeśli przyszłaby informacja potwierdzająca to, wątpię, że by się o tym szybko dowiedział. Rodzina dalej się do niego nie odzywała i wiedziałem, że sprawia mu to ból. 

- Idę dzisiaj do mamy. - Powiedział, puszczając mnie.

Co? Po co?

- Muszę z nią porozmawiać o tym wszystkim. 

- Och, rozumiem. - Skłamałem. Nie rozumiem tego wcale.

Spóźnieni pojechaliśmy na drugą godzinę z czego Luke nie był zadowolony, ale to nie była moja wina. To on szykował się do wyjścia tak długo, jak dziewczyny, które muszą zrobić jeszcze makijaż. Na długiej przerwie próbowałem wybić mu z głowy pomysł jechania do domu. Kto wie, co by się tam stało. Co jeśli jego ojciec coś by mu zrobił. Nie wiadomo, co ten pieprzony homofob jeszcze wymyśli. 

***

Opuściłem budynek szkoły i powoli poszedłem w stronę domu rodziców. Na dworze było okropnie gorąco, więc zdjąłem sweter i wrzuciłem do luźno do plecaka. Podróż pieszo zajęła mi około piętnaście minut, ale to było za mało, żebym mógł sobie wszystko uporządkować w głowie. Przekroczyłem próg podwórka i zaczęły nawiedzać mnie myśli, czy to na pewno dobry pomysł, abym się tutaj zjawiał. Wyjąłem klucze i ostrożnie włożyłem je do zamka. Wszedłem do środka i pierwsze co zrobiłem to udanie się do kuchni. 

- Luluś, skarbeńku! - Krzyknęła moja mama, kiedy mocno przycisnęła mnie do siebie. - Mam dla ciebie dobre wieści. 

- Cześć mamo. - Wymamrotałem, a ona położyła na stole przede mną kopertę.

- Otwórz. - Ponaglała mnie, a ja wyjąłem z szuflady nożyczki. Przeciąłem kawałek i wysunąłem list. Zacząłem go czytać i podskoczyłem z piskiem. Nigdy się tak nie cieszyłem przez szkołę. 

- Napisali, że moje wyniki były niesamowite. - Pisnąłem, a mama ponownie mnie przytuliła.

- Mam jeszcze coś dla ciebie. Odkąd byłeś małym brzdącem razem z ojcem zbieraliśmy na specjalnym koncie pieniądze na twoją przyszłość. Chyba nadszedł czas, żebyś dostał do niego dostęp, bo one będą ci bardzo potrzebne. Zapomniałabym, kupiłam ci garnitur na bal, o który tak prosiłeś. Jest piękny. 

Jeżeli dobrze zrozumiałem mamę, to nie muszę szukać żadnej pracy, skoro przed tyle lat na mnie odkładali. Ulżyło mi, chociaż na studiach i tak będę musiał poszukać sobie stażu. Michael chyba mi w to wszystko nie uwierzy. Sam nawet w to nie wierzę. To dla mnie za dużo. 

⚫️⚫️⚫️

Hej, hej, hej!!

Zostały nam ledwo cztery rozdziały, a ja nie wiem, w którym momencie dać ich bal... 

Kc Was

Ola xx


Internet Friends |Muke|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz