02. Quatrorze

35 9 57
                                    

Michael pomagał mi rozpakować się w jedynym z wolnych pokoi w ich domu. Pomoc, przy tym co robił to jednak złe określenie. Musiałem wszystko, ale to wszystko po nim poprawiać. Nawet ułożenie najmniejszej, najmniej istotnej pierdoły. Jeżeli tak wygląda chociażby jego sprzątanie, a bardziej upychanie wszystkiego, gdzie się da, to będzie ciężko. Już nawet wiem,  kto będzie się tym zajmował w naszym mieszkaniu, kiedy opuścimy Australię. Oczywiście, że ja, bo ten błazen nic by nie zrobił. Chociaż tyle dobrego, że nie mam takiego bzika na punkcie sprzątania, jak moja mama. Właśnie, mama. Dalej się do mnie nie odezwała odkąd tutaj przyjechałem, a minęło już kilka godzin. Obawiam się, że ojciec znalazł tę kartkę, na której jej wszystko napisałem i po prostu wyrzucił. Byłby do tego zdolny, tak jak i wmówienia jej, że sam się wyprowadziłem. To już przekroczyłoby wszelkie możliwe granice. 

Zostały lekko ponad miesiąc do końca liceum. Przeraża mnie, że czas biegnie tak szybko. Zanim się obejrzę, będę już na studiach, później dyplom i prawdziwa dorosłość. Boję się tego. Boję się, że sobie nie poradzę. Że Mike mnie zostawi dla kogoś innego, a co gorsza, wróci do tej nadętej, wypindrzonej paniusi z Baltimore, a ja zostanę sam, jak palec. Już tak raz się stało, tyle, że znalazłem swoją pocieszycielkę, która rozpuściła paskudne plotki. 

- Michael, zostaw to. Najlepiej mi nie pomagaj. Proszę idź. - Błagałem. Nie mogłem już znieść tego, jak wszystko źle układa. Wiem, że się stara, ale to nie potrzebne. Sam sobie poradzę.

- Chcę tylko ci jakoś pomóc... - Odpowiedział i wiedziałem, że to było dla niego niezręczne. - Ale skoro tego chcesz, to okej. Wołaj, jak będziesz, czegoś potrzebować.

A to ci dopiero niespodzianka. Posłuchał mnie bez protestów. 

- Dobra. - Wymamrotałem i skupiłem się na ogarnianiu pokoju, który od dzisiaj należał do mnie. Nie pasował mi w nim kolor ścian. Nie przepadałem za zielonym. Jedynym wyjątkiem były oczy Michaela i nic poza tym. 

- Cholera! Czy ta lampka musiała akurat teraz, kurwa, spaść?! - Przeklinałem i zbierałem kawałeczki ze szklanego klosza lampki, która miała dla mnie wartość sentymentalną. Byłem na siebie za to wściekły. Wyrzuciłem jej resztki do kosza, bo nic już nie dało się z tym zrobić.

Za oknami było już ciemno, kiedy skończyłem się zadomowiać w nowym pokoju. Każda rzecz miała swoje miejsce, każde ubranie wisiało idealnie na wieszaku, albo było złożone i wsadzone w szufladę białej, lakierowanej komody. Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu i naprawdę było tutaj przytulnie, nie jak wcześniej. Kominek ze sztucznym płomieniem dodawał teraz uroku temu miejscu, a nie jak wcześniej, je szpecił. 

- Mike! Chodź! - Zawołałem go, a na mojej twarzy pierwszy raz w ciągu całego dnia pojawił się uśmiech, który nie był wymuszony, jak wcześniej, a całkowicie szczery. 

Wszedł do pokoju i widziałem, że jest cholernie zdziwiony, co tutaj zrobiłem. Sam byłbym w szoku, gdyby on w moim domu całkowicie zmienił obskurny, bez wnętrza pokój w coś przytulnego i nie przypominającego tego, co wcześniej.

- Co... ty tutaj... zrobiłeś... - Wydukał, a ja zacząłem się śmiać. Dawno nie widziałem go w takim stanie, że nie potrafił się wysłowić, szczególnie przeze mnie. - Gdyby Karen teraz to zobaczyła, kazałaby ci zrobić tak w całym domu.

Jasne, od razu bym się zgodził.

- Tylko odrobinę nadałem temu pokoikowi charakteru i ciepła. Nic więcej. - Odpowiedziałem mu obojętnym tonem. - Zamknij już te usta i chodź do mnie. - Rozłożyłem ramiona i czekałem aż się przytuli. 

⚫️⚫️⚫️

Hej, hej, hej

Nie mam Wam za dużo do powiedzenia oprócz tego, że trzecia część najprawdopodobniej się pojawi!! 

Dbajcie o siebie

Kc Was

Ola xx

Internet Friends |Muke|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz