Rozdział 10

561 36 3
                                    


- Co się stało z twoją sukienką? - pyta ze śmiechem Haymitch i zeskakuje z rydwanu. Chyba dopiero teraz zauważył, że fragment jej przodu został przez coś przeżuty. Brawo za spostrzegawczość.- Nie zjadłaś śniadania? - wybucha głośnym śmiechem

Staram się przybrać obrażoną minę, ale nie potrafię udawać, że cała ta sytuacja z moim kostiumem mnie bawi i lekko się uśmiecham. Wyraźnie zadowolony z swojego żartu szczerzy się do mnie i wyciąga dłoń, aby pomóc mi zsiąść, ignoruję ją jednak i sama zeskakuję na ziemię. Niestety tracę równowagę przy lądowaniu i wpadam na innego trybuta. Po stroju z kabli i przewodów elektrycznych wnioskuję, że chłopak jest z trzeciego dystryktu. Uśmiecham się przepraszająco, a za sobą słyszę chichot Mirandy którą właśnie z rydwanu ściągnął Haymitch. Ale wstyd. Po chwili Sam i nasi styliści już są przy nas.

-A gdzie ty masz buty?! Jak mogłaś je ściągnąć?! Rujnujesz moją reputację! - krzyczy mój stylista cały czerwony na twarzy. Wiedziałam, że mi się dostanie, więc nie przejmuję się tym za bardzo. Mężczyzna nie widząc po mnie żadnej reakcji unosi ręce w poddańczym geście i wychodzi pytając samego siebie: - Z kim ja pracuję?

-Nie przejmuj się tym starym dziadem.- mówi Sam patrząc na mnie, następnie przesuwa wzrok na pozostałą dwójkę- Byliście oszałamiający! - piszczy, po czym ręką daje nam znać abyśmy poszli za nim. Mentor prowadzi nas plątaniną korytarzy do windy, po czym wciska w środku przycisk z numerem 9. Winda rusza.

-Przez najbliższe dni to będzie wasz dom.- mówi podekscytowany Sam.

-No nie wiem, jakoś mało tu miejsca, myślisz że się pomieścimy?- pyta głupkowato Haymitch a Miranda wybucha przesadzonym śmiechem.

-Ale z ciebie żartwoniś misiu!- ciesze się, że te słowa wyszły z ust Sama a nie Mirandy.- Wracając, od jutra zaczynacie szkolenie, a resztę tego dnia macie wolne!

Drzwi windy otwierają się bezgłośnie, a naszym oczom ukazuje się przepiękny, nowoczesny apartament. Sam z uśmiechem przygląda się naszej reakcji.

-Julka zamknij buzię, bo ci mucha wleci.- mówi śmiejąc się.

Nawet nie wiem kiedy otworzyłam usta, zamykam je szybko i się rumienię. Mentor nas oprowadza, na szczęście tym razem każdy ma swój pokój. "Wycieczkę" kończymy w szmaragdowo-czarnym salonie, gdzie Sam oświadcza nam, że to był ciężki dzień również dla niego, więc udaje się do SPA, czymkolwiek to jest. Miranda postanawia odprowadzić go do samej windy, chyba chce mu się podlizać... Zmęczona postanawiam resztę dnia spędzić w swoim pokoju. Niestety udaje mi się zrobić tylko 5 kroków w jego kierunku, bo nagle czuję jak coś szarpie moje włosy od tyłu. Odruchowo odwracam się i wymachuję ręką w kierunku sprawcy.

-Przestań! - krzyczę.

-Ale to zabawne.- Haymitch uśmiecha się do mnie.- Obiekt badań reaguje na ciągnięcie za włosy tak samo jak pięć lat temu.- dodaje poważnym tonem, po czym zaczyna się śmiać, jakby to była najśmieszniejsza rzecz na świecie.

-Zostaw mnie! To nie jest śmieszne!- ba, to boli! Wyszarpuję moje włosy, tak że kilka zostaje w jego ręce i szybkim krokiem zmierzam w stronę pokoju.

-Ej Julka, co cię ugryzło?- pyta niewinnie

-Nie Julkuj mi tu idioto!- wybucham nie zatrzymując się.

-Oj no nie bądź taka, powiedz mi o co chodzi!- woła za mną.

-Ty dobrze wiesz co! - krzyczę na niego przez ramię.

-Poczekaj!- woła. Odwracam się, aby krzyknąć, żeby się odczepił, ale głos więźnie mi w gardle. W ręce trzyma moją bransoletkę. Odruchowo unoszę moją dłoń, żeby lepiej ją widzieć, ale nie zauważam na niej bransoletki. To nie jest złudzenie. Z niedowierzaniem podnoszę wzrok na chłopaka, po czym idę odzyskać moją własność.

-Oddaj! -krzyczę i podskakuję, żeby dosięgnąć mojej własności, którą uniósł w górę, abym nie mogła jej dosięgnąć. Żałuję, że nie mam teraz na sobie obcasów, nawet skacząc na palcach ledwo ją dotykam. Haymitch widząc moje usilne starania tylko śmieje się i unosi bransoletkę coraz wyżej. Nic z tego. Sama nie dam rady. Musze obrać inną taktykę. Robię krok w tył i próbuję przewiercić go wzrokiem.

-Oddam ci, jak mi powiesz czym zasłużyłem sobie na bycie ignorowanym.- mówi

-Czujesz się teraz ignorowany?!- mówię przez zęby.

-Teraz akurat zmuszam cię do gadania, mówię o tym co było wcześniej, wiesz pociąg i te sprawy...

-Skąd ją w ogóle masz?- pytam siląc się na spokojny ton.

-Zostawiłaś ją w swojej łazience w pociągu.- mówi. No tak! Ściągnęłam ją, żeby się nie zamoczyła! Jak mogłam o niej zapomnieć?- Pomyślałem sobie, że musiałaś o niej zapomnieć, gdybym jej nie wziął. musiałabyś się z nią na zawsze pożegnać.

-Dziękuję.-mamroczę pod nosem, po czym głośniej dodaję- A teraz mi ją oddaj!

-Dlaczego mnie ignorujesz.- jest nieustępliwy, ale nieostrożny, opuścił rękę, to moja szansa.- Odpowiedz.

-Nie mam zamiaru cię bronić, a potem dać się zabić!- wyrzucam z siebie i rzucam się na jego rękę, niestety jest szybszy, znowu wysoko ją unosi. Pieką mnie oczy. Nie mogę okazać słabości, więc postanawiam się jak najszybciej wycofać. Zaczynam biec w stronę mojego pokoju.

-Czekaj, co?! Nie rozumiem!- krzyczy za mną, tym razem się nie zatrzymam.- A bransoletka?!- czuję, że biegnie za mną.

-Weź ją w cholerę! Nie potrzebuję jej!- krzyczę łamiącym się głosem. Nie potrafię kłamać...

Wpadam do pokoju i zamykam drzwi w tej samej chwili, w której ktoś próbuje otworzyć je z drugiej strony. Odsuwam się od nich i siadam na brzegu łóżka. Rozlega się głośne walenie.

-Julia! Otwórz!- krzyczy Haymitch.

-Idź sobie!- krzyczę przełykając łzy.

-Nie, dopóki nie powiesz mi o co chodzi!

-Przecież już ci powiedziałam! - przekrzykujemy się nawzajem.

-Ale ja nie rozumiem o co ci chodzi!- kłamie, wiem że kłamie. Postanawiam milczeć.

-Otwórz mi!- łzy płyną mi po policzkach.- Znowu to robisz! Nie odcinaj się! Nie zachowuj się tak jakbym nie istniał!- proszę, idź już sobie... Teraz jak nigdy potrzebuję samotności.- Wiem że tam jesteś!- krzyczy łamiącym się głosem. Czyżbym się przesłyszała?- Proszę, porozmawiaj ze mną.- mówi z smutkiem w głosie.

Mam ochotę stąd wyjść i go przytulić. Wstaję i już mam podejść do drzwi, gdy uświadamiam sobie, że to musi być podstęp. Chce mnie wziąć na litość! Wracam na łóżko.

-Kiedyś będziesz musiała stąd wyjść.- ma rację... Kiedyś będę musiała, ale nie teraz.- A jak wyjdziesz, ja będę tu czekał.- to sobie poczekasz... Obstawiam, że po piętnastu minutach mu się znudzi. Kładę się do łóżka i po raz pierwszy od przyjazdu uświadamiam sobie, jak bardzo tęsknię za domem, którego już nigdy nie będzie mi dane zobaczyć.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz