Rozdział 54

334 25 42
                                    


-Haymitch...?- nawołuję chłopaka zaraz po tym, jak wychodzę z zarośli, musieliśmy się na chwilę rozdzielić, żebym... No cóż... Załatwiła swoje naturalne potrzeby... Miał czekać na mnie zaraz przy brzegu rzeki, jednakże nigdzie nie jestem w stanie go dostrzec. Ogarnia mnie panika, czy to możliwe, żeby mnie zostawił?! Krzyczę zrozpaczona:- Haymitch!

-Ciszej!- chłopak pojawia się znikąd tuż przede mną na tle szarego nieba.

-Jesteś!- przytulam się do niego i wydaję z siebie westchnienie ulgi.

-Coś się stało?- pyta wyraźnie zaskoczony moim zachowaniem.

-Myślałam, że mnie tu zostawiłeś!- przecieram swoje oczy, zanim mogłyby wypłynąć z nich łzy, na samą myśl o naszym rozstaniu.

-Za kogo ty mnie masz? Nigdy bym tego nie zrobił.- zapewnia.

-Obiecaj! Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz!- patrzę mu prosto w oczy.

-Obiecuję.- mówi szczerze i mnie całuje.

Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, co nie znaczy, że mi się to nie podoba... Rumienię się i delikatnie uśmiecham się pod nosem. Haymitch odwzajemnia mój uśmiech, następnie rusza, a ja chwilę później idę w jego ślady. Nie robię jednak nawet trzech kroków, gdy nagle od tyłu oplatają mnie czyjeś ręce. Szeroko otwieram oczy, a z moich ust wyrywa się krzyk przerażenia, Haymitch natychmiast się do mnie odwraca, jego oczy się rozszerzają, a na twarzy pojawia lęk, dokładnie w tym samym momencie, tuż przy prawym uchu słyszę głośny, znajomy głos:

-Ale ja za tobą tęskniłem!- nie mogę w to uwierzyć, to Charles! Haymitch zaczyna celować w nieznajomego swoją włócznią z groźnym wyrazem twarzy.

-Boże Charles! Nie strasz mnie tak!- krzyczę na chłopaka, gdyby mnie teraz nie trzymał, najprawdopodobniej osunęłabym się na ziemię, moje serce nadal się nie uspokoiło.

-Odsuń się od niej!- krzyczy Haymitch, który nawet na chwilę nie opuszcza swojej broni, bacznie obserwując przybysza.

-Spokojnie.- mówię do niego, a następnie pokazuję kciukiem w tył na Charles'a.- To właśnie osoba, której szukamy.

-Charles, ty idioto!- zza drzew wybiega kolejna osoba z włosami spiętymi w luźny kucyk, to jego siostra.- Masz ty coś w tej głowie?!

Marcela szybko do nas dobiega i rękojeścią trzymanego sierpa, uderza Charles'a w głowę, który w odpowiedzi teatralnie syczy z bólu. Widocznie przesadza, to nie było aż tak mocne uderzenie.

-Ała! Nie bij!- Charles puszcza mnie, żeby obronić się przed gradem jej ciosów. Spoglądam na Haymitch'a, który stoi w bezruchu i z zmarszczonymi brwiami obserwuje całą scenkę.

-Co tu się do cholery dzieje?!- pyta w końcu mierząc wzrokiem naszą trójkę, Marcela w końcu przestaje bić swojego brata.

-No tak! Gdzie moje maniery...- Charles jest dzisiaj nadzwyczaj żywiołowy.

Chłopak z trójki próbuje podejść do blondyna z wyciągniętą do niego prawą ręką, ale ten mu na to nie pozwala i kieruje włócznię wprost na niego. W tym samym czasie zrezygnowana Marcela przykłada obie ręce do swojej twarzy, wyraźnie zażenowana zachowaniem brata.

-Nazywam się Charles i reprezentuję dystrykt trzeci w tej jakże szampańskiej zabawie. A ta tutaj...- wskazuje na swoją siostrę.- To Marcela, moja młodsza siostra.

-No dobrze...? Ja nazywam się Haymitch...- zaczyna.

-Nie musisz się przedstawiać, doskonale cię znam.- przerywa mu.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz