Rozdział 32

351 23 6
                                    


Ostre, białe światło przebijające się przez moje powieki, zaczyna mi przeszkadzać. Marszczę nos, mamroczę do siebie coś niezrozumiałego i obracam się na drugi bok. Nic mi się dzisiaj nie śniło, może to i dobrze... W końcu przez całą noc mogły dręczyć mnie koszmary... Światło coraz bardziej mnie irytuje. Dlaczego nie zasłoniłam okien, gdy kładłam się spać?! Chwila... Od kiedy słońce jest aż tak jasne, a do tego białe...? Szybko otwieram oczy i zamieram. W moim pokoju nie było białych ścian! Szybko zrywam się z również białego łóżka i pierwsze co robię, to oglądam swoje ubranie. Z ust wyrywa mi się westchnienie ulgi, gdy widzę, że mój strój, w przeciwieństwie do miejsca, w którym się znajduję, nie zmienił się. Machinalnie sięgam ręką do kieszeni, fiolka i chusteczka jest na miejscu. Jak dobrze, że postanowiłam je tam schować! Uspokojona tym faktem, w końcu zaczynam dokładniej rozglądać się po pokoju. Mrużę oczy, wciąż oślepiona jasnym, białym światłem, które potęguje barwa pokoju. Nie udaje mi się dostrzec w nim żadnych okien, ani drzwi. Musieli mnie przenieść do tego śnieżnobiałego pokoju, gdy głęboko spałam, po zażyciu tej słodkawej cieczy. Z rozmyślań wyrywa mnie głośny dźwięk. To drzwi, których wcześniej nie udało mi się zauważyć, rozsuwają się, a w ich progu staje dwóch strażników pokoju. Bez słowa wyprowadzają mnie na zewnątrz i niemal ciągną mnie wgłąb korytarza. Idę w milczeniu, rozglądając się od czasu do czasu, szukając wzrokiem innych trybutów, ale nie udaje mi się ich spotkać. W końcu docieramy do również śnieżnobiałej windy. Jej drzwi otwierają się, z dobrze znanym mi dźwiękiem, a moim oczom ukazuje się Sam. Mentor jest w swojej naturalnej wersji, jego kręcone, ciemnobrązowe włosy niemal dosięgają eleganckiego, czarnego garnituru. Sam z kamiennym wyrazem twarzy kiwa głową do obu strażników, następnie odwraca się do mnie i obdarza mnie swoim promiennym uśmiechem.

-Panowie już nie będą nam potrzebni.- mówi, a strażnicy posłusznie się oddalają, obserwuję ich dopóki nie znikną za rogiem.- Długo będziesz tak stała?

-Tak długo, jak tylko mogę...- mówię cicho zachrypniętym głosem. Chcę przedłużać ten moment w nieskończoność.

Mam wrażenie, że gdy tylko wejdę do tej windy razem z Sam'em, nie będzie już odwrotu. Wiem, że to nie jest prawda. Przecież już od samego początku, nie było dla mnie odwrotu.

-Jak sobie chcesz, to smutne, że ten czas wolisz spędzić gapiąc się w przestrzeń, niż porozmawiać ze mną...- mówi i teatralnie pociąga nosem ze smutku. Wzdycham ciężko i odwracam się do niego twarzą.

-Dobra... Idę z tobą biedaku, bo jeszcze za chwilę mi się tu rozpłaczesz.- mówię od niechcenia, a na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.

-Cóż za zaszczyt! O niczym innym nie marzyłem!- piszczy, a ja prycham i wchodzę do windy. Sam wciska guzik z wielką cyfrą 0, a drzwi się zamykają. To moja ostatnia rozmowa z mentorem, powinnam go zapytać, o ostatnie wskazówki. Chociaż nie wiem, czy to najlepszy pomysł, w końcu co taki Kapitolińczyk jak on, może wiedzieć o Igrzyskach Śmierci, skoro nigdy w żadnych nie brał udziału... Polubiłam Sam'a, jednakże wolałabym, żeby była ze mną teraz Sonia, prawdziwa zwyciężczyni, która ma jakieś doświadczenie. Postanawiam więc przerwać ciszę czymś innym, co również mnie ciekawi.

-Więc...- zaczynam, a Sam patrzy na mnie pytająco.- Wszyscy trybuci tu trafili?

-Tak, oczywiście. Przenosiliśmy was, gdy spaliście.- mówi z spokojem w głosie, zaspokajając tym samym moją ciekawość.

-Tak... Zdążyłam się domyślić...- mówię o naszych przenosinach.

-Ty lepiej się już nie odzywaj!- nagle wybucha, a ja robię zaskoczoną minę.- Jesteś o wiele cięższa niż wyglądasz! Chyba z pięciu strażników pokoju naraz musiało cię wynosić! Jak tylko wygrasz, poniesiesz koszty leczenia ich kręgosłupów!

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz