Rozdział 31

337 23 0
                                    


Siadam na łóżku i próbuję opanować drżenie rąk. Tępo wpatruję się w kawałek papieru, który rzuciłam na podłogę. Nie mogę spanikować! - nakazuję sobie. Zaczynam głęboko oddychać, mając nadzieję, że to pomoże mi się uspokoić, dzięki czemu zacznę trzeźwo myśleć. Spokojnie - nakazuję sobie. - To nie koniec świata, Charles'owi dobre wieści mogę przekazać jutro, gdy tylko znajdziemy się na arenie. Tak, wszytko będzie dobrze... Chyba że... A co jeśli nie uda mi się go znaleźć?! Lub od razu zginę?! To nie będzie tylko mój koniec, ale i też tych wszystkich osób, które zamierzaliśmy uratować!  - odzywa się lęk w mojej głowie, którego nie jestem w stanie kontrolować.

-Zamknij się!- mówię na głos i od razu zakrywam usta ręką. Już zaczęłam mówić do siebie... Zapowiada się cudowna noc...

Wstaję z łóżka i zaczynam szybko chodzić w kółko po pokoju. Nie jestem w stanie myśleć. Po paru minutach postanawiam wziąć prysznic, ciepła woda powinna pomóc mi się rozluźnić.

Miałam rację, gorąca kąpiel dobrze mi zrobiła. Przebrałam się w zwykłą, bawełnianą, pudrowo-różową koszulkę i proste, czarne spodnie. Wracam do pokoju, biorę głęboki wdech i zaczynam myśleć co dalej. Najlepsze co mogę zrobić w tej sytuacji, to zjeść coś, a następnie położyć się spać, żeby jutro na arenie być w pełni sił. Wcielam plan w życie i zaczynam jeść. Staram się skupić tylko na tej czynności, żeby znów w mojej głowie nie odezwał się lęk. Nie mogę panikować. Na szczęście udaje mi się to zrobić. Pusty talerz z powrotem odkładam na stół. Wyciągam z torebki fiolkę z przeźroczystym płynem, obracam ją przez chwilę w dłoniach, zanim schowam ją do kieszeni spodni. Przecieram ręką oczy, a rzemyki bransoletki lekko łaskoczą mnie po nosie. Torebkę chowam głęboko w szafie, nikt nie może dowiedzieć się co zrobiłam. Nagle przypominam sobie o chusteczce, którą dał mi Sam, wyprałam ją, ale nigdy jakoś nie miałam okazji, żeby mu ją oddać. Również chowam ją do kieszeni, boję się, że jutro mogę zapomnieć jej zabrać. Już mam kłaść się do łóżka, gdy mój wzrok przykuwa pojedyncza szklanka na komodzie. Zaczynam ją dokładnie oglądać. W szklance jest jakaś niezidentyfikowana, mętna ciecz. Podnoszę ją do twarzy i zaczynam wąchać. Nie ma zapachu. Wzruszam ramionami, odkładam ją na miejsce i opadam na łóżko. Przybieram wygodną pozycję i zamykam oczy. Sen jednak nie nadchodzi, za bardzo stresuję się jutrem. Minuty mijają, a ja nie mogę nic z tym robić. Cenny czas, który mogę przeznaczyć na sen, przecieka mi przez palce. Nie mogę dłużej walczyć z lękiem, i pozwalam mu się pochłonąć. Od razu przed oczami stają mi okropne wizje przyszłości: martwa ja, ja rozszarpywana przez zmiechy, ja spadająca w przepaść, martwy Haymitch, martwa Miranda... Chociaż w sumie ta ostatnia myśl nie jest taka zła... Zaczynam wyobrażać sobie różne rodzaje śmierci, które mogą spotkać tą czarnowłosą dziewczynę. Lekko uśmiecham się po nosem... STOP! - nakazuję sobie, gdy po raz kolejny uśmiercam Mirandę w moich myślach. Jeżeli dalej pozwolę wędrować moim myślom w ten sposób, to na pewno nie uda mi się zasnąć. Zirytowana zrywam się z łóżka i wzdychając przeczesuję ręką włosy. Wstaję, i na oślep podchodzę do zastawionego stołu, by jeszcze raz podnieść tajemniczą szklankę. Czym może być jej zawartość? Skoro to od organizatorów, to nie może być nic niebezpiecznego. Na pewno nie chcą nas skrzywdzić. No... Przynajmniej przed wejściem na arenę... Nagle mnie oświeca. To na pewno środek nasenny! W końcu zmęczeni trybuci, to żadne widowisko! Bez mrugnięcia okiem opróżniam szklankę, jak na ironię ufając moim oprawcom. Ciecz pozostawia w moich ustach słodkawy posmak. Lekko się krzywię, nie przepadam za słodkim smakiem. Odkładam szklankę i szybko wracam do łóżka. Efekty odczuwalne są niemal natychmiast, ogarnia mnie niesamowite zmęczenie, a oczy same mi się zamykają. Nie zdążam nawet przybrać wygodnej pozycji, pochłania mnie czerń.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz