Rozdział 55

311 21 6
                                    


-Co z naszym planem?- pyta poważnym tonem Charles, gdy tylko oddalamy się od pary idących przodem trybutów na tyle, żeby nie mogli usłyszeć o czym rozmawiamy. Wciąż idziemy wzdłuż płynącego strumienia, tuż obok ściany iglastych drzew. Szare niebo powoli zmienia swoją barwę na jasny pomarańcz.

-Sukces.- oświadczam z uśmiechem na ustach i wskazuję palcem na szary plecak, który wciąż niesie dla mnie Haymitch.

-Jesteś niesamowita, wiedziałem że ci się uda!- jest pełen podziwu, a ja jestem z siebie dumna.

-Nie przesadzaj...- uśmiecham się jeszcze szerzej i odgarniam włosy z twarzy, żeby nie przeszkadzały mi w obserwowaniu otoczenia wokół mnie. Muszę być czujna, skoro z naszej dwójki, to tylko ja jestem uzbrojona.

-Nowa fryzura?- pyta, jakby dopiero teraz zauważając mój kucyk.

-Ymm... Tak...- moja wolna ręka machinalnie wędruje do moich włosów.

-Ładnie ci w niej.- wypala.

-Em... Dzięki?- nie do końca wiem jak zareagować na jego słowa, nie spodziewałam się takiego komplementu, ale bardzo mi miło z jego powodu.- Ja jakoś nie jestem do niej przekonana...

-Bo ty jak zwykle nie wiesz co dobre. Przynajmniej teraz już wiem, że naprawdę masz twarz, a nie jesteś tylko kłębkiem włosów.- skutecznie mnie rozśmiesza tym komentarzem, naprawdę mi go brakowało.

-Tęskniłam za tobą.- mówię wciąż się śmiejąc.

-No raczej, że tęskniłaś.- Charles krzywo się do mnie uśmiecha, a następnie spogląda w stronę ściany lasu po jego lewej stronie.

-Ty za mną nie?- droczę się.

-Oczywiście, że nie! Powiedz mi proszę, kto normalny tęskniłby za taką małą blondynką, która jedyne co robi to: podgląda, potyka się i kiepsko strzela?- natychmiast odpowiada, wciąż na mnie nie patrząc, a ja chichoczę, całkiem nieźle mnie podsumował.

-A od kiedy ty jesteś normalny?- ripostuję.

-No dobra, masz mnie.- przykładam dłoń do twarzy, żeby zdławić śmiech, w tym samym momencie widzę twarz obracającego się przez ramię Haymitch'a, macham do niego łukiem, ale po chwili Marcela znów wciąga go w rozmowę. To przypomina mi, że musimy w końcu wtajemniczyć go w nasz plan wydostania się z tego przeklętego miejsca.

-Musimy opowiedzieć Haymitch'owi o naszym planie...- zaczynam.

-Zrobimy to, gdy tylko dotrzemy na miejsce.- wzrok Charles'a utkwiony jest w szarym plecaku.

-Dobrze.- zgadzam się i również patrzę w tamto miejsce.

Przez dobre pięć minut idziemy w milczeniu. Bez przerwy nasłuchuję czyichś kroków, ale nie jest to proste zadanie, gdyż przeszkadza mi w tym ciągły szum wody, której brzegiem idę oraz szelest roślin, który wywołuje delikatny wiatr. Ciszę w końcu przerywa idący obok mnie chłopak.

-Gratuluję.- machinalnie spoglądam w jego stronę.

-Z jakiej okazji?- marszczę brwi, a on również się do mnie odwraca.

-W końcu udało się wam zejść!- uśmiecha się do mnie, a ja czuję narastające ciepło na policzkach.- I do tego już się całujecie?!

-Widziałeś to?!- robi mi się głupio.

-Oczywiście, że tak! Myślisz, że co miałem na myśli, gdy mówiłem o "nie przeszkadzaniu"?- unosi brew.

-Charles! Zapomnij, że cokolwiek widziałeś!- nawet nie wiem dlaczego aż tak bardzo mi wstyd.

-Ale dlaczego? Przecież to było piękne!- przykłada obie dłonie do swojej twarzy i teatralnie unosi oczy ku niebu.

-Charles, ja cię proszę...- muszę być czerwona jak burak.

-No ale o co ci chodzi?- pyta patrząc na mnie.

-Sama nie wiem...- przyznaję.

-Jesteś szczęśliwa, tak?- zaskakuje mnie tym pytaniem.

-No... Tak... Tak, jestem szczęśliwa.- odpowiadam najpierw cicho, ale później głośno i pewnie, zgodnie z prawdą.

-W takim razie ja jestem szczęśliwy, że ty jesteś szczęśliwa.- mówi.

-Cóż... W takim razie ja jestem szczęśliwa, że ty jesteś szczęśliwy, że ja jestem szczęśliwa.- krzywo się do niego uśmiecham, cieszę się że mnie wspiera.

-Czy to wyzwanie?- zawadiacko się uśmiecha.

-A jak myślisz?- odwzajemniam ten uśmiech.

-Myślę, że owszem, to jest wyzwanie!- odpowiada.

Zaczynamy się przekomarzać, dopóki nie zauważamy, że z jakiegoś powodu dwójka przed nami stanęła i czeka aż ich dogonimy. Podchodzimy do nich wolnym krokiem, Haymitch wciąż uważnie obserwuje naszą dwójkę.

-Masz szczęście.- zwraca się do Charles'a, gdy lustruje mnie wzrokiem.

-Dlaczego stoimy?- pytam skonfundowana.

-Właśnie, w czym problem?- Charles ignoruje Haymitch'a.

-Zapytaj swojej siostry.- blondyn wskazuje na nią kciukiem.

-Nie pamiętasz drogi?- Charles natychmiast do niej podchodzi.

-Nie do końca...- mówi cicho, a ja dopiero teraz zauważam, jak przedeptuje z jednej nogi na drugą. Wszystko rozumiem. Dziewczyna patrzy wprost na mnie.- Julia...?

-Pójdę z tobą.- zapewniam, a Charles kiwa głową ze zrozumieniem.

Marcela słabo się do mnie uśmiecha, a następnie obie wchodzimy między drzewa, zostawiając obu chłopaków na brzegu rzeki.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz