Rozdział 16

437 33 1
                                    


Drzwi windy otwierają się na dziewiątym piętrze, a ja wolno z niej wychodzę. Od razu dopada mnie, jak zwykle rozentuzjazmowany Sam w swoim fikuśnym stroju.

-Tu jesteś żuczku! Zaczynałem się martwić! Twoi towarzysze wrócili już dawno a po tobie do tej pory nie było ani śladu, już myślałem że masz mnie dosyć!- piszczy.

-Po prostu... Straciłam poczucie czasu.- odpowiadam sucho.

-Duma mnie rozpiera! Musiałaś bardzo ciężko trenować!- Sam szczerzy się od ucha do ucha i próbuje mnie objąć, ale szybko się odsuwam unikając jego rąk.- Oh, mój błąd! Przepraszam! Musisz być na pewno bardzo zmęczona po całym dniu intensywnej pracy!

-Tak właśnie. Dlatego proszę, zostaw mnie już w spokoju.- próbuję się go pozbyć. Naprawdę nie mam humoru, żeby z nim rozmawiać. Spoglądam na Sama, wydaje mi się, że coś w jego spojrzeniu się zmieniło, ale wyraz twarzy utrzymuje wciąż ten sam.

-Oczywiście.- mówi trochę delikatniej wyczuwając moją irytację.- Właśnie miałem zejść po Sonię, cieszę się że udało mi się cię jeszcze dzisiaj spotkać.- Sam wchodzi do windy i naciska jakiś przycisk, zanim drzwi zamkną się na dobre, zdąża zapiszczeć do mnie jeszcze:-Nie zapomnij czegoś zjeść!- po tych słowach Sam znika.

Od razu zaczyna burczeć mi w brzuchu. W ogóle mnie to nie dziwi, przecież od rana nic nie jadłam. Szybkim krokiem zmierzam do jadalni. W pomieszczeniu nie ma ani jednego żywego ducha, mimo to stół nadal jest w pełni zastawiony, jakby czekał na mój powrót. Nie chcę nawet myśleć kto zajmuje się gotowaniem, nakrywaniem do stołu, ani sprzątaniem. Słyszałam plotkę, że robią to tak zwani awoksi- ludzie, którzy zdradzili kraj lub popełnili naprawdę ciężką zbrodnię, ale nigdy żadnego nie widziałam na własne oczy. Staram się szybko odrzucić wyobrażenie ludzi pracujących w tej placówce, biorę pierwszą rzecz która wpadnie mi ręce z stołu i zaczynam w ciszy jeść.

Po posiłku naturalnie idę do swojego pokoju, zamykam za sobą drzwi i padam na łóżko. Leżę tak wpatrując się w sufit na pewno już dobre parę minut, a moje myśli wędrują do Charles'a, a dokładniej do rozmowy, którą mieliśmy razem odbyć. Próbuję wymyślić potencjalne tematy, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Sfrustrowana wstaję z łóżka i zaczynam chodzić w kółko po pokoju bawiąc się rzemykową bransoletką, ostatnią rzeczą którą dostałam od taty i jedyną rzeczą która wciąż przypomina mi o domu. Ciekawe co robi teraz mój tata. Mam nadzieję, że nie załamał się i wierzy, że dam sobie radę, mimo że mam naprawdę marne szanse. Czuję na policzkach łzy, które mimowolnie wypływają z moich oczu. Wycieram je szybkim ruchem ręki. Nie mogę płakać, nie mogę okazywać słabości, mój tata by tego nie chciał. Muszę być silna. Szybko potrząsam głową. Muszę z kimś porozmawiać. Przed oczami od razy staje mi nowo poznany chłopak. Co mam tak właściwie do stracenia? Naprawdę potrzebuję teraz towarzystwa drugiego człowieka. Nici z rozmowy z trybutami z mojego dystryktu, jestem pewna że Miranda wciąż kręci się wokół Haymitcha, Sonia na pewno nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego, a Sam... Sam to Sam. Podejmuję decyzję, postanawiam iść póki mam na to odwagę. Zdecydowana niemal przebiegam przez pokój i otwieram drzwi. Mój wzrok napotyka na swojej drodze parę czarnych jak noc oczu, i na ich wysokości uniesioną dużą pięść, która najpewniej zaraz miała zapukać w moje drzwi.

-A ty dokąd?- pyta zdziwiony Haymitch.

-Gdzie jest Miranda?- pytam, żeby zyskać trochę na czasie w wymyślaniu wymówki, powiedzenie prawdy nie wchodzi w grę, chcę utrzymać to spotkanie w tajemnicy. Ale... Skoro Mirandy nie ma koło Haymitch'a, może to moja szansa, żeby z nim szczerze porozmawiać?

-Pod prysznicem, powinna zaraz wyjść.- mówi, jeśli to prawda, to nie będę miała wystarczająco czasu, żeby z nim na spokojnie porozmawiać.- Nie zmieniaj tematu. Gdzie się wybierasz?- pyta ponownie tarasując mi drogę.

-Zostawiłam moją bransoletkę w sali treningowej.- to pierwsze kłamstwo jakie mi przyszło do głowy. Co prawda, poczucie winy ściska mnie w piersi, że go okłamuję, ale postanowiłam że naprawdę chcę aby Charles pozostał sekretem. Próbuję wyjść nie zważając na chłopaka, ale on łapie mnie za nadgarstek i unosi moją rękę do góry.

-Tę bransoletkę?- chłopak unosi brew. Głupia ja! To było beznadziejne kłamstwo, przecież wciąż mam ją na ręce! Wyrywam szybko dłoń z jego delikatnego uścisku i odruchowo chowam obie ręce za plecami.

-Nie... Inna... Nowa... Znalazłam.- coraz bardziej plątam się w swoich kłamstwach.

-Aha... No dobra...- mówi nieprzekonany.- To może ci pomóc? Mam mnóstwo wolnego czasu.

-Nie!- wypalam i od razu się za to besztam.- To znaczy... Miranda pewnie będzie cię szukać, poradzę sobie sama...- udaje mi się prześliznąć obok niego, słyszę za sobą kroki chłopaka.

-W sumie masz rację...- wzdycha.- Dobra. Rób jak chcesz.- niechętnie mi ulega, a ja oddycham z ulgą. Udało mi się.- Ale musisz się pospieszyć, za niedługo blokują windy, a raczej wizja spędzenia samej nocy w sali treningowej nie napawa cię entuzjazmem.

-Jasne, nie ma sprawy, wchodzę i wychodzę.- mówię szybko. Stanowczo z szybko.

Wsiadam do windy i naciskam duży guzik z cyfrą trzy, jest prawie w tym samym miejscu co guzik prowadzący do sali treningowej, więc Haymitch nie powinien zauważyć mojego małego oszustwa. Haymitch do końca patrzy mi w oczy. Drzwi w końcu się zamykają, winda rusza, a ja z miękkimi nogami opieram się o jej ścianę. Głośno wypuszczam z siebie powietrze. Udało mi się. Naprawdę mi się udało. Nie było łatwo, ale dałam radę! Drzwi otwierają się z charakterystycznym dźwiękiem, a żołądek podchodzi mi do gardła. Mam nadzieję, że nikt nie usłyszał tego dźwięku. Wychodzę i zaczynam się rozglądać, rozmieszczenie pokoi wydaje się być takie same jak na moim piętrze, lecz wystroje całkowicie się różnią. Na moim piętrze dominują jasne, delikatne kolory, natomiast tu dominują ciemne, zimne barwy. Zmierzam znajomym korytarzem, na którego końcu powinny znajdować się pokoje trybutów. Intuicja mnie nie myli, właśnie tam zauważam lekko uchylone drzwi, szybko jakby z obawy że ktoś jeszcze mnie zauważy, wślizguję się do pokoju. Nikogo tu nie ma. Może się pomyliłam? Już mam wyjść, ale słyszę szczęk zamka drzwi do łazienki. Momentalnie odwracam się w ich kierunku i zamieram. Drzwi gwałtownie się otwierają, a w ich progu staje Charles. Jest w samym ręczniku! Odruchowo zakrywam ręką oczy.

-Myślałem, że już nie przyjdziesz.- mówi wyraźnie zaskoczony i poddenerwowany moją obecnością w takim momencie.- Za chwilę przecież blokują windy.

-Wiem... Ja tylko na chwilę.- mówię słabo z wciąż zakrytymi oczami. Nie mogę się jednak powstrzymać i robię lekką szparę miedzy palcami, przez którą mogę zobaczyć chłopaka. Charles cały czerwony na twarzy, jest wyraźnie zawstydzony.

-Poczekasz chwilę? Tylko się ubiorę.- nie czekając na moją odpowiedź, otwiera szafę, bierze jakieś ubrania i szybko wraca do łazienki zamykając za sobą drzwi. Nie mogąc już dłużej wytrzymać przenoszę dłonie z oczu do ust i próbuję zagłuszyć mój wybuch śmiechu. Co się tak właściwie przed chwilą stało?

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz