Rozdział 49

319 25 11
                                    


Siedzę opierając się o drzewo, z nogami przykrytymi kurtką, którą zostawiła Jess i obserwuję chłopaka, który właśnie kończy wygaszać ognisko.

-Dlaczego tak właściwie to robisz? Przecież w nocy jest zimno...- pytam niewinnie próbując ogrzać moje zimne dłonie swoim oddechem.

-Ogień zdradza naszą pozycję i nas oświetla, przez co stajemy się łatwiejszym celem dla innych trybutów.- Haymitch odpowiada wyraźnie rozbawiony moim głupim pytaniem.

-Ohh...- wydaję ciche westchnienie, robi mi się głupio, gdy myślę o tym, że to cud, że jeszcze żyję.

Ognisko zostaje wygaszone, a chmury zakrywają księżyc tak, że nie potrafię nic zobaczyć w panującej ciemności, mogę polegać tylko na słuchu. Udaje mi się usłyszeć ciche kroki chłopaka, a chwilę później szelest gałęzi w pobliżu szałasu, gdzie śpią nasze sojuszniczki.

-Chyba już śpią...- szepcze chłopak, a gałęzie znów zaczynają szeleścić.

Chwilę później Haymitch siada tuż u mojego boku tak, że stykamy się ramionami. Zarówno zawstydzona jak i zaskoczona jego bliskością, delikatnie się od niego odsuwam z szybko bijącym sercem, mając przed oczami twarz Mirandy, która dała mi wyraźne ostrzeżenie. Byłam pewna, że od teraz jedyne co będziemy robić, to siedzieć w ciszy i pilnować śpiących towarzyszek. Jak bardzo się myliłam... Chłopak od razu podejmuje próbę rozmowy.

-No to w końcu mamy chwilę dla siebie!- mówi, a ja jestem pewna, że szeroko się przy tym uśmiecha.

Mimo zimnej nocy, czuję nagły przypływ ciepła na twarzy. Cieszę się, że jest tak ciemno... Przynajmniej nie widać, jak bardzo muszę być czerwona. Nie odpowiadam mu, boję się, że zacznę się jąkać. Tępo wpatruję się przed siebie, tam gdzie znajduje się wygasłe ognisko i próbuję się uspokoić.

-O rany... Gdybyś wiedziała co przeszliśmy! Ale najpierw: co sądzisz o tegorocznej arenie?- pyta, a ja czuję jego oddech na mojej szyi, musiał odwrócić głowę w moją stronę, mimowolnie się wzdrygam. Chłopak nie daje mi jednak odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie, ponieważ od razu kontynuuje podnieconym głosem:- Mnie kompletnie zaskoczył ruch z rogiem obfitości na skarpie! Na szczęście podczas szkolenia, trenowałem trochę na ściance, więc nie miałem z nią żadnego problemu. Gdy w końcu wdrapałem się na sam szczyt, Miranda już tam była, uwierzysz?! Bez najmniejszego problemu przedarła się do środka rogu obfitości, żeby zdobyć dla siebie jak najlepszą broń! Od razu pobiegłem za nią, żeby jej jakoś pomóc, ale... Jak teraz o tym myślę, to nie za bardzo się przydałem...- mówi zamyślony, widocznie przypominając sobie tamte chwile.- Chyba jedyną pożyteczną dla nas rzeczą, jaką zrobiłem, było ocalenie od śmierci Anastazji. Miranda w szale bitwy, kompletnie jej nie rozpoznała i niemal rozbiła jej czaszkę toporem, uwierzysz?!- mówi, a ja mam przeczucie, że to nie był przypadek, ale na razie postanawiam nie mówić tego głośno i pozwalam mu kontynuować swoją opowieść, której z uwagą słucham.- Późniejszym przeprosinom nie było końca, obiecała jej, że jakoś jej to wynagrodzi. Całą trójką wbiegliśmy do lasu i zaczęliśmy szukać jakiegoś dobrego miejsca do osiedlenia się, równocześnie nieprzerwanie rozglądając się za tobą. Dopiero drugiego dnia znaleźliśmy to oto miejsce, czyż nie jest idealne?

-Owszem... Chyba lepszego nie mogliście znaleźć.- przyznaję cicho, a chłopak zaczyna mówić dalej.

-Zbudowaliśmy szałas i mniej więcej zorganizowaliśmy przestrzeń i rozdzieliliśmy obowiązki. Naszym jedynym problemem na tamten moment, była broń dla Anastazji, ciężko było jej się posługiwać maczetą czy toporem... Idealnym rozwiązaniem byłby łuk...

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz