Rozdział 19

451 25 15
                                    


Budzi mnie dziwne ciepło na policzku. Otwieram lekko oczy. Wpadające przez okno promienie słoneczne padają prosto na moją twarz. Niezadowolona z tej nagłej pobudki mruczę cicho i przewracam się na bok, gdzie światło słoneczne nie jest w stanie jeszcze do mnie dotrzeć. Nagle robi mi się niewygodnie. Znów otwieram zaspane oczy i przecieram je dłonią, dopiero teraz zauważam, że nie jestem w piżamie. Natychmiastowo siadam na łóżku i wszystko sobie przypominam. Rozglądam się po pokoju i zauważam wciąż śpiącego na fotelu Charles'a. Nieświadomie zajęłam jego łóżko, robi mi się głupio z tego powodu. Przepraszam go w myślach. Wstaję z miejsca i cicho podchodzę do lustra, moje włosy to istny nieład. Przeczesuję je ręką do momentu, w którym wyglądają znośnie, następnie odwracam się w kierunku zegara stojącego na etażerce. Jest siódma rano. Idealnie! Jestem pewna, że wszyscy trybuci dalej śpią zmęczeni swoim wczorajszym treningiem, to moja szansa żeby wydostać się stąd niepostrzeżenie! Znów spoglądam na śpiącego chłopaka, nie mam serca go budzić. Jeszcze raz poprawiam włosy i przygładzam ubranie zanim otwieram drzwi i wchodzę na korytarz. Na szczęście nie spotykam nikogo a swojej drodze. Po chwili stoję już w windzie i wciskam odpowiedni guzik. Niedługo później wychodzę na piętrze mojego dystryktu. Jak dobrze być w domu! Uśmiecham się pod nosem i pewnym krokiem zmierzam do mojego pokoju. Szybko otwieram zamknięte drzwi, a serce niemal wyskakuje mi z piersi. Na moim łóżku siedzi Haymitch z surowym wyrazem twarzy.

-Gdzie byłaś?- pyta chłodno i podnosi na mnie wzrok. Szybko przypominam sobie, co mu wczoraj powiedziałam.

-Już ci mówiłam, że szuk...-trzymam się swojego wczorajszego kłamstwa, ale chłopak zrywa się z miejsca i mi przerywa.

-Kłamiesz!- podnosi na mnie głos i zaczyna do mnie podchodzić.- Dlaczego kłamiesz?!

-J-ja...- nogi mam jak z waty, nie wiem co powiedzieć.

-Poszedłem za tobą! Nie było cię w sali, strażnicy pokoju również nie widzieli tam żadnej dziewczyny!- krzyczy na mnie. Czuję jak łzy cisną mi się do oczu, ale nie dam im wypłynąć. Mam ochotę stąd uciec, ale nie mogę się ruszyć. Jak tak dalej pójdzie, ktoś nas usłyszy i tu przybiegnie.

-Przestań się na mnie wydzierać!- odkrzykuję łamiącym się głosem.

-Dobra!- wciąż krzyczy, a ja szybko cofam się o krok. Haymitch w końcu staje widząc moją reakcję, chyba zauważył do jakiego doprowadził mnie stanu. Boję się go. Rysy jego wciąż czerwonej ze złości twarzy łagodnieją, a on sam odzywa się do mnie dużo łagodniejszym tonem.- To znaczy... Przepraszam, że się uniosłem...- mówi i wolno do mnie podchodzi uważnie sprawdzając moją reakcję, nie widząc oporu z mojej strony, delikatnie mnie obejmuje.- Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć... Przepraszam...

-Przepraszam, że cię okłamałam.- moje słowa są ledwo słyszalne.

Stoimy przytuleni do siebie dopóki całkowicie się nie uspokoimy. Chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie. Mimo że przed chwilą bałam się go, teraz w jego objęciach czuję się bezpieczna. Kompletnie tego nie rozumiem. Haymitch w końcu lekko się ode mnie odsuwa, ale swoje dłonie kładzie na moich ramionach.

-A więc... Gdzie byłaś?- podnoszę na niego wzrok.

-Proszę cię, nie zaczynaj znowu...- mówię patrząc w jego ciemne oczy.

-Czego mam nie zaczynać?- pyta marszcząc brwi.

-Ja nie wypytuję się ciebie, gdzie chodzisz z Mirandą i co robicie, gdy was nie widzę. Więc proszę, uszanuj również moją prywatność.- wspomnienie czarnowłosej dziewczyny przypomina mi, że muszę porozmawiać o niej z Haymitchem.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz