Rozdział 51

292 25 16
                                    


Moje koszmary się skończyły, śnię spokojnie przez całą noc. Budzi mnie dopiero głośny huk wystrzału. Szeroko otwieram oczy i natychmiast podrywam się z miejsca, uderzając przy tym przez przypadek Haymitch'a, który również zerwał się na równe nogi. Chłopak nie patrząc na mnie, szybko wychodzi z szałasu, idę w jego ślady i widzę jak łapie za swoją włócznię, którą wcześniej oparł o pobliskie drzewo.

-Miranda?! Anastazja?!- woła nasze sojuszniczki, których nie ma w zasięgu naszego wzroku.

Dosłownie sekundę później, krzaki po naszej lewej stronie zaczynają złowrogo szeleścić. Haymitch natychmiast mierzy bronią w tamtą stronę, wyczekując potencjalnego przeciwnika, a ja chowam się za jego plecami. Naszym oczom w końcu ukazuje się sylwetka, przez którą chłopak opuszcza włócznię. Z zarośli wychodzi Miranda z czerwoną i mokrą od łez twarzą. Chłopak szybko do niej podbiega i łapie za oba ramiona, zostawiając mnie w tyle.

-A-Anastazja...- łka cała się trzęsąc.

-Co się stało?!- pyta z wyraźną paniką w głosie Haymitch.

-A-Anastazja...- powtarza i chowa twarz w dłoniach.

-Co z nią?!- pyta mocniej ściskając ramiona dziewczyny.

-O-ona...- zdaje się, że nie jest w stanie powiedzieć nic więcej.

-Czy wiesz, gdzie jest Anastazja?!- Haymitch zmusza Mirandę do spojrzenia mu w oczy, w milczeniu delikatnie kiwa głową.- Prowadź!

Miranda bierze głęboki wdech i ponownie wchodzi w zarośle, z których przed chwilą wyszła. Haymitch zaczyna podążać za nią, a ja bez namysłu, również rzucam się do biegu.
Droga była krótka i prosta, już chwilę później w trójkę dobiegamy do niewielkiej polany otoczonej wysokimi drzewami. Staję jak wryta. Doskonale znam to miejsce. To tutaj uratowałam Jessamine przed krwiożerczymi jaszczurkami. Rozglądam się, na samym środku polany, pod siatką, leży nieruchoma, odwrócona twarzą do nieba Anastazja. Od razu do niej podbiegam i klękam tuż obok jej głowy, jednakże życie całkowicie uszło z jej błękitnych oczu.

-Co się stało?!- Haymitch ponownie zwraca się do Mirandy.

-Sama nie wiem!- szlocha.- To stało się tak nagle! Jak zwykle rano, poszłam na obchód, ale tym razem wzięłam sobie do towarzystwa Anastazję... Gdy tylko weszła w to miejsce, znikąd spadła na nią siatka, a potem oblazły ją te okropne stworzenia!- łka i wskazuje palcem na martwą blondynkę.

Dopiero na drugi rzut oka zauważam dwie czerwone jaszczurki, które usilnie próbują dostać się do wnętrza jej ciała.

-Nie powinnam była jej ze sobą zabierać!- zapłakaną dziewczynę przytula do siebie Haymitch, próbując ją uspokoić.

Ale... Coś mi tutaj nie gra... Te dwie jaszczurki dopiero wgryzają się w jej ciało... Uważniej przyglądam się siatce, pod którą leży i zauważam, że w niektórych miejscach jest rozerwana. Marszczę brwi, głośno przełykam ślinę, przepraszam Anastazję w myślach, za to co właśnie próbuję zrobić i delikatnie chwytam martwą dziewczynę, z zamiarem przewrócenia jej na brzuch, ignoruję przy tym obrzydzenie, spowodowane faktem, że dotykam martwego człowieka.

-Nie dotykaj jej!- skrzeczy czarnowłosa dziewczyna, mierząc mnie lodowatym spojrzeniem, a ja zamieram w miejscu.- Zmarłym należy się szacunek!- syczy, a następnie zwraca się do chłopaka, którego przytula:- Proszę, chodźmy już stąd! Nie mogę znieść tego widoku! Poza tym, kto wie kiedy i nas tu ktoś dopadnie!

-Ale...- zaczynam, gdy dostrzegam trawę zabarwioną na czerwono, która wystaje spod pleców, przy boku dziewczyny.

-Miranda ma rację... Musimy iść, tutaj jest zbyt niebezpiecznie, napastnik może wrócić w każdej chwili.- mówi spokojnie chłopak, z całych sił próbując nie pokazywać, jak bardzo boli go ta strata. Posłusznie odsuwam się od ciała, nie ma sensu się teraz o to kłócić, i za nimi podążam.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz