Rozdział 48

329 25 5
                                    


Zarówno Anastazja jak i Miranda bez jakiegokolwiek skrępowania rozbierają się do naga i wchodzą do w miarę płytkiego, szerokiego strumienia, tylko ja wszystko przedłużam i ciągle się zakrywam przed wzrokiem towarzyszących mi dziewczyn i milionów widzów, którzy mogą nas teraz obserwować. W końcu zaciskam zęby, rzucam swoje ubrania blisko tych moich sojuszniczek i szybko wchodzę do lodowatej wody. Dno rzeki jest w całości pokryte drobnymi kamieniami, które na szczęście nie ranią moich stóp, ale gdy się o nie ocierają, zostawiają po sobie dość dziwne uczucie... Staję na samym środku rzeki, woda w tym miejscy sięga mi prawie do ramion. Wzdrygam się, gdy na plecach czuję czyiś delikatny dotyk.

-Czy mogę ci zrobić nową fryzurę?- to Anastazja zaszła mnie od tyłu.

-J-jasne...- szczękam zębami, wciąż nie przyzwyczajona do niskiej temperatury wody, a dziewczyna delikatnie rozpuszcza mój kucyk.

Dziewczyna powoli rozczesuje swoimi długimi palcami, moje długie, blond włosy, które mimo upięcia widocznie się poplątały, a gdzieniegdzie posklejały. Tęskniłam za rozpuszczonymi włosami... Stoję wyprostowana, próbując opanować drżenie ciała i uważnie obserwuję ruchy Mirandy, znajdującej się nieznacznie dalej od nas. Głos w mojej głowie karze mi pozostać czują w jej obecności, szczególnie że nie ma przy nas Haymitch'a, w końcu nie wiadomo kiedy w końcu obróci się przeciwko nam.

-Gotowe.- Anastazja odsuwa się ode mnie, a ja rękoma badam moją nową fryzurę.

Znów zostałam z wysokim kucykiem, ale tym razem kilka kosmyków swobodnie opada na moją twarz, przez co czuję się trochę lepiej. Mimo usilnej chęci ponownego ich rozpuszczenia, powstrzymuję się, mój stylista miał racje, tylko by mi przeszkadzały. Uśmiecham się lekko do Anastazji, która delikatnie kiwa głową widocznie zadowolona z swojego dzieła. Już otwieram usta, żeby jej podziękować, ale przerywa mi głośny huk armaty. Moje serce niemal staje w miejscu. Miranda w ułamku sekundy przepływa rzekę, dobiega do swoich ubrań, z których wyciąga nóż i już ma zacząć przedzierać się przez drzewa wprost do naszej bazy, gdy nagle przerywa jej męski głos:

-Ze mną wszystko w porządku! Zostańcie tam gdzie jesteście!- Haymitch wyrzuca z siebie te słowa z zawrotną prędkością.

Na sam dźwięk jego głosu ogarnia mnie ulga, chłopak brzmiał na nieco spanikowanego, ale to na pewno nie było spowodowane niespodziewanym atakiem, nie mogąc się powstrzymać, zaczynam lekko chichotać. Miranda z wyraźną ulgą wymalowaną na jej twarzy, odkłada broń na miejsce i wraca z powrotem do wody. Chwilę później rozbrzmiewa hymn Panem, a na niebie w kolejności rosnącej numerów dystryktu, pojawiają się polegli trybuci. Pierwsza pojawia się twarz Rosalie, obraz z uśmiechającą się do nas dziewczyną migocze przez chwilę na nocnym niebie, a następnie ustępuje miejsca kolejnemu poległemu. Czuję silny ucisk w sercu, gdy na niebie pojawia się Jessamine. Słyszę głośny plusk i przestraszona odrywam wzrok od nieba. Ale na szczęście to tylko fałszywy alarm... To Miranda z całej siły uderzyła pięścią o taflę wody, a teraz z szerokim uśmiechem na twarzy wpatruje się na młodą dziewczynę. W końcu im mniej trybutów, tym lepiej dla niej... Powstrzymuję łzy i ponownie spoglądam na nocne niebo, żeby poznać ostatnią ofiarę dzisiejszego dnia. Jest nią niepoznany przeze mnie chłopak z dystryktu dwunastego. Hymn Panem cichnie, a ostatni poległy znika.

***

-Ale nam napędziłeś stracha!- Miranda na granicy płaczu mocno przytula Haymitch'a, który głaszcze ją po głowie, próbując ją tym uspokoić.

-Tak, wiem...- mówi cicho, a następnie przenosi wzrok w kierunku, gdzie siedzę wraz z Anastazją.- Ja też się o was martwiłem...

Nie mogę patrzeć jak się tak mizdrzą, sam widok ich razem mnie mdli. Czuję coś zimnego dotykającego mojego ramienia. To butelka wody, którą właśnie oferuje mi siedząca obok blondynka, przyjmuję ją z wdzięcznością i zaczynam pić.

-Dobrze, sporo nad tym myślałem, więc ja i Julia weźmiemy pierwszą wartę.- odzywa się Haymitch, patrząc prosto na mnie, a ja niemal wypluwam wodę. Zaczynam głośno kaszleć.

-Co? Dlaczego?!- wyrywa się Miranda, mierząc mnie lodowatym spojrzeniem.

-To proste, ty miałaś ostatnią, więc powinnaś odpocząć, a Anastazja wygląda na naprawdę zmęczoną...- tłumaczy gestykulując, a ja spoglądam na blondynkę, która nie daje żadnych oznak zmęczenia, czy senności, ale ona sama też temu nie zaprzecza.

-Dam radę!- upiera się czarnowłosa dziewczyna opierając się na ramionach chłopaka, tak żeby patrzeć prosto w jego oczy.

-Tylko tak ci się wydaje, przecież widzę, że to twój limit.- mówi i daje dziewczynie lekkiego prztyczka w czoło.

- W takim razie Julia też powinna iść spać! Dotychczas tylko jedna osoba stała na warcie i wszystko było w porządku!- Miranda chwiejnie wstaje z ziemi, Haymitch ma rację, dziewczyna jest wykończona, ale próbuje tego po sobie nie pokazywać.

-Po pierwsze: mamy tylko dwa śpiwory, niesprawiedliwym byłoby kazanie spać jednej z osób, którą najpewniej byłaby Julia, na gołej ziemi. Po drugie: w dwójkę raźniej i bezpieczniej.- tłumaczy na dobre zamykając Mirandzie usta. Jego argumenty są nie do podważenia. Anastazja wstaje z miejsca i zaczyna teatralnie się przeciągać.

-W takim razie, życzę miłej nocy!- delikatnie się uśmiecha, gdy na mnie patrzy, a następnie wchodzi do szałasu, w którym wcześniej widziałam dwa śpiwory.

-No dobrze.- Miranda w końcu się poddaje.- Dobranoc.

Dziewczyna muska ustami policzek Haymitch'a, patrząc na mnie kątem oka. To ostrzeżenie. Przechodzą mnie ciarki. Następnie dziewczyna idzie w ślady blondynki i również wczołguje się do utworzonego szałasu. Ja i Haymitch zostajemy sami.


24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz