Jazda windą na sam dół do ośrodka szkoleniowego zajęła nam około minutę, wystarczyła ona jednak Samowi na opisaniu z wszystkimi szczegółami sali, w której będziemy znajdować się przez następne parę godzin. Ciekawe czy aby czasem pamięć go nie myli... Soni nie było z nami, jak zwykle mając swoją pracę w głębokim poważaniu. Skoro naprawdę ma już dość życia mentora, powinna raczej robić wszystko co w jej mocy, aby nas dobrze poinstruować, tymczasem wyręcza się jakimś wybrykiem natury z Kapitolu. Gdy w końcu wyszliśmy z przestronnej windy, naszym oczom ukazała się ogromna sala w czarno-srebrnych kolorach, powinnam rozglądać się po niej i rozeznać gdzie jest jakie stanowisko, jednakże moją uwagę przykuwa czarna, lśniąca posadzka. Nigdy w życiu nie widziałam tak czystej podłogi! Mogę się w niej bez problemu przejrzeć! Chwila. Gapienie się na podłogę nie pomoże mi przetrwać.
-No więc tak jak już mówiłem: tam o- podnoszę głowę i patrzę w kierunku wskazanym przez Sama, jest tam stosunkowo mało trybutów.- możecie porobić sobie węzły! Zaraz obok mamy stanowisko z roślinami, kamuflażem, trochę dalej możecie poćwiczyć rozpalanie ognia, tylko uważajcie żeby się nie poparzyć!- mówi do nas jak do małych dzieci z troską w głosie.- Natomiast w przeciwległej części sali są najrozmaitsze ostre rzeczy, którymi możecie sobie porzucać, lub pociąć parę kukiełek!- jest coraz bardziej podekscytowany. Właśnie tam zebrana jest większość trybutów ustawionych w kolejki do niebezpiecznych broni, żołądek podchodzi mi do gardła.- A tam naprzeciwko nas, zupełna nowość! Basen!- piszczy i niemal podskakuje w miejscu.- Organizatorzy postanowili go dobudować po ostatnich igrzyskach, gdy to prawie połowa trybutów utopiła się w jeziorze uciekając przed wrzącą lawą, ahh, cóż to było za widowisko!- co jest nie tak z tym człowiekiem?! Jak w ogóle można mówić takie rzeczy?!- Już nie przedłużając! Miłej zabawy żuczki!- piszczy w końcu zwracając się do nas i szybko wraca do windy dając nam wolną rękę.
Stoimy jakiś czas w bezruchu obserwując z daleka pozostałych trybutów, mimo że przyszliśmy punktualnie, wszyscy pozostali trybuci już tu byli. Mój wzrok wędruje od jednego trybuta do drugiego, wszyscy są czymś zajęci, dziwnie czuję się z faktem że już za jakiś tydzień oni wszyscy będą martwi. No... Poza jednym wyjątkiem. Napotykam przypadkowo wzrok wysokiego i chudego chłopaka o czarnych włosach i wydatnych kościach policzkowych, stojącego tyłem do stanowiska z roślinami, automatycznie odwracam wzrok w kierunku moich towarzyszy z tego samego dystryktu.
-Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam stać tu całego dnia.- oświadcza Haymitch, patrząc na nas.- Właśnie zwolniło się stanowisko z włóczniami. Do zobaczenia!- uśmiecha się, i szybko odchodzi w jego kierunku machając do nas ręką, zostawiając mnie i Mirandę same. To moja szansa na porozmawianie z dziewczyną.
-Miranda...- zaczynam cicho, ale dziewczyna albo w ogóle mnie nie usłyszała, albo całkowicie zignorowała, zaczyna iść w tą samą stronę, w którą właśnie udał się chłopak.- Miranda!- powtarzam głośniej, chwytam ją za rękę i odwracam twarzą do siebie. Dziewczyna szybko wyrywa rękę z mojego słabego uścisku, łapie mnie mocno za ramiona i przyciska do ściany. Wydaję mimowolne westchnięcie, gdy uderzam plecami o twardą powierzchnię. Jestem w takim szoku, że nie jestem w stanie się ruszyć, a co dopiero odepchnąć.
-Nie. Dotykaj. Mnie.- wolno wypowiada każde słowo, dokładnie tak jakby mieć pewność, że przekaz do mnie dotarł.
-Ale...- zaczynam cicho, patrząc w jej niebieskie oczy, które aż kipią od nienawiści skierowanej w stronę mojej osoby. Mimo plączącego mi się języka udaje mi się wybąkać:- Ja... Chciałam tylko ci powiedzieć, że to co zobaczyłaś rano to nie to co myślisz... Nic nie zaszło...
-Gdyby naprawdę nic nie zaszło, nie tłumaczyłabyś się teraz przede mną!- syczy i mocniej przyciska mnie do ściany.
W jej oczach widzę niepohamowaną rządzę mordu. Jestem przerażona. Powinnam krzyczeć, wyrywać się, ale nie mogę. Te oczy... One paraliżują mnie w jakiś dziwny sposób. Boję się choćby oddychać. Czuję, że ręka Mirandy się przemieszcza, widzę ją teraz bardzo dokładnie, tuż przed moimi oczami. Dziewczyna formuje dłoń w pięść. Odruchowo zamykam oczy, zaciskam zęby i próbuję unieść ręce by zasłonić twarz. Ogarnięta przez ciemność, czekam na zadanie mi bólu. Ale... Cios nigdy nie nadchodzi, a ciężar ciała dziewczyny gdzieś znika. Zdezorientowana otwieram powoli oczy. Przed sobą widzę Mirandę, za którą stoją jacyś schludnie ubrani ludzie. Szybko sklejam fakty, to muszą być ludzie z Kapitolu odpowiedzialni za utrzymanie spokoju na sali.
-Na to będzie czas na arenie.- mówi jeden z nich.
Wyraźnie rozwścieczona Miranda rzuca mi jeszcze jedno pełne pogardy spojrzenie zanim obraca się na pięcie i zmierza na przeciwległy koniec sali, dokładnie w miejsce pobytu Haymitcha. Wypuszczam z ulgą powietrze z płuc. Nawet nie wiem jak długo wstrzymywałam oddech. Dziewczyna odwraca się jeszcze przez ramię i ledwo słyszalnie dodaje:
-Ciesz się póki możesz, na arenie nikt cię nie uratuje!
Ludzie z Kapitolu rozchodzą się po sali, a ja zostaję sama, zupełnie jakby to wydarzenie w ogóle nie miało miejsca. Rozglądam się po sali, kilku trybutów zwróconych jest w moją stronę, niektórzy wydają się obojętni, a inni natomiast są rozbawieni, ale to nie oni mnie obchodzą, kieruję wzrok na Haymitcha, zastanawiając się, jak on zareaguje na tą sytuację. Chłopak jednak stoi tyłem do mnie, miotając kolejnym oszczepem prosto w cel. Czyżby nie widział całej tej sytuacji? Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze poświęca mi zbyt dużo uwagi, a gdy naprawdę tego potrzebuję, on nic nie zauważa. Ciężko wzdycham. Muszę powiedzieć mu o niezdrowej zazdrości Mirandy, ciekawe czy po tym co ode mnie usłyszy dalej będzie chciał stworzyć z nią sojusz. Już mam iść z nim o tym porozmawiać, jednakże przystaję wpół kroku, gdy zauważam że zaraz obok niego pojawia się znajoma mi sylwetka o długich czarnych włosach. Nie chcę by doszło do kolejnej konfrontacji. Porozmawiam z nim o tym, gdy tylko złapię go samego, to nie powinno być trudne. A tymczasem, powinnam również zająć jakieś stanowisko. Rozglądam się po sali, aktualnie jedynym wolnym miejscem jest stanowisko z węzłami, może w końcu nauczę się robić je poprawnie. Bez głębszego zastanowienia ruszam w jego stronę.
CZYTASZ
24 Igrzyska Głodowe
FanfictionJulia Millet to piętnastoletnia mieszkanka dystryktu 9, dziewczyna nie może podnieść się po utracie zarówno starszej siostry i matki w zaledwie kilka następujące po sobie dni. Przestaje wychodzić z domu i uczęszczać do lokalnej szkoły, odcinając się...