Rozdział 43

344 26 5
                                    


Znów to samo. Jestem w środku lasu, a krwiożercze zmiechy, nie znające litości, rozszarpują moją siostrę w akompaniamencie jej krzyków, gdy ja całkowicie bezradna się temu przyglądam. Od zawsze tak było. Nigdy nie byłam w stanie nikomu pomóc. Sparaliżowana tępo przyglądam się tej makabrycznej scenie, ale nie mogę znieść widoku jej cierpienia, bezsilna odwracam od niej wzrok, a łzy napływają mi do oczu. Nagle dzieje się coś dziwnego, ton głosu mojej siostry zmienia się. Zdezorientowana znów patrzę w kłębowisko zmiechów, a to co widzę, zapiera mi dech w piersiach. Mojej siostry już tam nie ma, zamiast tego teraz to Jess usilnie walczy o życie, krzycząc równie głośno co jej poprzedniczka. Nie mogę oddychać, coraz bardziej kręci mi się w głowie. Z całych sił wbijam paznokcie w wnętrza dłoni i upadam na kolana, błagając żeby to wszystko w końcu się skończyło. Zamykam oczy i próbuję ignorować głośne krzyki dziewczynki. Przecież nie mogę jej pomóc! Moje serce przeszywa ból. Przed oczami staje mi wspomnienie twarzy umierającej Jessamine. Pamiętam, że zdobyłam się wtedy na odwagę, a dzięki temu po raz ostatni mogłam zobaczyć jej słaby uśmiech. Nie. Nie mogę jej zostawić! Szeroko otwieram mokre od łez oczy. Podnoszę się z ziemi i wyprostowana patrzę na dzielnie walczącą Jess. Muszę jej pomóc. Już raz to zrobiłam. Dam radę. Nagle czuję dziwny ciężar w mojej prawej dłoni, spoglądam w to miejsce i widzę w niej nóż, który wygląda zupełnie tak samo, jak ten który udało mi się zdobyć na arenie. Biorę głęboki oddech, czuję jak adrenalina wrze w moich żyłach, i rzucam się na zmiechy. Potwory jednak rozpływają się w powietrzu, zanim nawet zdążę je dźgnąć. Zaskoczona staję w miejscu i rozglądam się wokół, szukając wzrokiem moich wrogów, ale nigdzie ich nie widzę, do tego już nie jestem w lesie, gdzie nie spojrzę dominuje czerń. Spoglądam w dół i widzę swoje rozmazane, lekko falujące odbicie, zupełnie jakbym przeglądała się w wodzie. Niczego nie rozumiem. Skonsternowana patrzę w stronę, w której przed chwilą leżała dziewczyna, której rzuciłam się na pomoc. Wyprostowana Jess, ubrana w białą, zwiewną sukienkę na ramiączkach, patrzy na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, na jej ciele nie udaje mi się dostrzec żadnych obrażeń. Niewiele myśląc zaczynam biec w jej kierunku, a z każdy mój krok na posadzce tworzy rozchodzące się, połyskujące koła. W miarę zbliżania się do dziewczyny, jej sylwetka się zmienia, w miejscy Jessamine stoi teraz moja starsza siostra, ubrana tak samo jak Jess, która również ciepło się do mnie uśmiecha, zupełnie jakby rozpierała ją duma. Przyspieszam, a łzy spływają mi po policzkach. W końcu dobiegam do sylwetki dziewczyny i ocieram wierzchem dłoni łzy, które zablokowały mi pole widzenia. Unoszę głowę i zamieram. Mojej siostry, ani Jess już tutaj nie ma. Zamiast tego przede mną stoi niska dziewczyna, o długich, blond włosach i zielonych oczach. Kilka razy mrugam oczami. To przecież ja. Zdezorientowana zaczynam przenosić ciężar ciała z jednej nogi na drugą, oczekując że moje odbicie to za mną powtórzy, jednakże tego nie robi, zamiast tego patrzy na mnie w milczeniu i lekko się do mnie uśmiecha z oczami pełnymi łez. Lekko rozchylam usta w zdumieniu. Nagle wszystko do mnie dociera. To sobie nie umiałam pomóc od samego początku. Zmiechy reprezentowały moje obawy, lęk, aspołeczność i depresję, których nabawiłam się po utracie matki i siostry. Wmawiałam sobie bezsilność wobec nich... Nie chciałam zebrać się na odwagę, żeby je pokonać, ponieważ bałam się przyszłości. Bałam się przyszłości, w której godzę się z ich stratą i ponownie zaczynam żyć w sposób, w jaki miałam w zwyczaju przed ich śmiercią. Niszczyłam sama siebie. Cierpiałam przez samą siebie. Byłam przerażona myślą, że mogłabym żyć dalej tak samo, po tak ogromnym ciosie, i wizją tych wszystkich spojrzeń, które miały być we mnie kierowane, mimo że wmawiałam sobie, że nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni ludzie. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Muszę w końcu przestać być apatyczna i dawać się porwać losowi, mając nadzieję, że przeżyję dzięki współczuciu i dobroci innych, muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Muszę wrócić do domu i zacząć nowe życie, przestać stać w miejscu i użalać się nad sobą. Jest mi wstyd za to, ile problemów musiałam narobić mojemu ojcu moim zachowaniem, a mimo to, on nigdy się na mnie nie skarżył, a do tego próbował dać mi wszystko to, co najlepsze,  jak mogę znów spojrzeć mu w oczy? Jestem na siebie wściekła, że dopiero teraz udało mi się to wszystko zrozumieć. Nigdy bym się nie spodziewała, że z tych okrutnych igrzysk, może wyniknąć coś dobrego. Podnoszę głowę, a w oddali widzę 4 białe sylwetki, które wolno rozpływają się w powietrzu. To moja matka, siostra, Jessamine i ja, wszystkie się do mnie uśmiechają. Wyciągam przed siebie rękę, próbując je dosięgnąć, ale mi się nie udaje, wszystkie cztery znikają, a ja szeroko otwieram oczy, widzę nad sobą rozpościerającą się zieleń i czuję łzy spływające po moich policzkach.


------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję wszystkim osobom, które to czytają, zostawiają gwiazdki i piszą komentarze, które motywują mnie do pracy, chociaż trochę mi wstyd >///< W każdym razie, chciałam zrobić szybką reklamę, o którą ktoś już prosi mnie od kilku rozdziałów XD Mianowicie ja, wraz z  IgorLama postanowiliśmy poprowadzimy wattpadowe igrzyska śmierci, które pojawią się na jego profilu. Chciałabym zaprosić wszystkich do wzięcia udziału, bo myślę  że może w sumie wyjść całkiem nieźle :3 Wszelkie informacje i formularz zgłoszeniowy jest już dostępny na jego profilu w "Wattpadowe igrzyska śmierci! / 66 głodowe igrzyska", serdecznie zapraszam do dołączenia do zabawy :3 Tymczasem, idę spisywać dalej "przygody" Julii. Coraz bliżej końca... Do zobaczenia~

Link: https://www.wattpad.com/581657131-wattpadowe-igrzyska-%C5%9Bmierci-66-g%C5%82odowe-igrzyska

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz