Czy ja... Umarłam? Jeśli... Jeśli to prawda, to jestem w piekle. Moje ciało przeszywa ból, coś wciąż na nie naciska, jakby chciało zmiażdżyć moje kości, głowa jest ciężka i nieustannie pulsuje, a w moich płucach wybuchł pożar. Gwałtownie nabieram powietrza i odchylam głowę w tył, ale jest tylko gorzej. Zaczynam się dusić.
-Julia!- słyszę znajomy głos.
Wciąż kaszląc delikatnie otwieram oczy, razi mnie ostre, białe światło.
-Żyjesz!- ucisk na mojej klatce piersiowej znika, a ktoś mnie obejmuje, mimowolnie syczę z bólu.
-Myśleliśmy, że już po tobie!- skupiam swój wzrok i zauważam przemoczonego Charles'a tuż obok mojej głowy.
-Żyjesz!- łka przytulająca mnie osoba.
-Udało się, rozumiesz?!- Charles zaczyna chodzić tam i z powrotem po jasnym pomieszczeniu, mierzwiąc przy tym swoje włosy i szeroko się uśmiechając, jakby sam nie był w stanie uwierzyć, że naprawdę żyjemy.
-Przeżyliśmy?- pytam nieprzekonana słabym głosem.
-Tak! Udało się wam!- osoba, która wciąż mnie trzyma, w końcu odsuwa się ode mnie na tyle, żebym mogła zobaczyć jej twarz. Zaskoczona otwieram szeroko oczy, rozpoznaję tą burzę kasztanowych włosów, to Sam.
-Sam...?- nie rozumiem, dlaczego on tutaj jest?
-Tak, to ja!- ciągle płacze.
-Co ty tutaj robisz?- marszczę brwi, i znów zaczynam niekontrolowanie kaszleć.
-Pomaga nam.- oświadcza Charles.
-Co? Ale... Jak... Dlaczego?!- przenoszę wzrok to na chłopaka z trójki, to na zastępczego mentora.
-To bardzo dobre pytanie.- mówi podejrzliwie i spogląda w stronę Sam'a, który widocznie nie ma zamiaru mnie puścić.
-Sam...? Myślałam, że chcesz mojej śmierci, mam rację?- przywołuję jego słowa, które tak bardzo zraniły mnie tuż przed wejściem do poduszkowca.
-Ja... Ja sam nie wierzę, w to co robię...- spuszcza głowę delikatnie nią kręcąc.
-Myślę, że mamy prawo do wyjaśnień...- Charles zabiera mi te słowa z ust, oboje uważnie wpatrujemy się w Kapitolińczyka.
-Tak, oczywiście... Ale... Myślę, że powinniśmy się przenieść w bardziej komfortowe miejsce, pewnie jesteście głodni. Do tego myślę, że musicie się przebrać.- spoglądam na Charles'a, a on odwzajemnia moje spojrzenie, po chwili oboje kiwamy zgodnie głową. Ma rację, nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłam, a w dodatku jestem cała przemoczona.
-Zgoda.- odpowiada Charles.- Prowadź.
Sam w końcu mnie puszcza i pomaga usiąść na twardej, metalowej płycie, na której leżałam. Rozglądam się po pomieszczeniu, jest ich tu więcej, a na jednej z nich leży coś na kształt człowieka, przykryte białą płachtą. To musi być Matthew. Przechodzą mnie ciarki. Odgarniam splątane, mokre włosy z twarzy, a woda zaczyna spływać po mojej twarzy. Postanawiam zeskoczyć z wysoko zawieszonej płyty na ziemię, niestety moje nogi ponownie mnie zawodzą i bez wątpienia uderzyłabym w ziemię, gdyby Sam'owi nie udało się złapać mnie w ostatniej chwili.
-Nie przejmuj się.- mówi cicho, próbując mnie pocieszyć, natychmiast robi mi się wstyd, że nie mogę nawet ustać na własnych nogach.- To normalne po tym co przeszłaś.- zapewnia mnie, ale to nie poprawia mi humoru, ponieważ widzę, jak Charles porusza się bez najmniejszego problemu.
Sam skinieniem głowy i ruchem ręki wydaje Charles'owi nieme polecenie, chłopak idzie we wskazany kąt pokoju, a chwilę później wraca pchając przed sobą wózek inwalidzki, chwilę później zostaję w nim umieszczona przez mojego mentora. Sam gestem pokazuje, żebyśmy poszli za nim. Charles pcha mój wózek, gdy Kapitolińczyk prowadzi nas przez kolejne korytarze. Postój robimy w pokoju pełnym ubrań, za zasłoną jakoś samodzielnie udaje przebrać mi się w suchą, prostą, szarą sukienkę i czarne półbuty. Charles podaje mi małe zwiniątko, rozkładam je, okazuje się, że to chusteczka, którą dał mi Sam, Charles włożył ją do kieszeni, gdy przeglądał zawartość plecaka, na wszelki wypadek, gdybyśmy musieli wszystko zostawić, uznał że może być dla mnie ważna. Próbuję oddać ją mentorowi, ale on widocznie przygnębiony tylko kiwa przecząco głową i każe mi ją zatrzymać, ponieważ tak właściwie nie należy do niego, tylko do ukochanej dla niego osoby. Nie mam pojęcia dlaczego, nie chce jej z powrotem, skoro jest dla niego tak ważna. Owijam w nią ściągniętą przeze mnie, mokrą bransoletkę, z której już prawie nic nie zostało. Przebrani znów zaczynamy podążać za Sam'em, który zatrzymuje się dopiero przed białymi, dużymi drzwiami, które otwiera przykładając swój kciuk na dotykowym panelu wmontowanym na ścianie, tuż obok nich. Moim oczom ukazuje się ogromny pokój, którego ściany niemal w całości pokryte są ekranami z podłączonymi do nich panelami. Odrywam wzrok od migających obrazów i zauważam stojący na środku pomieszczenia w pełni nakryty stół. Już dawno nie widziałam tyle jedzenia w jednym miejscu. Mój brzuch natychmiast zaczyna mnie boleć z głodu.
CZYTASZ
24 Igrzyska Głodowe
FanfictionJulia Millet to piętnastoletnia mieszkanka dystryktu 9, dziewczyna nie może podnieść się po utracie zarówno starszej siostry i matki w zaledwie kilka następujące po sobie dni. Przestaje wychodzić z domu i uczęszczać do lokalnej szkoły, odcinając się...