Rozdział 22

405 26 1
                                    


-Julia, wszystko w porządku?- słyszę głos Charles'a jak przez mgłę. Biorę głęboki oddech.

-Tak, nic mi nie jest.- odpowiadam słabo.

-Jesteś pewna? Nie wyglądasz najlepiej...- mówi wyraźnie zaniepokojony chłopak.

-Nie martw się.- mówię i próbuję wstać, prawie przy tym uderzając z głowę kucającego przede mną chłopaka.- Widzisz? Wszystko ze mną w porządku.- mówię i opieram się o łóżko, by znów nie upaść. Spoglądam na leżącego na ziemi Haymitcha.

-Ja nie chciałem...- Charles również podnosi się z miejsca i zaczyna chodzić tam i z powrotem po pokoju.- To znaczy... W sumie chciałem.- zatrzymuje się na chwilę, żeby na mnie spojrzeć.- Nie powinienem był tego robić! No... Przynajmniej do jutra... Ale wystraszyłem się, że się na ciebie rzuci!- Charles próbuje mi się wytłumaczyć łamiącym głosem.

-Haymitch nie zrobiłby czegoś takiego.- bronię leżącego chłopaka z łzami w oczach, kucam przy jego boku i próbuję obrócić go na plecy. Charles natychmiast przychodzi mi z pomocą.

-Nie byłbym tego taki pewny... Wolę dmuchać na zimne.- mówi, a ja w międzyczasie pochylam się nad Haymitch'em, tak że nasze twarze dzieli tylko kilka centymetrów. Czuję jego słaby oddech na moim policzku. Wzdycham z ulgą.

-Oddycha...- mówię i się uśmiecham.

-No raczej, że oddycha. Przecież bym go nie zabił!- mówi jakby nieprzekonany, ale to ignoruję.- Powinien się ocknąć za kilka godzin. Chyba że...

-Chyba że...?- serce podchodzi mi do gardła.

-Chyba że spróbujesz obudzić go pocałunkiem!- wypala Charles.

-Charles. To nie czas na żarty.- czuję nagłe ciepło na policzkach na samą myśl o czymś takim.

-Jeśli ty nie chcesz, to ja mógłbym...

-Charles.- przerywam mu stanowczym głosem.

-Dobra, rozumiem, to nie czas na żarty...-mówi i poważnieje.

-Co my z nim teraz zrobimy?- pytam i spoglądam na leżącego tuż obok mnie Haymitcha.

-Jak to co? To proste, zaniesiemy go do pokoju. Przy odrobinie szczęścia, może uzna że to wszytko mu się przyśniło.- przytakuję. Nic innego nam nie pozostało.

Oboje wolno wstajemy z podłogi. Charles instruuje mnie, żebym złapała Haymitcha za nogi, a on sam chwyta go z drugiej strony. Następnie na jego sygnał, oboje unosimy chłopaka. Myślałam, że będzie cięższy, ale to pewnie dlatego, że Charles w głównej mierze bierze na siebie jego wagę. Bezkolizyjnie udaje nam się uciec z miejsca zbrodni na korytarz. Dopiero teraz dociera do mnie, że nie jesteśmy tu sami, w każdej chwili koło nas może przejść Sonia, Sam, bądź co gorsza... Miranda. Przestraszona przyśpieszam tępo naszego chodu, przez co Charles na chwilę traci równowagę, ale na szczęście ani się nie przewraca, ani nie upuszcza nieprzytomnego Haymitch'a. Szczęście nam sprzyja, nie dość że udaje nam się uniknąć spotkania z kimkolwiek to do tego drzwi do pokoju Haymitch'a są szeroko otwarte. Szybko wchodzimy do pomieszczenia i niezdarnie kładziemy go na łóżku. Zanim wychodzimy spoglądam jeszcze raz na jego twarz i przechodzą mnie dreszcze. Wygląda tak spokojnie... Zupełnie jak nie on... Zupełnie jakby... Był martwy. Szybko kręcę głową. Wiem, że żyje. Sama to sprawdziłam. Wychodzę na korytarz i opieram się o ścianę w międzyczasie, gdy Charles zamyka drzwi.

-Wszystko okej?- pyta wyraźnie zmęczony Charles.

-Nie.- odpowiadam szczerze i znów przechodzą mnie dreszcze. Przykładam ręce do twarzy. Spokojny wyraz twarzy Haymitcha coś mi przypomniał. Gdy ostatni raz widziałam moją matkę, otoczoną kłosami i ziarnem w trumnie, również miała niemal taki sam, spokojny wyraz twarzy. Zaczynam mieć mdłości.

-Źle się czujesz? Może powinnaś usiąść?- pyta zatroskany Charles.

-Masz rację... Powinnam usiąść... Ale nie tutaj, nie chcę żeby ktoś nas tu zobaczył.- mówię, luźno zwieszam ręce i robię pierwszy krok w stronę mojego pokoju.

-Pomóc ci? Wyglądasz jakbyś miała mi się tu zaraz przewrócić, a nie jestem pewien czy jestem w stanie przenieść teraz gdzieś kolejną osobę...

-Nie, nie trzeba, dam sobie radę.- zapewniam go i chwiejnie idę do pokoju. Jakimś cudem udaje mi się pokonać całą drogę bez żadnego potknięcia. Padam plecami na łóżko i zaczynam wpatrywać się w sufit.- Nie rób tego nigdy więcej.

-Czego?- słyszę jak Charles przechadza się po pomieszczeniu. Nie odpowiadam na to pytanie. Wydaje mi się, że to oczywiste. Charles w końcu się odzywa.- Ale to bardzo przydatna umiejętność! Kto wie, może dzięki temu uda mi się przeżyć na igrzyskach?

-To chociaż nie rób tego na moich oczach.- idę na kompromis. Ma rację. Nie mogę mu tak po prostu zabronić czegoś robić. Przecież nie jestem jego matką.

-Okej...- mówi bez przekonania.

-Obiecaj mi.- upieram się.

-No dobra, obiecuję.- ulega.

Milczymy przez dłuższą chwilę. Moje myśli wędrują w stronę Mirandy. Dawno jej nie widziałam. Czy to możliwe, że to dlatego, że tak ciężko trenuje? Znów przechodzą mnie dreszcze. Szybko próbuję zastąpić jej obraz kimś innym. Do głowy przychodzi mi Sam. Jest naprawdę tajemniczym człowiekiem... Może uda mi się wyciągnąć coś więcej z jego przyszłości, gdy będę mu oddawać jego chusteczkę? Chciałabym wiedzieć o nim więcej... A propo tajemniczych ludzi... Wciąż nie wiem czego chce ode mnie Charles. Przecież to niemożliwe, że chodzi tylko o sprawę rażenia jego kostiumu z parady. Musi być coś więcej. Już mam się go o to zapytać, gdy nagle gaśnie światło.

-Idziesz już?- pytam rozczarowana.

-Wręcz przeciwnie, zostaję.- marszczę brwi i siadam na łóżku.

-Dlaczego? Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę?- pytam zaciekawiona.

-Wybacz, ale dzisiaj nie mam nic ciekawego, to rozmowa na inny dzień, jestem na to zbyt zmęczony.- tłumaczy, a ja słyszę jak ziewa.

-To dlaczego nie wrócisz do siebie?- pytam zdezorientowana.

-Windy są zablokowane.- mówi, a ja odwracam się w kierunku zegara. Naprawdę jest już tak późno?! No cóż, nic na to nie poradzimy, musimy spędzić razem kolejną noc. Wstaję z łóżka.

-Dlaczego wstajesz?- pyta zdziwiony.

-Żeby odstąpić ci łóżko.- mówię.

-Nie trzeba, nie będę na nim spał...- mówi i słyszę jego cichy śmiech.

-Nawet jeśli, to głupio bym się czuła, gdybym spała na łóżku, gdy ktoś będzie spał w tym samym pokoju, w jakimś innym, mniej wygodnym miejscu.- tłumaczę i zwijam się na fotelu.- Dobranoc.

-Jesteś urocza.- znów słyszę jak śmieje się pod nosem.- Niech ci będzie, dobranoc.


24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz