Rozdział 35

388 25 11
                                    


Oczy drażni nagła zmiana jasności, zakrywam je dłońmi, wciąż jadąc platformą w górę. Uderza we mnie przyjemny, chłodny wiatr. Podłoga pode mną w końcu nieruchomieje, całą swoją uwagę skupiam na tym, żeby nie stracić równowagi, pamiętając o tym że jeśli tylko zejdę z wyznaczonego miejsca przed upływem czasu, wyrzuci mnie w powietrze. Zdecydowanie nie chcę takiego końca. Rzemyki, którymi reguluje się moją bransoletkę, delikatnie łaskoczą mnie po twarzy pod wpływem wiatru. Biorę głęboki oddech i w końcu otwieram oczy. Zalewa mnie zimny pot. Tuż przed moimi oczami znajduje się wysoka skała, na której szczycie osadzony został róg obfitości, z którego wypływa rwący strumień. Czeka nas wspinaczka po drogocenne skarby. Mój oddech staje się coraz płytszy, jestem przerażona, przecież nie ćwiczyłam wspinaczki! Odrywam oczy od skały i rozglądam się dookoła, inni trybuci rozstawieni są w równych odstępach na tle gęstego, iglastego lasu, wokół rogu obfitości. Studiuję twarze najbliższych mi trybutów, niektórzy wydają się być tak samo zaskoczeni jak ja, inni z kolei szeroko się uśmiechają. Nigdzie nie dostrzegam Charles'a ani Haymitch'a, muszą być po drugiej stronie rogu. Zza skały dostrzegam wystające ciemne włosy, którejś z trybutek, na myśl od razu przychodzi mi Miranda. Spokojnie, jest daleko... - uspokajam się w myślach. Odwracam się za siebie. Za gęstym lasem zauważam rozpościerające się góry. Moje serce przyspiesza. Chyba nie mogłam trafić gorzej... Nierówny teren kontra moje dwie lewe nogi. Postanawiam się tym na razie nie zadręczać, i znów spoglądam na trybutów. Po mojej prawej stronie, zauważam Anastazję, w odległości trzech trybutów ode mnie. Trochę się uspokajam, muszę po prostu do niej dobiec, a później coś razem wymyślimy. Po mojej lewej natomiast, nie udaje mi się dostrzec żadnej znajomej twarzy. Jednakże mój wzrok zatrzymuje się na niskim, około szesnastoletnim trybucie o rudych włosach, który patrzy w moim kierunku, gdzieś koło mnie muszą być jego sojusznicy, przecież to niemożliwe, żeby patrzył na mnie. Znów zmuszam się do spojrzenia na róg obfitości w poszukiwaniu cennych dla przeżycia rzeczy. Tuż przy brzegu skarpy udaje mi się zauważyć kilka rozrzuconych wokół niego plecaków, wszystkie bronie ukryte muszą być wewnątrz rogu. Zaczynam głęboko oddychać, a w mojej głowie układa się plan działania: wespnę się na szczyt, zabiorę jeden z plecaków, a przy odrobinie szczęścia uda mi się również zdobyć łuk i strzały, następnie odszukam Anastazję, Charles'a lub Haymitch'a, a później już wszystko powinno się ułożyć. Tak, to plan idealny, którego muszę się trzymać za wszelką cenę. Uśmiecham się pod nosem zyskując nagły przypływ pewności siebie. Rozpoczyna się odliczanie. Za 10 sekund wszystko się okaże. 9, 8, 7, głośno przełykam ślinę, 6, 5, 4, przygotowuję się do biegu, 3, 2... 1. Zeskakuję z podestu i ile sił w nogach biegnę w kierunku skały, skaczę na nią z rozpędu i zaczynam się wspinać. Jednakże skała jest mokra, od wody wypływającej z rogu, co zdecydowanie utrudnia moje zadanie. Mimo moich usilnych starań utrzymania się w miejscu, wciąż zjeżdżam na dół. Ale nie mogę się poddać! Zaciskam zęby i znów atakuję kamienną ścianę, idzie mi lepiej niż za pierwszym razem, jednakże nagle moja noga się obsuwa i spadam na ziemię, czując przy tym palące ciepło we wnętrzu mojej dłoni. Przez nagły upadek, przez chwilę nie mogę złapać oddechu i zaczyna kręcić mi się w głowie. Unoszę piekącą dłoń na wysokość oczu i widzę rozlewającą się po niej czerwień. Adrenalina zaczyna buzować w moich żyłach. Natychmiast zrywam się z miejsca i patrzę w górę, w tym samym momencie, gdy tuż obok mnie o ziemię uderza brązowo-włosa dziewczyna z toporem wystającym z jej pleców. Rozlega się kilka huków. Jestem przerażona, chcę krzyczeć, ale nie jestem w stanie. Nagle koło mnie, na dwóch nogach, ląduje rudy chłopak, który wcześniej na mnie patrzył. W ręce trzyma szary plecak. Przez ułamek sekundy, który zdawał się być dla mnie wiecznością, wpatrujemy się w siebie w milczeniu. W końcu chłopak łapie mnie za lewą rękę i ciągnie za sobą w stronę lasu. Zdziwiona nie protestuję, tylko biegnę za nim. Bez problemu udaje nam się dobiec do drzew. Chłopak odwraca się do mnie z uśmiechem i już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle jego gardło przeszywa metalowa strzała. Z zdziwieniem zastygłym na twarzy, rudowłosy trybut pada na ziemię, a po chwili słyszę kolejny wystrzał armaty. Szybko kieruję wzrok w stronę, z której nadeszła strzała. Widzę jak niska, na oko dwunastoletnia dziewczynka, o ciemnej karnacji, naciąga kolejną strzałę na cięciwę trzymanego łuku i celuje prosto we mnie. Adrenalina buzuje w moich żyłach. Nie chcę umierać! Unikam nadlatującej strzały, wyrywam szary plecak z rąk martwego chłopaka, w myślach dziękując mu za niego, i rzucam się do dalszej ucieczki w las. Nie mam pojęcia dokąd biegnę, łzy skutecznie ograniczają moje pole widzenia, zamazując otaczający mnie świat. Próbuję wytrzeć je wierzchem dłoni, ale na ich miejsce niemal natychmiast pojawiają się nowe. W końcu wyczerpana ciągłym biegiem, padam na ziemię i zaczynam cicho łkać. Nie jestem pewna, jak długo uciekałam, ale moje nogi nie są w stanie znieść więcej. Jedyne co mogę teraz zrobić, to modlić się, żeby nikt wrogo do mnie nastawiony mnie nie znalazł. Zamykam oczy i wsłuchuję się w szum drzew i świergot ptaków. Chciałam odpocząć tylko przez chwilę, jednakże byłam chyba zbyt wyczerpana, bo już po chwili wbrew mojej woli, pochłania mnie ciemność.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz