Rozdział 20

441 33 4
                                    


Zamknęłam się w pokoju. Haymitch, mimo że mnie wołał, nie poszedł za mną, musiał zostać w sali treningowej. Już od jakiegoś czasu leżę skulona na łóżku przyciskając do siebie poduszkę przesiąkniętą moimi łzami. Wszystko poszło nie tak. Wczoraj miałam mnóstwo czasu na wybranie umiejętności, którą miałabym pokazać na jutrzejszym pokazie indywidualnym. Dzisiaj powinnam trenować ją do perfekcji, żeby pokazać na co mnie stać i zyskać przychylność sponsorów. Zamiast tego wypłakuję sobie oczy. Jestem na siebie wściekła, ale nie jestem w stanie wrócić na salę. Kompletnie się poddałam. Z treningiem czy i bez niego, wiem że i tak nie mam najmniejszych szans na wygraną, nie jestem w stanie uniknąć śmierci na igrzyskach. Bezsilna przykładam prawą dłoń do mojej piersi. Wyczuwam szybkie bicie mojego serca. Dlaczego musiałam zakochać się w tym człowieku? Kiedy to się stało? Wtedy gdy siedział całą noc przed moimi drzwiami, czy może na dożynkach lub w pociągu? A może gdy po raz pierwszy jako dziecko pociągnął mnie za włosy? Możliwe, że przez ten cały czas wmawiałam sobie, że nic do niego nie czuję... Ale to już nieważne. Moje uczucia nic nie znaczą. Przecież jest teraz szczęśliwy, a ja powinnam cieszyć się jego szczęściem. Zamykam oczy i widzę jak Miranda i Haymitch, odwróceni do mnie plecami, odchodzą trzymając się za ręce. Są kompletnie poza moim zasięgiem. Czuję jak łzy znów spływają po moich policzkach, a ja zaczynam łkać. Mimo szumu w uszach, udaje mi się usłyszeć ciche, jakby niepewne pukanie w moje drzwi.

-Odejdź!- krzyczę w poduszkę łamiącym się głosem i pociągam nosem. Jestem pewna, że Haymitch w końcu do mnie przyszedł. Nie chcę go już nigdy widzieć.

-Nie mogę. To moja praca.- rozlega się jakiś męski głos. Odsuwam poduszkę z twarzy. Jestem pewna, że już gdzieś słyszałam ten głos... Ale, nie pamiętam gdzie i kiedy...

-Kto tam?- pytam połykając łzy i siadam na łóżku.

-Otwórz to się przekonasz.- ciekawość zwycięża. Podnoszę się z miejsca i chwiejnym krokiem zmierzam do drzwi, żeby je otworzyć. Przede mną stoi wysoki mężczyzna, o ciemnych brązowych oczach, z burzą kasztanowych włosów. Widzę go pierwszy raz w życiu. Zanim zdążę cokolwiek zrobić, zaczyna mnie przytulać. Nie mam pojęcia co się dzieje.- Na paradzie tak strasznie paliłaś się do przytulania, to pomyślałem, że teraz też ci się przyda.- o czym on mówi?- Co jesteś taka spięta?- w końcu uprzytamniam i go od siebie odpycham.

-Kim ty w ogóle jesteś?!- mierzę go wzrokiem. Mężczyzna jest wyraźnie zdziwiony, że go odtrąciłam.

-No tak... Wybacz mi, pozwól że ci przypomnę.- nieznajomy odchrząkuje, uśmiecha się szeroko i mówi piskliwym głosem:- Żuczku! Powinnaś teraz trenować przed jutrem, a ty tu siedzisz i się lenisz! Czy to nie fantastyczne, że ja, najlepszy mentor, przyszedłem ci pomóc?

-Sam?!- jestem w szoku. Pierwszy raz widzę go w takiej odsłonie.

-We własnej osobie.- znów mówi swoim niskim głosem i lekko się do mnie uśmiecha, zupełnie jakby był zawstydzony.- Tak oto wyglądam bez makijażu i w ogóle...

-Ale... Dlaczego w ogóle chcesz mi pomóc?- pytam wciąż w szoku. Dziwnie patrzy mi się na niego, gdy pozbawiony jest swoich kolorowych peruk, długich tipsów i fikuśnych strojów. Jest zupełnie inną osobą.

-Po prostu poczułem, że teraz jak nigdy, naprawdę potrzebujesz czyjejś pomocy...- mówi nie patrząc na mnie. Jestem poruszona.

-Dziękuję.- mówię ocierając oczy z nagromadzonych w nich łez i próbuję się uśmiechnąć.

-Użyj tego.- Sam wyciąga z kieszeni brązowych, eleganckich spodni różową chusteczkę z kwiatowym wzorem. Lekko chichoczę. Jednak Sam na zawsze pozostanie Sam'em. Szybko wycieram oczy i próbuję oddać mu mokry kawałek materiału. Sam robi krok w tył.- Teraz to już ją zatrzymaj! Albo chociaż wypierz przed oddaniem!

-Dobrze, upewnię się że następnym razem gdy ją zobaczysz, będzie wyglądała jak nowa!- odpowiadam z uśmiechem i widzę jak Sam patrzy na mnie kątem oka.

-No mam taką nadzieję.- piszczy.

Jeszcze raz wycieram oczy dla pewności, że wszystkie łzy już zniknęły, a następnie ostrożnie składam mokrą chusteczkę i odkładam na stojącą blisko mnie komodę.

-Czas na indywidualny trening z najlepszym mentorem w budynku!- piszczy podekscytowany.

-Indywidualny?

-Indywidualny! Tylko ja i ty! Sami w czterech ścianach! Ale będzie zabawa!- czy Sam w ogóle wie cokolwiek o przetrwaniu w trudnych warunkach? Nie chcę być niemiła, ale wolałabym trenować jednak z kimś kto się na tym zna i nauczy mnie czegoś pożytecznego, martwię się że nasz trening będzie polegał na haftowaniu lub dobieraniu ubrań...

-Sam... Naprawdę doceniam, że jako jedyny chcesz mi pomóc, ale...

-Żadnych ale! Nie martw się! Wiem więcej niż ci się wydaje!- zapewnia mnie i wychodzi z pokoju. Zanim jednak znika w głębi korytarza, odwraca się do mnie przez ramię i delikatnie się uśmiecha.- Idziemy?

-Idziemy.- odwzajemniam uśmiech. Postanawiam mu zaufać. Lepsze to niż siedzenie tu i użalanie się nad swoim losem.

***

-Idzie ci coraz lepiej!- piszczy podekscytowany Sam. Jego sposób mówienia w tej chwili nijak nie pasuje do jego wyglądu.- Kto by pomyślał, że strzelasz drugi raz w życiu!

-Nie musisz być taki miły.- mówię i odwracam się do niego.- Wiem, że idzie mi koszmarnie.

-Masz rację. Jesteś najgorszą łuczniczką, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem.- mówi swoim poważnym tonem i po chwili wybucha śmiechem, a ja idę w jego ślady.- Chociaż nie... Jest remis.

-Z kim?- pytam zaciekawiona i wypuszczam kolejną strzałę, kto mógłby być na tym samym poziomie beznadziejności co ja? Udaje mi się trafić w tarczę, niemal skaczę z radości.

-Nieważne...- znów spoglądam na Sam'a, który patrzy na moją strzałę wbitą w tarczę i smutno się uśmiecha. Marszczę brwi. Mentor jednak nie daje mi szansy na kolejne pytania, tylko ponagla do oddania kolejnego strzału.

Sam jest doskonałym nauczycielem. Odpowiada na wszystkie moje pytania, tak długo jak dotyczą przeżycia na igrzyskach, widocznie stara się unikać pytań na temat jego osoby oraz tegorocznych dożynek, oprócz tego często daje sam od siebie przydatne wskazówki, dzięki którym może uda mi się przeżyć. Naprawdę świetnie się z nim bawię.

-Lubię tą wersję Sam'a.- mówię, gdy poprawia moją postawę przy strzelaniu z łuku i nieśmiało się do niego uśmiecham.

-Tak?- szeroko otwiera oczy, wyraźnie zaskoczony moim wyznaniem, po czym dodaje jakby sam do siebie:- A ja jej nienawidzę...

Sam wydaje się być wyraźnie czymś przybity, ale widzę że za wszelką cenę próbuje to ukryć chowając się za swoim promiennym uśmiechem, który co dnia widnieje na jego twarzy. Postanawiam nie drążyć już dziś tego tematu. Nie wiem przez co przeszedł, ale na pewno nie było to dla niego przyjemne przeżycie. Nie należy oceniać książki po okładce, nigdy nie pomyślałabym, że ta szkarada przez którą się tu teraz znajduję, mogłaby mieć swoją drugą, naprawdę dobrą i uroczą stronę. Cieszę się, że udało mi się go poznać od tej strony.

24 Igrzyska GłodoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz