Zaczęłam się budzić. Kompletnie nic nie pamiętałam. Rozejrzałam się, i gdyby nie małe okno u góry, kompletnie nic bym nie widziała. Podejrzewam, że jestem w piwnicy. Dookoła nie było nic, totalnie. Usłyszałam kroki i się skuliłam. Pomału miałam przebłyski wczorajszego dnia. Spotkanie. Spacer. Szmata. Ciemność. Marcin mnie porwał, na to wychodziło. Kroki stawały się coraz głośniejsze, a ja coraz bardziej sie bałam. Kto wie, co mu jeszcze przyjdzie do głowy. Należał do jakiegoś gangu, z jakim mieliśmy spinę. Hmm, Pikersi i Krek. Moje krótkie przemyślenia przerwał dźwięk otwierania drzwi. Zobaczyłam Marcina.
-Och, księżniczka już się ubudziła. Jaka jesteś naiwna, że dałaś się namówić na spacer. Krek będzię zadowolony, za jakiś czas, gdy Cię zobaczy.
-To wszystko było jednym, wielkim planem. Cała nasza znajomość.
-Dokładnie, tylko tym, że na MU do mnie zadzwoniłaś, sama wyprzedziłaś całą akcję. W zasadzie to dobrze, bo mniej szkód nam wyrządzicie. Bez Ciebie, oni nie są tacy dobrzy. Ale, dam Ci dwie opcje.
-Na co mi one?
-Od nich zależy twoje życie. Pierwsza. Dojdziesz do gangu Kreka, będziesz z nami współpracować i zniszczymy twoich przyjaciół. Druga. Będziesz kochana dla przyjaciół i ich nie zdradzisz, ale za to będziesz żyła w złych warunkach, aż w końcu będziesz za słaba, by chociaż walczyć. Wybieraj.
-Nigdy nie zdradzę moich przyjaciół. W końcu się stąd wydostanę, a wtedy wam skopiemy tyłki.
-Nie bądź taka zapewna. Masz.- położył mi tackę z wodą i i dwiema kromkami chleba.- Do kolacji już nic innego nie dostaniesz.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Najwyraźniej nie spodobał mu się mój wybór. Zaczęłam spożywać "śniadanie", bo mój brzuch dawał się we znaki. Czułam, że nie będzie tak łatwo mi się wydostać. Zobaczymy, co będzie dalej...
ŞİMDİ OKUDUĞUN
Uratowana //reZigiusz i Poliplot
FanfictionMartyna, jeżeli to zobaczysz to błagam, nie wstawiaj tego na odcinek. Dzięki Martyna- 18-sto letnia dziewczyna, mieszkająca w Wodzisławiu Śląskim. Smutna, bezsilna dziewczyna, ale na dworze musi zakładać maskę Remigiusz- 19-sto letni chłopak z kana...