Rozdział 3

692 40 25
                                    

Kurt

Obudziłem się trochę zawstydzony. Dobra, bardzo zawstydzony. Moja twarz była tak czerwona, że pewnie śmiało mógłbym udawać kameleona przed bilbordem reklamującym promocje truskawek. Moje zarzenowanie wzięło się stąd, że nie dość, że cały poprzedni dzień myślałem o Blainie, to jeszcze w nocy śniłem o jego oczach błyszczących niczym gwiazdy na ciemnym niebie...
Czy ja naprawdę to pomyślałem?

Nie mogłem wczoraj skupić się na nauce przez co chyba będę zmuszony po raz pierwszy w życiu kulić się pod ławką w nadziei, że nauczyciel mnie nie spyta. Westchnąłem przeciągle i zabrałem się za przeglądanie strojów na dzisiaj. Była 5.30 więc miałem tylko 2 godziny na wyszykowanie.
Chyba muszę odpuścić sobie śniadanie. A mogłem wstać wcześniej.
W końcu wybrałem białą koszulę, czerwone spodnie oraz niebieski szal i czarne buty. Ułożyłem starannie włosy, nałożyłem podkład oraz sięgnąłem po własnoręcznie zrobioną przypinke.  7.53!
No Nie!!!
Do szkoły nie miałem daleko, ale chciałem jeszcze przejżeć dodatki.
Czemu wstałem tak późno?!
Zastanowiłem się przez chwilę i już wiedziałem dlaczego.
Rachel.

Żydówka założyła się ze mną, że nie zdołam się wyrobić w tak krótkim czasie, a ja głupi przyjąłem zakład! Znałem swoje zwyczaje, wiedziałem jak dużo czasu zajmuje mi wyszykowanie się do szkoły. Nie wyglądałem idealnie, a to wszystko było winą Rachel. No dobra, może też trochę mojej głupoty.
Chwyciłem torbę i kluczyki do samochodu po czym wbiegłem jak najszybciej po schodach i wypadłem na zewnątrz jak strzała. Wiedziałem, że spóźnię się trochę na pierwszę lekcje,  więc pozostawało mi tylko modlić się w duchu, by coś zatrzymało nauczycielkę po drodze.
Wsiadłem do samochodu, zapiołem pasy starając się nie pognieść ubrań i ruszyłem. Zawsze jeździłem przepisowo i także tym razem nie byłem w stanie jechać szybciej przez co coraz bardziej martwiłem się, że się spóźnię. Gdy wjeżdżałem na teren szkoły była już 8.03, więc biegiem rzuciłem się do drzwi.  

Miałem szczęście. Uczniowie siedzieli już w ławkach, ale pani Hoff jeszcze nie było. Odetchnąłem z ulgą i zająłem miejsce obok Mercedes.
- Pierwszy raz nie jesteś przed czasem - zaśmiała się - Wygląda na to, że Rachel miała rację.
- Niestety - mruknąłem- Najgorsze, że teraz wyglądam taaak.
- Dla mnie wyglądasz normalnie.
Zgromiłem ją spojrzeniem, ale nic więcej nie powiedziałem, bo zdałem sobię sprawę, że przez ten pośpiech zapomniałem zapasowego stroju.
Skrzywiłem się w bólu.
- Coś nie tak? - spytała zmartwiona dziewczyna.
- Zapomniałem ubrań na zmianę - jęknąłem, a Mercedes obdarzyła mnie współczującym spojrzeniem.
- No to masz przesrane - stwierdziła. 

Blaine

Drugą lekcje mieliśmy łączoną z trzecią klasą, co nie było dla mnie dobre. Siedziałem właśnie w ławce z Samem - nowym uczniem - i rozmawialiśmy  o meczu, gdy do klasy wszedł Kurt, jak zawsze idealny chociaż odrobinę pochmurny. Przywitał się i usiadł w drugiej ławce razem z jakąś czarnoskórą dziewczyną. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęła się lekcja, bo cały czas patrzyłem na szatyna.
Rany! Jakim cudem te włosy są tak perfekcyjnie ułożone? Zupełnie jak przez najlepszego fryzjera i...Blaine skup się! Lekcja się za...Czemu moje włosy tak się nie układają tylko muszę pakować w nie tonę żelu i...? O rany! Blaine uspokój się! To tylko włosy!

Sam nachylił się do mnie i szepnął mi coś do ucha, a ja natychmiast zamarłem i resztę lekcji nie spuszczałem wzroku z ławki czując, że blądyn patrzy na mnie rozbawiony.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek opuścił klasę, a ja musiałem przebiec pół szkoły, żeby znowu go namierzyć.
- To nie tak jak myślisz - powiedziałem odciągając go na bok - Błagam nikomu nie mów.
Wiedziałem, że właśnie przyznałem się do postawionego mi zarzutu, ale strach wziął górę. 
- Uspokój się Blaine- zaśmiał się chłopak- Nic nie powiem, ale nie rozumiem czemu to ukrywasz.
- Mam swoje powody - mruknąłem.
- Chętnie posłucham.
Skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się przyjacielsko.
- Nie dziś - powiedziałem.
- Zaczekam.
Odetchnąłem w duchu.
- Dzięki.

W jednaj chwili poczułem jak wielki ciężar spada mi z serca.
On nic nie powie. On naprawdę nic nie powie!
- Dlaczego mi pomagasz? - spytałem - Nie znamy się, a mógłbyś wiele zyskać wyjawiając mój sekret.
- Nie jestem taki - odparł - Ale możliwe, że kiedyś będę potrzebował przysługi.
- Rozumiem.
- Kumple ?- wyciągnął rękę w moją stronę.
- Czemu nie - odparłem chwytając jego dłoń.

Kurt

Dzwonek już zadzwonił, a ja strasznie bałem się wyjść z klasy. Brak stroju na zmianę, był dla mnie niczym klątwa. Wiedziałem, że na 100% dostanę koktajlem i cały dzień będę zmuszony chodzić w lepiącym się ubraniu, albo co gorsza, w ciuchach z rzeczy znalezionych. Miałem raz taki koszmar i teraz miał on szanse się spełnić. Dużą szansę.
Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem, ale zaraz się cofnąłem widząc Karovskiego. Olbrzym jednak zauwarzył mnie i wyciągnął z klasy za bluzkę.
- Co jest panienko? - zaśmiał się kpiąco- Unikasz mnie?
W jednej chwili pojawili się jego koledzy z pełnymi kubkami i zanim się obejrzałem ich zawartość spływała po mnie lepiąc wszystko. Miałem ochotę rzucić się na footbolistów, ale bądźmy szczerzy, nawet pojedyńczo nie miałbym z nimi szans.  Wycofałem się czym prędzej do łazienki i skuliłem w kącie. Nie miałem nawet siły wycierać z twarzy tego świństwa, a najchętniej po prostu zacząłbym płakać i przesiedziałbym tak do końca dnia.

W pewnej chwili usłyszałem skrzypnięcie drzwi i poderwałem się z miejsca w obawie, że to ktoś z bandy Karovskiego.
- O rany!  Co ci się stało? - wychrypiał brunet.
- To konsekwencje przynależności do Glee - westchnąłem siadając znowu na ziemi - Czy dzisiaj coś jeszcze pójdzie nie tak?
Blaine bez słowa podszedł do umywalki, namoczył papierowy ręcznik po czym ukląkł przy mnie i zaczął usówać mi z twarzy kleistą substancje.
- Nie dramatyzuj - zaśmiał się - To łatwo się spierze.
- Ta - mruknąłem.
Bliskość chłopaka strasznie mnie krępowała, ale starałem się nic po sobie nie pokazać.
- Masz coś na zmianę? - spytał.
- Akurat dzisiaj nie wziąłem - jęknąłem.
Zdjął z siebie bluzę i podał mi ją.
- Tylko góra jest zalana - wyjaśnił- Przebiesz się.

Przez chwilę się wachałem, ale w końcu wykonałem jego polecenie.
- Rany, jak ona słodko pachnie - wciągnąłem zapach z przyjemnością.
- Nowe perfumy - zachichotał.
Zamarłem.
Czy ja właśnie powiedziałem to na głos?!!!
- yy...ee...
Brawo Kurt.
- Spokojnie - znowu zaczął się śmiać.
- Jestem idiotą.
- Wcale nie. Jesteś uroczy.
Serce zabiło mi szybciej i właśnie wtedy zadzwonił dzwonek.
- Idę już. Poradzisz sobie?
Pokiwałem głową, a brunet natychmiast zniknął za drzwiami.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz