Blaine
Wróciłem do domu szczęśliwy jak nigdy. Idę na imprezę z Kurtem. To prawie jak ra..
Stop!
Blaine nie. To żadna randka, tylko spotkanie z przyjacielem. Nie chłopakiem! Przyjacielem.
Mimo to z mojej twarzy dalej nie schodził uśmiech.
Pomarzyć chyba można, co nie?
W pewnej chwili usłyszałem szuranie. Zdziwiłem się, ale to zignorowałem.
- Coś taki wesoły? - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Marta - przytuliłem przyjaciółkę - Co ty tu robisz?
- Zdałam sobie sprawy, że nie oddałam kluczy - zaśmiała się odkładając swój kąplet na blat - Ale skoro już tu jestem, to może powiesz mi dlaczego mój Skowronek, aż promienieje?Usiedliśmy na kanapie. Marta poczęstowała się stojącymi na stoliku przekąskami. Uśmiechnąłem się.
- Tęskniłem za tym - wyznałem.
Kobieta również się uśmiechnęła.
- Ja też.
Wyprostowała się i klasnęła w dłonie. Zawsze to robiła, gdy była podekscytowana.
- To jak? Powiesz co cię tak uszczęśliwiło?
- Kurt - odparłem po prostu - Co innego mogłoby mnie uszczęśliwić?
Marta się zaśmiała.
- Mogłam się domyślić.
Poszedłem do kuchni i wróciłem z herbatą, a kucharka tymczasem przedzwoniła do męża, że trochę się spóźni.
- Jeszcze pomyśli, że go zdradzam - zażartowała.
- O mnie nie ma się co martwić- zachichotałem.
Skinęła głową.
- To..idziecie na randkę?
- Na imprezę - poprawiłem - To nie randka.
- No oczywiście, że nie - prychnęła - Dwóch chłopaków o odmiennej orientacji idzie razem na imprezę. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że to randka?
Przewróciłem oczami.
Kochałem tę kobietę całym sercem, ale czasem miałem wielką ochotę zakleić jej usta.
- Ty i te twoje insynuacje - westchnąłem.Kurt
Pan Schu przystał na naszą propozycję i myjnia samochodowa miała ruszyć już w poniedziałek. Ja jednak zanim to nastąpi miałem coś jeszcze do zrobienia. Stres nie opuszczał mnie przez cały tydzień, bo mimo że sobotnia impreza była tylko imprezą to jednak szedłem na nią z Blainem. Z Blainem!!!
To nie była randka, a stresowałem się jakby była. Do tego jeszcze będę zmuszony przedstawić bruneta dziewczynom, a to z pewnością nie skończy się dobrze. Na pewno nie dla mnie.
Gdy ostatni piątkowy dzwonek zadzaonił kolana prawie się pode mną ugieły, a w żołądku zawiązał się supeł.
Co teraz?
Resztę dnia wybierałem ciuchy, chcąc wyglądać jak najlepiej, a gdy wreszcie położyłem się spać, przed oczami dalej miałem twarz chłopaka.
To nie miało prawa się dobrze skończyć.Zanim się zorientowałem poranek zmienił się w wieczór. Byłem ubrany, uczesany i pomalowany, ale na pewno nie gotowy. Nie psychicznie.
Podszedłem cicho do drzwi, żeby uniknąć przedwyjściowego kazania taty, ale najwyraźniej nie było mi pisane.
- Próbujesz się wymknąć? - spytał tata opierając się o framugę.
- Przecież mówiłem ci o imprezie - zauważyłem.
- Idziesz z Blainem - mruknął - Wiesz co o nim myślę.
Westchnąłem cicho i niechętnie obruciłem się w stronę ojca.
- Właśnie sęk w tym, że nie wiem - odparłem.
Bert uniósł brwi, a ja przełknąłem ślinę. Nie byłem pewien, czy powinienem mówić więcej, ale prędzej czy później będę musiał. To tak samo dobra chwila, jak każda inna.
- Dajesz mi sprzeczne sygnały - mruknąłem - Raz rozmawiasz z nim normalnie, jak równy z równym, a raz miażdżysz go spojrzeniem i ostrzegasz, żebym na niego uważał. Tato wiem, że się o mnie martwisz, ale zdecyduj się wreszcie, bo przez ciebie mam mętlik w głowie!Tata wypuścił powietrze i osunął się na kanapę. Spojrzałem na zegarek, po czym odwiesiłem płaszcz i poszedłem w jego ślady. Zawsze wychodziłem wcześniej, ale tym razem musiałem skończyć to co zacząłem.
- To dobry chłopak - mruknął Bert po długiej chwili milczenia - Ale nie mogę się pogodzić, że mi ciebie odbiera.
Uniosłem brwi.
- W jakim sęsie?
Tata podrapał się nerwowo po karku. Próbował zebrać swoje myśli w odpowiednie słowa, a ja czekałem cierpliwie aż mu się uda.
- To może zabrzmieć dla ciebie źle, ale zawsze traktowałem cię trochę jak córkę.
Skrzywiłem się, ale nie skomentowałem.
- Byłeś taki delikatny, wrażliwy - ciągnął - Chciałem chronić cię przed światem, zwłaszcza, gdy zabrakło twojej matki. Nie raz zawiodłem, ale jednak świadomość, że coś robię dobrze...wyrosłeś na wspaniałego chłopaka synu, ale wciąż potrzebujesz kogoś kto będzie cię chronił. Tym kimś już nie jestem ja i dlatego chyba tak się zachowuję. To Blaine jest teraz tym, który się tobą opiekuje. Wiem, że cię zranił, ale wiem też, że cię kocha i pragnie o ciebie dbać. Zastępuje mnie.
Zamrugałem zaskoczony. Nie sądziłem, że tata widzi to w ten sposób, ale w jego słowach kryło się ziarno prawdy. Blaine chciał mnie chronić, a ja chciałem chronić jego.
- Jest dla mnie ważny - powiedziałem z uśmiechem - Ale uwierz mi na słowo. Nawet on nie jest w stanie cię zastąpić.
Przytuliłem ojca, a on poklepał mnie niepewnie po plecach. Zawsze miał trudność z wyrażaniem uczuć.
- Dobrze synu - powiedział ocierając łzę - Idź już na tę imprezę i baw się dobrze z Blainem.
Uśmiechnąłem się ciepło.
- Zamierzam - odparłem.Blaine
Czy tak jest zawsze? Czy za każdym razem przed taką nie-randką człowiek najpierw jest mega radosny i podekscytowany, a następnie umiera ze strachu? Jeśli tak to zakujcie mnie w dyby jeśli będę chciał to powtórzyć.
Układałem włosy chyba z 10 razy, mimo że gdy pakuje się w nie tyle żelu co ja to nie wiele trzeba. Ciuchy wybierałem 3 godziny, a gdy osiągnąłem już upragniony efekt, wciąż wydawało mi się, że o czymś zapomniałem. Najgorsze jednak było to, że Sam wymusił na mnie powiedzenie, dlaczego jestem tak zestresowany, gdy wracaliśmy razem ze szkoły i teraz siedział u mnie na fotelu i szczerzył się jak głupi.
- To nie randka - powiedziałem po raz setny tego dnia.
- To dlaczego się tak stresujesz? - prychnął rybousty.W końcu blądyn raczył sobie pójść, a ja odetchnąłem z ulgą. Jeszcze brakowało, żeby tutaj był gdy przyjdzie Kurt i...
O czym ja myślę?
Uderzyłem się w głowę za kare i zszedłem na dół, by tam w spokoju czekać, aż Kurt się zjawi. W końcu tylko on wiedział dokąd idziemy.
Usiadłem na krześle w kuchni, ale zaraz wstałem i zacząłem krążyć po parterze.
I tyle wyszło z mojego "czekać w spokoju".
Wreszcie, po jakiś 10 minutach, które zdawały się trwać w nieskończoność usłyszałem dzwonek do drzwi. Na blacie stała butelka whisky ojca. Wziąłem szklankę i nalałem sobie trochę, by dodać sobie odwagi po czym ruszyłem do drzwi.
Kurt stał przed moim domem ubrany w piękny garnitur i zdawał się jeszcze bardziej idealny niż zwykle. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe.
- Przepraszam za spóźnienie- odezwał się - Musiałem omówić coś z tatą i...
Urwał i przyjżał mi się uważniej.
- Coś nie tak? - spytał z wachaniem.
- Nie, nie - zaprzeczyłem - Tylko...
- Tylko co?
Uśmiechnąłem się nieporadnie.
- Pięknie wyglądasz.
Chłopak się zarumienił.
- Oh - wymsknęło mu się - Ja...Dziękuję. I..idziemy?
- Prowadź - odparłem.Kurt
Dotarliśmy na miejsce koło 22. W okół kręciło się mnustwo ludzi i wszyscy tańczyli. Nie przepadam za tłumem zwłaszcza, że nikogo tu nie znam, ale teraz był on moją ochroną przed spotkaniem Peige i Suzi. Marną ochroną.
- Kurt! - pisk tak głośny, że muzyka z głośników wydawała się cichutka prawie rozerwał mi uszy.
Dziewczyny rzuciły się na mnie zachwycone, ale szybko ich uwaga zeszła na bruneta, który teraz mrugał próbując zrozumieć co się dzieje.
Biedny uroczy Blaine.
- Ty pewnie jesteś Blaine - zaśmiała się Suzi podając mojemu przyjacielowi rękę.
- Owszem - uśmiechnął się niepewnie ściskając jej drobną dłoń, po czym zawendrował oczami w górę by dostrzec twarz drugiej dziewczyny.
- To Paige - pospieszyłem z pomocą - A to jej dziewczyna Suzi. Mówiłem ci o nich, pamiętasz?
- Osobliwy duet, pamiętam - zaśmiał się nerwowo przyjmując drinka od kelnera.
Czekałem aż mnie zawstydzą i jak widać nie musiałem długo czekać.
- Nie mogłyśmy się doczekać, żeby poznać chłopaka naszego Kurta.
Anderson zakrztusił się drinkiem, a ja spłonąłem rumieńcem.
- Nie...my nie...- zaczął.
- Nie jesteśmy razem- powiedziałem za niego - Dziewczyny!
One tylko zachichotały, puściły mi oczko i zniknęły w tłumie.
Kiedyś je zatłukę.- Przepraszam za nie - wymruczałem - Wprost kochają się ze mnie nabijać.
- Wporządku- zaśmiał się- Jak się w ogóle poznaliście?
- Normalnie. Paige omal mnie nie podeptała.
Wybuchnęliśmy śmiechem rozładowując tym samym panujące między nami od jakiegoś czasu napięcie.
- Chcesz zatańczyć? - zaproponował.
- Z chęcią- odparłem.
Ruszyliśmy na parkiet i o dziwo bawiłem się naprawdę dobrze, a brunet naprawdę się rozochocił. Mówię o drinkach rzecz jasna.
Miał mocną głowę, na pewno mocniejszą ode mnie, ale w końcu zaczęły plątać mu się nogi. Rozbawiony sytuacją zaprowadziłem go do jednego z pokoi, żeby się położył.
Był pijany.
Mogłem pomyśleć, że coś się stanie.
Rozluźniłem mu krawat i zanim się zorientowałem wylądowałem na jego kolanach.
- Blaine co ty...? - nie zdążyłem skończyć zdania, bo wpił się w moje usta.
Uderzyło we mnie jego ciepło, a jego słodki zapach całkowicie mnie odurzył. Oddałem pocałunek i zatraciłem się w nim. Ocknąłem się dopiero gdy jego dłonie spoczęły na moich pośladkachOdskoczyłem jak oparzony i szybko wybiegłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Moje serce waliło jak szalone.
Chyba długo tak stałem, bo w końcu znalazły mnie dziewczyny.
- Kurt wszędzie cię szu...- Suzi urwała i przyjżała mi się uważnie.
Zarowno w jej oczach, jak i w oczach jej dziewczyny odbijała się troska.
- Co się stało? - spytała zmartwiona Paige.
- Ja...ja już nie wytrzymam - jęknąłem czując, że po policzkach spływają mi łzy - Trace przy nim zmysły. Nie myślę racjonalnie tylko...prawie...
Dziewczyny mocno mnie przytuliły.
Wytarłem łzy.
- Przepraszam - wychrypiałem - Nie wiem co mi jest.
- Boisz się - odparła zielonowłosa - To normalne.
- Jest pijany - wymamrotałem.
- A jakby nie był? - spytała niższa z dziewczyn.
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem myśleć jakby się to wówczas skończyło.
CZYTASZ
Klaine [ZAKOŃCZONE]
FanfictionNie wiem co tu napisać po raz pierwszy w życiu. Wiem tylko tyle, że szukałam opowiadań o Klainie, ale na Watt jest ich tak mało i szybko wszystkie przeczytałam. Postanowiłam więc, że napiszę własne choć to nie są do końca moje klimaty, ale po prostu...