Rozdział 43

461 31 14
                                    

Blaine

Wszyscy byli niesamowicie zestresowani, a wszystko przez to, że szkole odcięto dofinansowanie. Nie było na nic pieniędzy i Sue wraz z dyrektorem musiała szukać pieniędzy u innych źródeł. Nikt nie powiedział nam jak do tego doszło. Pan Schue milczał jak grób i zdawać by się mogło, że on też załamuje ręce.
Bez pieniędzy nie będzie wyjazdu, nie będzie Nowego Jorku, ani środków potrzebnych na stroje, transport, pokój, czy chociażby bilety.
Marzenia Glee mogą się nie spełnić.
Z dnia na dzień sytuacja była coraz gorsza i nikt nie wiedział jak temu zaradzić. Wszystkie kółka zostały odwołane, albo zawieszone w działaniu. Wszystkie oprócz Glee i chiriosek.
Nie chcieliśmy się poddawać i chyba tylko z tego powodu nasz nauczyciel zjednoczył siły z trenerką.
Kazali nam czekać, a my nie wiedzieliśmy co innego moglibyśmy zrobić.

W niesamowicie depresyjnych nastrojach zebraliśmy się w piwnicy Rachel. Próba została odwołana, a my nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, więc żydówka postanowiła zaprosić nas do siebie.
- Tak nie może być - mruknął Kurt - Nie możemy teraz wszystkiego stracić. Zaszliśmy przecież tak daleko.
- A co my możemy? - westchnęła Quin.
Patrzyłem na zrozpaczonych przyjaciół i czułem jak pęka mi serce. Nie zasłużyliśmy sobie na taki los.
W pewnej chwili Rachel nie wytrzymała.
- Dość tego! - krzyknęła wdrapując się na scenę - Mówicie jakby nie było już żadnych szans! Przecież zajmuje się tym pan Schu. Pan Schu i najbardziej uparta kobieta w Ohio. Kto jak kto, ale oni z pewnością coś wymyślą.
- A jeśli nie? - prychnął Puck.
- To wtedy zaczniemy się martwić.
Uśmiechnąłem się lekko na te słowa. Barry nie traciła wiary nawet gdy sytuacja była beznadziejna.
- Ona ma racje - wtrącił się Kurt - Nie możemy się poddać. Jeśli pan Schu czegoś nie wymyśli, to sami uzbieramy pieniądze. Przecież jesteśmy Glee. Pokonywaliśmy większe przeciwności. Sue, footbaliści, nietolerancja. Wszyscy i wszystko zawsze było przeciw nam i to się nie zmieni, ale tak jak wtedy tak i teraz musimy pamiętać, że jesteśmy dróżyną. Razem damy radę.
- Piękna mowa Lady Hammel - prychnęła Santana.
- A zamknij się wreszcie- mruknął chłopak.

Kilka osób zaśmiało się cicho, ze mną włącznie. Tego nam było trzeba.
- Musimy na chwilę zapomnieć o tym wszystkim - powiedziałem - Musimy się odstresować. Może wtedy wpadniemy na jakiś pomysł.
- Chyba wiem jak - zaśmiała się Rachel włączając muzykę i porywając Finna do tańca.
Patrząc na wielkoluda, jak stara się nadążyć za partnerką nie dało się nie wybuchnąć śmiechem. Chwilę później pozostali również zaczęli tańczyć.
Podszedłem do Kurta i skłoniłem się nisko.
- Mogę prosić? - spytałem.
Szatyn zarumienił się lekko, ale kiwnął głową na tak. Staliśmy niedaleko siebie i tańczyliśmy. Bliskość chłopaka była dla mnie teraz zbawienna, bo tylko dzięki niej potrafiłem zapomnieć o naszym problemie. Kochałem być blisko niego i patrzeć na tą piękną, roześmianą twarz.
Wtedy właśnie do głowy przyszedł mi pomysł jak zarobić na nasz wyjazd.
- Co powiecie na myjnie samochodową? - spytałem.

Kurt

Był początek marca. Śnieg dopiero co zaczął topnieć i wszędzie było błoto, dlatego pomysł bruneta był dobry. Może nawet świetny.
Stroje uszyjemy sami ( ja mam w tym doświadczenie, więc...), a jeśli nie zbierzemy dostatecznej sumy to poprosimy o pomoc rodziców.
Co może pójść nie tak?
Na propozycje Blaina przystali wszyscy, ale ja na końcu. Nie dlatego, że się wachałem, ale dlatego, że musiała minąć chwila zanim ocknąłem się z transu, wywołanego bliskością Andersona.
Chyba coraz bardziej się pogrążam.
W każdym razie ustaliliśmy, że jutro przedstawimy nasz plan panu Schu i wszyscy rozeszli się do swoich domów.

Jak zwykle Blaine odprowadzał mnie do domu. Wcześniej robił to, żeby odwlec powrót do swojego, ale teraz stało się to już chyba jego przyzwyczajeniem.
- Dobrze tańczysz - powiedział w pewnej chwili, a ja niestety znowu musiałem spiec buraka.
- Dzięki - wymamrotałem - Ty też. Kto cię uczył?
- Może nie uwierzysz, ale Coop.
- Cooper? - zdziwiłem się- przecież mówiłeś, że nigdy go nie było.
- Nie zawsze - wyznał - Jak byliśmy mali, opiekował się mną. Wychowywał. Z resztą mówiłem Ci, że kiedyś byliśmy blisko.
- Racja - mruknąłem- Musiałem zapomnieć.
Nie. Nie zapomniałem. Po prostu nie mogłem się skupić gdy jego ramie ciągle ocierało się o moje podczas marszu.
To możliwe, żeby robił to specjalnie?
Dość Kurt! Masz paranoję.
- A ciebie kto uczył?
- Eee - podrapałem się nerwowo po karku.
Tik taty. Poważnie? Znowu?
- No co? - zaśmiał się widząc moje zmieszanie.
- Tak jakby...eee...może trochę...ja tak jakby...
Teraz Blaine już nie zdołał powstrzymać rozbawienia. Wybuchnął śmiechem, ale takim serdecznym.
- Jesteś uroczy jak dukasz - parsknął - No mów, co cię tak zawstydziło?
- Nauka baletu? - wymamrotałem.
Chłopak tylko pokręcił głową w rozbawieniu.
- Ty i to twoje dramatyzowanie.

Blaine

Tak jakoś wyszło, że gdy dotarliśmy pod dom szatyna, dostałem sms, że jak wrócę nikogo nie będzie w domu. Mama znowu wyjechała w sprawach służbowych, a Coop miał wolne, więc postanowił zostać na noc u kumpla.
Kurt, jak dobry przyjaciel, wymusił na mnie, żebym wszedł do środka i tak oto leżeliśmy teraz na jego łóżku odrabiając wspólnie lekcje.
- Eh - mruknąłem w pewnym momencie, a chłopak jak na zawołanie przystawił głowę bliżej, żeby sprawdzić z czym mam problem.
- Pomyliłeś się w drugiej linijce - zauważył - To dlatego ci nie wychodzi.
Spojrzałem jeszcze raz na swoje wyliczenia i przyznałem starszemu racje. Dobrze było mieć przy sobie kogoś, kto zawsze ci pomoże.

W pewnej chwili do pokoju wszedł Finn z kartonem pizzy i uśmiechnął się pokazując zęby.
- Pomyślałem, że zgłodnieliście od tej nauki - zachichotał widząc jak blisko siebie leżymy.
Stykaliśmy się bowiem biodrami i ramionami, ale o dziwo, gdy wielkolud to dostrzegł, żaden z nas się nie odsunął.
- Już wróciłeś od Rachel? - zdziwił się szatyn - Nie słyszałem jak wchodziłeś.
- I o to mi chodziło - parsknął - Skoro ty nie słyszałeś, to Bert też nie słyszał. Wiesz co on myśli o zostawaniu dłużej u dziewczyny.
- Oh - Kurt lekko się zarumienił - Jaka to pizza?
- W połowie wege, w połowie mięsna - odparł - Jak zawsze.
Chłopak skinął głową i wszyscy troje rozsiedliśmy się na podłodze, by pochłonąć pizzę.
Ja i Finn zjedliśmy po 2 kawałki mięsnej, a Kurt zjadł 2 kawałki wege. Zostały jeszcze 2 jego kawałki więc z Finn'em podzieliliśmy się po jednym.
- Nie taka zła - stwierdził Wielkolud.
- A nigdy mi nie wierzyłeś - zaśmiał się szatyn i chwycił ścierkę - Masz coś na twarzy Blaine.
Wytarłem się.
- Już?
- Nie.
Ponowiłem czynność.
- Już?
- Nie.
Chłopak pochylił się w moją stronę i sam starł mi z twarzy pozostałości pizzy. Spojrzałem na niego. Zarumienił się i odsunął.
Finn wyszczerzył się w uśmiechu.
- Dobra - westchnął podnosząc się z miejsca - Wracam do pracy.
Puścił bratu oczko i wyszedł.

Kurt

W pewnym momęcie, gdy już Blaine pakował swoje rzeczy zadzwonił mój telefon. Brunet machnął ręką, żebym się nim nie przejmował, więc odebrałem.
- Co robisz w weekend? - usłyszałem wesoły głos Paige.
- Cześć Kurt - prychnąłem - Co tam u ciebie słychać? A dobrze Paige. Dzięki, że pytasz.
W głowie widziałem już jak dziewczyna przewraca oczami.
- Bardzo zabaene - mruknęła- Ale serio. Co robisz w weekend?
- Zależy co znów wymyśliłyście - odparłem.
- Kolega organizuje przyjęcie, a że wystawiłeś nas w Sylwestra to musisz wpaść.
Jęknąłem.
- Bez marudzenia - ostrzegła - Sobota. Godzina 21. Wiesz w którym klubie.
- No dobra - westchnąłem zrezygnowany- Przyjdę.
- O i weź ze sobą Blaina. Mała mówiła, że go pocałowałeś i wprost muszę go przez to poznać.
- Paige! - krzyknąłem przyciągając tym samym uwagę przyjaciela.
- Oj no dobra, dobra - zaśmiała się- Ale go przyprowadź. Moja dziewczyna pozdrawia.
- Zdrajczyni - mruknąłem - Narazie Paige.

Rozłączyłem się i spojrzałem na bruneta, który od jakiegoś czasu przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Koleżanki z kolonii - wyjaśniłem- Zaprosiły mnie na imprezę, chociaż określenie: zmuszają mnie żebym przyszedł, byłoby bardziej odpowiednie.
Chłopak przewrócił oczami.
- Za rzadko wychodzisz - zauważył.
- Nie lubię imprez - mruknąłem- A w ogóle...
Urwałem nie wiedząc co powiedzieć. Jak mam zaprosić na imprezę chłopaka, który mi się podoba, żeby nie pomyślał że to randka?
- A w ogóle co? - dopytywał się.
- Nie znam tam nikogo - wymamrotałem - A Paige i Suzi raczej zajmą się sobą.
- Rozumiem - odparł i przez chwilę jakby się wachał czy coś dodać.
Chciałem, żeby coś jeszcze powiedział, bo wiedziałem, że jeśli go nie zaproszę to dziewczyny rozszarpią mnie na kawałki.
- Może...to znaczy...jeśli chcesz oczywiście...
- Blaine - położyłem mu dłonie na ramionach- Też jesteś uroczy jak dukasz, ale wysłów się wreszcie.
Brunet potarł nerwowo kark.
- Może pójdę z tobą? - zaproponował - Przynajmniej będziesz kogoś znał.
Odetchnąłem w duchu.
- Dla mnie spoko - odparłem uśmiechając się wesoło.

Piszę puki mam wenę, bo już jutro mogę jej nie mieć. Co myślicie? 😁
Jakieś teorie co się wydarzy?🤨
Czekam na komentarze i do następnego! 😘

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz