Rozdział 52

498 30 3
                                    

Kurt

Stałem przed lustrem i przyglądałem się sobie, z zachwytem. Odkąd chodziłem z Blainem zacząłem bowiem dostrzegać nie tylko liczne wady, które nie dawały mi wcześniej spokoju, ale również wcześniej nie widoczne zalety. Brunet widział plusy tam gdzie ja widziałem minusy i robił wszystko, żebym również je dostrzegł, czym podnosił moją samoocenę. Byłem mu za to niesamowicie wdzięczny, ale i tak przygotowanie się do szkoły zajmowało mi to przeklęte półtorej godziny, o randkach już nie wspominając.
- Czyżbyś przytył? - spytał Finn złośliwie, przyglądając się moim poczynaniom - O tak. Z pewnością przytyłeś.
Przewróciłem oczami, a wielkolud zachichotał cicho, podnosząc z ziemi czarną jak smoła poduszkę, która wylądowałe obok niego wcale nie przez przypadek. Brunet siedział tu już bowiem drugą godzinę i ani myślał się ruszyć, bo jak twierdził "miękkość mojego łóżka pozwala mu się skupić". Ta wymówka stawała się już nudna, bo nie dość, że używał jej od dwuch tygodni, to jeszcze nie zawsze przychodził tu żeby się uczyć. Chciał po prostu się ze mną podroczyć.
- I co z tego? - mruknąłem poirytowany - Wszyscy mówią, że jestem za chudy, więc chyba pora to zmienić. Nie uwarzasz?
Hudson pokręcił głową rozbawiony i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej. Najwyraźniej mój opryskliwy ton wcale go nie ruszył.
- Cieszę się z tego - powiedział nieoczekiwanie - Związek z Blainem bardzo ci służy. Wreszcie jesteś szczęśliwy.
Uśmiechnąłem się lekko do swojego odbicia, po czym zwróciłem się do chłopaka już bardziej życzliwie.
- Myślę, że masz rację - odparłem - Naprawdę jestem szczęśliwy.

Blaine

Stałem przed domem mojego chłopaka, wystrojony w czarny garnitur, białą koszulę i co dziwne, w krawat. Wyglądałem więc bardzo oficjalnie, ale czułem się nawet pewnie w tym stroju. Moje zdenerwowanie zdradzały jednak dłonie, które trzęsły się niemiłosiernie, gdy przypinałem do marynarki bukiet złożony z pięknych hortensji. Ich kolor tak bardzo przypominał mi oczy Kurta.
Wreszcie drzwi domu uchyliły się i szatyn wymknął się ostrożnie, uważając, by przypadkiem nie trzasnąć nimi za głośno. Miał bowiem już serdecznie dość ciągłych wykładów ojca, którymi mężczyzna raczył go przed dosłownie każdym wyjściem.
- Cześć przystojniaku - przywitał się całując mnie w policzek - Gotowy?
Przejechałem wzrokiem po sylwetce chłopaka i uśmiechnąłem się lekko. Hummel też wyglądał oficjalnie, ale mimo to, dało się dostrzec jego upodobanie do orginalności. Na kieszeni marynarki miał bowiem wyszyte nasze inicjały, przyozdobione drobnymi serduszkami, a włożona doń husteczka była niesamowicie pstrokata.
- Powiedziałbym, że tak - zaśmiałem się nerwowo - ale wyczułbyś kłamstwo z kilometra.
Kurt pokiwał głową ze zrozumieniem i chwycił mnie za rękę, by dodać otuchy. W taki właśnie sposób poszliśmy do samochodu.

Droga minęła szybko. Zbyt szybko.
Moje serce waliło jak oszalałe, ręce drżały, a przez głowę co rusz przelatywały rozmaite myśli.
- Nie denerwuj się - szepnął Kurt gdy stanęliśmy przed wejściem.
Czekał cierpliwie, aż zdecyduję się wejść i nie pospieszał. Wiedział doskonale, że nie jest to dla mnie łatwe i mimo że ataków nie miałem już od bardzo dawna, to lęk pozostał. Mierzenie się z dawnymi wspomnieniami nigdy nie działało na mnie zbyt dobrze.
W końcu jednak opanowałem strach, chwyciłem szatyna za nadgarstek i pociągnąłem do środka, starając się patrzeć pod nogi. To co zastaliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Tematem balu była miłość. Wiem, wiem, banalne. Też tak myślałem, ale gdy otworzyłem drzwi natychmiast zmieniłem zdanie. Tu i ówdzie stały piękne lodowe rzeźby, przedstawiające kupidyna, czy parę zakochanych; pod sufitem wisiały serpentyny o różnych odcieniach różu, a poza stołem z przekąskami, przystrojonym obrusem w serduszka, uwagę smakoszy przykówała również czekoladowa fontanna. Wyglądało to wspaniale i nawet ja, jako osoba nie przepadająca za takimi klimatami, musiałem przyznać, że Britt przeszła samą siebie.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz