Rozdział 14

556 30 37
                                    

Kurt

Wreszcie poznałem okoliczności zawieszenia Karovskiego. Okazało się, że pokłócił się z jakimś kolegą z dróżyny i pod wpływem emocji doszło do bójki, a że Dave budową przypomina czołg, było oczywiste jak to się skończy. Drugi chłopak trafił do szpitala i dlatego mój prześladowca został zawieszony na tydzień. Gdy jednak okazało się, że obrażenia są poważniejsze niż na początku zakładano, przedłużono mu zawieszenie do przyszłego czwartku. Odetchnąłem w duchu, bo to oznaczało, że mam jeszcze trochę czasu na wybór trumny.

- Hej! Idziesz na imprezę u Rachel? - spytał znajomy głos wyrywając mnie z zamyślenia.
- Kiedy?
- Jutro i w piątek.
Uniosłem brwi.
- Dwie i jedna w środku tygodnia?- zdziwiłem się.
- Możliwe, że Puck miał z tym coś wspólnego. Za dużo razy powiedział naszej divie, że jest sztywna.
Zaśmiałem się odkładając na chwilę troski na bok.
- Ktoś musiał jej to w końcu powiedzieć- zauważyłem.
- Taa - mruknął brunet.
Przyjżałem mu się uważnie i teraz dopiero zdałem sobię sprawę co mi nie pasowało. Miał ledwo widoczne cienie pod oczami, ciągle wbijał paznokcie w ramię, zagryzał wargi, a w jego oczach czaił się strach i smutek.
- Wszystko wporządku? - spytałem z troską.
- Tak, tak - zaręczył - Muszę się tylko trochę odstresować, dlatego cieszę się z tej imprezy.  
- Uhm- mruknąłem coraz bardziej niepokojąc się o przyjaciela.
Coś zdecydowanie było nie wporządku.

Rozstałem się z Blainem i ruszyłem w stronę klasy gdzie czekała na mnie Mercedes.
- Hejka - przywitała się - Nie wyjaśniłeś mi co się stało w piątek.
- Nic się nie stało.
- Akurat! - prychnęła, ale postanowiła zmienić temat - Jak pogrzeb?
- Dooobże - wymamrotałem- Tata jest teraz trochę w fazie ,, nic mi nie jest" i gapi się w ścianę. Carol się trochę martwi.
- Był tak blisko z tym kolegą?
- To nie o to chodzi.
- To o co?
Westchnąłem.
- Przypomniała mu się śmierć mamy.
- Oh.
Milczeliśmy chwilę pogrążeni we własnym myślach, ale w końcu dziewczyna postanowiła przerwać ciszę.
- A jak z tobą?
Zdziwiłem się.
- Jak to ze mną?  
- Nie udawaj Kurt! Nie tylko twojemu tacie się to przypomniało.
Spóściłem wzrok.
- Jak się domyśliłaś? - wymamrotałem.
- Przyjaźnimy się w końcu co nie?
Westchnąłem ponownie.
- To jasne, że czasem za nią tęsknię, zwłaszcza gdy widzę tatę w takim stanie.
- Jaka była?
Zmieszałem się.
- Chodźmy już do środka - mruknąłem dając przyjaciółce do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać.
Mercedes tylko westchnęła i weszła za mną do klasy.

Blaine

Santana i Quin weszły do sali i zajęły miejsca. Wszyscy byli w ogromnym szoku, że nie rzuciły się na siebie i co ważniejsze, że przyszły. Pan Schu był wniebowzięty.
- Jest nas nieparzysta liczba, czego się nie spodziewałem, ale bardzo mnie to cieszy. Projekt na ten tydzień to duet, a że jest nas tyle to jedna osoba może zaśpiewać 2 razy. Ktoś chętny?
Wszyscy spojrzeli w stronę Kurta i Rachel, bo to im zawsze było mało, ale najwyraźniej tym razem nie chciało im się aż tak wysilać.
- Ja mogę - niespodziewanie zgłosiła się Tina, a nauczyciel skinął głową dając zgodę. 
- Jak to dokładnie ma wyglądać? - spytałem.
W Dalton nie mieliśmy jakiś konkretnych wymogów, tylko po prostu śpiewaliśmy, więc byłem ciekaw co nauczyciel wymyślił.
- To może być zwykły duet, albo bitwa, ale musicie się dobrać do jutra.
- Quin - odezwała się w pewnej chwili Santana - Odważysz się ze mną zaśpiewać?
Wszyscy patrzyli na nią z niedowierzaniem i lekką obawą, w końcu nie raz ich poniżała, ale gdyby się tak zastanowić to Sant poniżała każdego.
- Z chęcią skopię ci tyłek latynoska dzi...
- Dobra, dobra - przerwałem jej - Darujmy sobie.
Ku mojemu zaskoczeniu obie ucichły i tylko mierzyły się nienawistnym spojrzeniem.

Pan Schu przedstawił nam jeszcze tylko repertuar na konkurs ( ku naszemu zdziwieniu był on dość przyzwoity ) i wszyscy się rozeszli. Dogoniłem Kurta.
- Masz ochotę iść na kawę? - spytałem.
- A co to za okazja?
- Staram się opóźnić powrót do domu - wyznałem.
- Kłutnia z rodzicami? - domyślił się.
Trochę się już znaliśmy i szatyn zaczął się powoli przyzwyczajać do moich rodzinnych kłopotów. Nie żeby mu to odpowiadało.
- Taaa. Coś w tym guście- wymamrotałem.
Chłopak przez chwilkę przyglądał mi się uważnie, a ja miałem wrażenie, że jego wzrok mnie prześwietla, że wie, że to nie jest zwyczajna kłótnia i wie, że moje życie się wali.
- No zgoda - powiedział w końcu, a ja wypuściłem wstrzymywane powietrze i ruszyliśmy do Bretstix.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz