Rozdział 32

503 30 11
                                    

Blaine

W czwartek na próbie Glee, Kurt usiadł obok Mercedes i mimo że doskonale wiedziałem, że tak będzie, to i tak było mi przykro. Co do reszty, to zachowywali się w miarę normalnie i dali mi jasno do zrozumienia, że mogę na nich liczyć, ale jednak od razu można było zauważyć po czyjej stoją stronie. Nie byłem jednak z tego powodu jakoś szczególnie zły, bo gdyby ta sytuacja nie dotyczyła mnie, też stanąłbym po stronie szatyna.
Pan Schu pogratulował nam oczywiście naszej pierwszej wygranej, a puchar ustawiliśmy w honorowym miejscu, po czym wszyscy wrócili do swoich domów. Ja natomiast poszedłem do Sama, mimo że doskonale wiedziałem jak to się dla mnie skończy.
- A nie mówiłem? - odezwał się zamykając za nami drzwi - Gdybyś powiedział mu od razu, to nic z tego by się nie wydarzyło.
- Problem w tym, że właśnie miałem mu powiedzieć całą prawdę, ale mnie uprzedzili - jęknąłem rzucając się plecami na łóżko.
Blondyn uniósł brwi i usiadł na brzegu. Wyglądał dość zabawnie, bo że rodzice zostawili go samego w domu na tydzień, a on nie za bardzo znał się na pralce, teraz był zmuszony chodzić w przefarbowanym na różowo podkoszulku i spodenkach tego samego koloru.
- Masz pomysł jak to odkręcić? - spytał podskakując na materacu.
- Nie wiem czy się da - wyznałem przekręcając się w jego stronę.
- Wszystko można naprawić, a wasza dwójka jest sobie zdecydowanie zbyt bliska.
Uniósł zabawnie brwi, a ja parsknąłem śmiechem. To była jedna z cech, którą najbardziej uwielbiałem w ryboustym. Potrafił nawet największą katastrofę obrócić w żart i tym samym poprawić mi humor. Chłopaka po prostu nie dało się nie lubić, mimo że swoimi tekstami często doprowadzał człowieka na skraj wytrzymałości.
- Nigdy cię nie zrozumiem - zaśmiałem się i rzuciłem w przyjaciela poduszką.
- I wzajemnie B - prychnął odkładając ją na bok - I wzajemnie.

Sam oczywiście spytał mnie o chłopaków, którzy pojawili się w Bretstix, ale ja milczałem zawzięcie, więc w końcu dał za wygraną. Wróciłem do domu koło 16 i byłem przez to światkiem rozmowy telefonicznej, której wcale nie chciałem słyszeć.
- Jest pan pewien panie Suares? - mówił tata - Tak. Nie, pieniądze nie grają roli. Tak. Czyli wyleczy pan mojego syna? Nie! Nie to na pewno nie jest naturalne! Co pan sugeruje? Tak...Tak rozumiem. Do widzenia.
Odłożył telefon, przejechał dłońmi po zmierzwionych włosach i wychylił kieliszek brandy, po czym odwrócił się i ujżawszy mnie zamarł na sekundę.
- Znowu? - wychrypiałem - Myślałem, że w końcu odpuścisz.
- Synu - zaczął z tym swoim firmowym uśmiechem mówiącym: Nie znasz się na rzeczy - Ja chcę tylko twojego dobra.
- Nie prawda - warknąłem.
Miałem już dość tych ciągłych kłótni i tłumaczenia ojcu, że taki już jestem. Miałem też dość tego, że ciągle twierdził, że robi to dla mojego dobra, bo to było najgorsze kłamstwo na jakie mógł się zdobyć.
- Robisz to, bo boisz się, że to się rozniesie - ciągnąłem - Że twoja kochana firma straci reputacje, że ty stracisz reputacje. Zależy ci tylko na tym, żeby mieć pozycje.
Mój ton był zimny jak lód, a jeszcze nigdy się na taki nie zdobyłem. Choćbym nie wiem jak się starał, byłem po prostu słaby i strach przed ojcem zawsze brał górę, ale nie dziś.
- Nie waż się mówić do mnie takim tonem - ostrzegł - Niczego nie rozumiesz.
- Nie, to ty nie rozumiesz! Miałeś mnie gdzieś przez 11 lat! 11 lat! A gdy nagle się okazuje, że moja osoba zagraża twojej reputacji, robisz wszystko bym ponownie zniknął z twojego życia! Jak śmiesz mówić, że cokolwiek co robisz jest dla mnie dobre!
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje i czemu nagle zdobyłem się, by powiedzieć, a raczej wykrzyczeć mu w twarz co o nim myślę, ale jednego mogłem być pewien. To nie miało prawa dobrze się dla mnie skończyć.

Ojciec wymierzył mi siarczysty policzek, a ja omal się nie przewróciłem. Rzuciłem mu nienawistne spojrzenie, ale on wyglądał jakby zupełnie nie żałował tego co zrobił i z pewnością tak było.
Nic nowego.
Wbiegłem po schodach i trzasnąłem drzwiami z taką siłą, że to cud, że nic się nie stało. Podszedłem do lustra i przeklnąłem cicho, bo czerwony ślad z pewnością nie zniknie mi do jutra.
Dzięki tato.
Usiadłem na krześle i rozmasowałem bolące miejsce, za wszelką cenę powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Nie ma mowy! Nie dam mu tej satysfakcji!
Byłem wściekły, ale już nic nie mogłem na to poradzić i to było zdecydowanie najgorsze.
Najwyraźniej musiałem zawinić czymś w poprzednim życiu, bo w ostatnim czasie świat ciągle mnie kara.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz