Rozdział 7

628 34 21
                                    

Kurt

Zarówno niedziela jak i poniedziałek były jednymi z tych złych dni, w którym byłem bardzo bliski chwycenia za sznur i skończenia z tym wszystkim. Włóczyłem się jak zjawa po korytarzach szkoły, z nikim nie rozmawiałem i na wszystkie zaczepki odpowiadałem warczeniem. Doszło nawet do tego, że gdy Karovski pchnął mnie na szafkę to pożądnie się na niego wydarłem przez co wylądowałem w śmietniku. Jeszcze miesiąc temu nikt by się tym nie przejął, ale teraz byłem w Glee.
Już miałem wejść do sali chóru, gdy usłyszałem fragment szeptanej rozmowy i ukryłem się za ścianą nasłuchując.
- Ktoś wie co się dzieje z Kurtem? - spytał zmartwiony Blaine - Umówiliśmy się na kawę, ale nie przyszedł. Próbowałem z nim pogadać, ale..
- Niech zgadnę - wtrąciła się Mercedes - Wykrzyczał ci w twarz, żebyś zostawił go w spokoju?
- Tak. Skąd wiesz?
- Ze mną było tak samo.
- Ze mną też - mruknął Sam - A chciałem tylko spytać czy nie pożyczyłby mi nut!
Przewróciłem oczami.
- Martwię się o niego - westchnął brunet.
- Niepotrzebnie - powiedziałem wchodząc do klasy - Nic mi nie jest, a poza tym nie ładnie mówić o kimś za jego plecami.
- Kurt! - wykrzyknął zaskoczony Blaine - Przepraszam, wiem że nie powinniśmy się wtrącać, ale...
- Owszem nie powinniście - przerwałem mu i zająłem swoje miejsce.

Wszyscy zamilkli i również usiedli. Mercedes, Finn i Blaine obdarzyli mnie jeszcze tylko smutnym spojrzeniem i również zajęli miejsca. 
Pan Schu zjawił się chwilę później i od razu zawiesił swój wzrok na mnie.
Oho.   
Od razu wiedziałem co się święci.
- Kurt - zaczął niepewnie - Mógłbym zamienić z tobą słowo?
- Jeśli chce pan spytać co ze mną nie tak i myśli pan, że odpowiem to lepiej darujmy sobie ten teatrzyk - warknąłem.
Wszystkich natychmiast zamurowało.
Okay, to nie było zbyt miłe, a nawet bardzo nie było. Czułem się naprawdę źle, ale nic nie mogłem na to poradzić. To był mój mechanizm obronny i jedyna rzecz dzięki której nie skuliłem się jeszcze gdzieś w kącie wylewając tony łez i pogarszając tym samym swoją sytuację. Nauczyciel odkaszlnął żeby poczuć się trochę pewniej i kontynuował:
- Nie chciałem mówić tego przy wszystkich, ale twój tata czeka na ciebie w gabinecie psychologa.

Natychmiast zamarłem. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy, a ręce zaczynają drżeć.
- Dobrze się czujesz? - spytał niepewnie Blaine.
- Ja..tak znaczy.. - język mi się plątał, a  odwaga w jednej sekundzie opuściła moje ciało.
Uspokój się Kurt. Wdech i wydech.
Wstałem chwiejnie na nogi i jak najszybciej wyszedłem z sali w obawie, że jak zostanę tu jeszcze chwilę to zemdleję i już żadne kłamstwo mnie nie uratuje.

Blaine

To było naprawdę dziwne i przerażające. Szatyn wyglądał jakby zobaczył ducha więc nic dziwnego, że po jego wyjściu zapanowała głucha cisza.
- Panie Schu- odezwała się w końcu dziewczyna z brązowymi włosami.
Jak jej było? Rakel...Rekel...
- Czy pan coś wie? Martwimy się o niego.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami.
- Niestety nic nie wiem Rachel.
Rachel! Tak jej było.
- Nie wiecie czy wcześniej też się tak zachowywał? - podsunął Arthi.
- Odkąd poznaliśmy się na Glee nigdy taki nie był.
- A wcześniej?
Wszyscy zamilkli. Wcześniej żadne z nich nie zwracało na nikogo uwagi. Przesiadywali samotnie, albo w małych grupkach i nie obchodziło ich co się dzieje z resztą świata.  Ze mną było tak samo.

Zerknąłem na Finn'a, który jako jedyny nie brał udziału w dyskusji.
- Ty coś wiesz - szepnąłem tak cicho, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć.
- Nic nie wiem - pisnął wyższym głosem niż zamierzał i potwierdził tym samym moje podejrzenia. Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
- Błagam Finn - wyszeptałem- Martwię się o niego.
Chłopak westchnął.
- Coś podejrzewam - wyznał - ale to nic pewnego.
- Mów!
Wielkolud wachał się przez chwilę i zagryzał dolną wargę rozważając wszystkie za i przeciw. 
- No dobrze - odezwał się w końcu- Wczoraj słyszałem jak kłócił się z tatą i to tak poważnie, a oni praktycznie nigdy się nie kłócą.
Zastanowiłem się przez chwilę.
- O to co miał mu powiedzieć? - spytałem zanim zdążyłem ugryść się w język.
Wielkolud natychmiast spoważniał i obdarzył mnie podejżliwym spojrzeniem.
- Co ty wiesz?
Tym razem to ja westchnąłem.
- Spotkałem go w sobotę na spacerze. Mówił, że myśli czy nie powiedzieć o czymś ojcu.
- Czyli ci nie powiedział - stwierdził z ulgą.
- O czym?
- Nie ważne. Chodzi o to, że mój brat sobie z czymś nie radzi, a ja głupi nic nie zauważyłem!
Poklepałem go przyjacielsko po plecach.
- Nie zadręczaj się. Nikt z nas nie zauważył.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz