Rozdział 51

516 27 7
                                    

Blaine

- Wybacz synku - powiedziała mama krojąc marchewkę - Chciałam cię posłuchać, ale gdy zobaczyłam tatę...
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, patrząc jak wrzuca do garnka wszystkie potrzebne składniki.
Zabawne ile miała teraz dla mnie czasu, zwłaszcza, że przez 11 lat razem z ojcem nie mogli go znaleść.
- Naprawdę się z nim rozwodzisz? - spytałem zmartwiony - W końcy wiesz...przeprosił mnie.
- Jedno przepraszam nie wystarczy Blaine - mruknęła - Chociaż wiem, że to by było lepsze.
Oparłem się o blat stołu krzyżując ręce na piersi i krzywiąc się znacznie. Nie wiedziałem co myśleć o tej sytuacji, bo mimo że czułem, że może nam to wyjść na dobre, to jednak jakie dziecko chciałoby rozwodu rodziców?
- Czyli to przeze mnie? - jęknąłem patrząc przez okno na mocarny dąb.
Kobieta odłożyła natychmiast trzymany nóż i odwróciła się do mnie z karcącym spojrzeniem. Przypomniało mi się dzieciństwo.
- Nic tutaj nie jest twoją winą - powiedziała stanowczo - ale jeśli myślisz, że przestałam być na ciebię zła to się mylisz. Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że tata cię uderzył?
- A ty znowu o tym? - wzniosłem oczy ku niebu - To było raz. Raz! Nic mi nie jest.
Mama nie wyglądała na przekonaną. Nie mniej jednak odwróciła się ponownie do kuchenki, żeby przyprawić zupę i wymieszać wszystkie składniki. Robiła to jednak zbyt długo.
- To nie skończyłoby się dobrze - stwierdziła - Przecież by cię nie zaakceptował. O Kurcie już nie wspomnę.
- Widział mnie z Kurtem - wyznałem - Nie usprawiedliwiam go, ale myślę, że może udałoby mu się w tym odnaleźć. Działasz zbyt szybko.
Moja rodzicielka oparła dłonie na blacie i westchnęła przeciągle. Tylko gdy się martwiła, człowiek dostrzegał ile naprawdę ma lat, bo w pozostałych momentach, moi rówieśnicy brali nas za rodzeństwo.
- Czego ode mnie oczekujesz? - wychrypiała - Mam mu wybaczyć i zapomnieć co ci zrobił?
Wzruszyłem ramionami.
- Ja ci wybaczyłem - odparłem.

Kurt

- Nie wiedziałem, że masz piegi - zaśmiał się Blaine, gdy zmywałem makijaż do snu.
- A ja nie wiedziałem, że jesteś kretynem - mruknąłem.
To nie tak, że go tu nie chciałem. Wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że nie chciał wyjść i tata z pewnością nie da mi jutro spokoju, bo jego zdaniem pozwalam mu na takie zachowanie. Dodatkowo robiłem się śpiący, a wieczorna kosmetyka przy NOWYM chłopaku, nie była czymś pociągającym.
- Czemu po prostu nie wyjdziesz? - jęknąłem - Tata cię zabije, jak zostaniesz tu jeszcze godzinę dłużej.
- Nie zabije - machnął ręką - Carol mnie polubiła.
Niechętnie pokiwałem głową przyznając brunetowi rację. Gdy kobieta kogoś polubiła, tata nie miał nic do gadania. Musiał go akceptować.
- Nawet Carol nie powstrzyma go przed zrobieniem mi wykładu na temat: Jak wychodzenie o tak późnej porze wpływa na reputację rodziny - mruknąłem.
- Zawszę mogę zostać na noc - zauważył puszczając mi oczko, a ja spojrzałem na niego przerażony.
No i mamy Andersona chichrającego się na podłodzę! Co on dzisiaj brał?
Zarumieniłem się.
- Oj przestań się tak peszyć - parsknął - Wiesz dobrze, że żartuję i że zaraz wyjdę, ale drażnienie twojego taty, stało się moim nowym hobby.

Przewróciłem oczami starając się nie pokazać po sobie zarzenowania i odwróciłem się spowrotem do lustra.
- Nie przestanę się peszyć, bo zbyt często o tym żartujesz - wymamrotałem.
- Żartuję, bo wiem, że się peszysz - odbił pałeczkę.
Milczałem. Brunet podszedł do mnie i przykucnął przy toaletce przyglądając się mojej twarzy. Znowu się odwróciłem.
- Przestań tak patrząc - jęknąłem.
- Jak niby?
- Tak jakbyś widział ósmy cud świata - burknąłem.
Anderson zaśmiał się ponownie i ucałował moje nadgarstki. Nie powiem szarmanckie, ale też krępujące i...Pięknie! Znowu się rumienie!
- Jesteś piękny Kurt - wyszeptał patrząc mi prosto w oczy - Jak mam więc patrzeć?
Przewróciłem oczami po raz kolejny, zerkając dyskretnie w lustro, co dostrzegł. Nigdy nie lubiłem swojej twarzy, a zwłaszcza piegów, które sprawiały, że wyglądałem na młodszego niż w rzeczywistości. Ludzie chcieli się o mnie przez to troszczyć i nikt nigdy nie pomyślał, że mogę tego nie chcieć, że wolałbym być traktowany jak normalny nastolatek. Nie jak przedszkolak.
- Dodają ci uroku, to prawda - ciągnął widząc moją reakcje - ale i tak nie rozumiem po co je ukrywasz.
- Wyglądam jak dziecko - mruknąłem.
- A czy to źle? W końcu zawsze tak nie będzie.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz