Epilog

634 35 25
                                    

Kurt

To był ten dzień. Najpiękniejszy dzień w moim życiu. Razem z Blainem przyjmowaliśmy gratulacje, wszyscy nasi przyjaciele rozmawiali ze sobą, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali, a pod nogami plątały się dzieci z domu dziecka, których byliśmy weekendowymi opiekunami. Nasze życie było po prostu piękne. Występowaliśmy na Brodwayu w przedstawieniach dla osób LGBT, w wolnych chwilach zajmowaliśmy się dziećmi, ja bawiłem się w pisarza, Blaine odwiedzał co czwartek swojego brata, którego firma reklamowa zdominowała rynek i od 2 godzin, 15 minut i 47-miu sekund, byliśmy legalnym małżeństwem. Czy można pragnąć czegoś więcej?
- Chyba nigdy nie widziałem cię tak szczęśliwego braciszku - zachichotał Finn podając mi kolejną paczkę, która wylądowała na prezentowym stole - Chociaż muszę przyznać, że jak ci się oświadczał wyglądałeś podobnie.
Pokręciłem głową nie zgadzając się ze słowami wielkoluda, a wiszący mi na ramieniu brunet, zrobił podobny gest. Może nie zgadzaliśmy się za często, ale gdyby teraz przyznał Hudsonowi racje, najpewniej by oberwał.
- Wtedy byłem przerażony - sprostowałem - Teraz czuję tylko spokój i bezgraniczną miłość.
Uśmiechnąłem się do męża, a on w odpowiedzi skradł mi całusa. Może byliśmy razem te 4 lata, ale ja i tak rumieniłem się za każdym razem gdy to robił i wątpiłem, że kiedykolwiek przestanę.
- W takim razie nie przeszkadzamy - powiedziała Carol odciągając od nas tatę, który nie był tym pomysłem zachwycony. Całe szczęście Finn poszedł dobrowolnie.

Anderson wyszczerzył się w uśmiechu, a ja przewróciłem oczami doskonale zdając sobie sprawę, że wolałby mieć mnie już tylko dla siebie. Musiał jednak jeszcze trochę poczekać, bo na horyzoncie pojawili się państwo Schuster, ze swoim małym rozbójnikiem.
- Cześć Kurt - przywitał się maluch przybijając mi piątkę i podając Blainowi wielki prezent - Gratulacje z okazji waszych zaślubin.
Pani Schuster przewróciła oczami i wzięła chłopca na ręce, mimo głośnych protestów. Najwyraźniej stało się to już jej nawykiem, którego za żadne skarby nie chciała się pozbyć.
- Daniel, mówi się ślubu - powiedziala z czułością typową dla młodej matki i wysłała nam niepewny uśmiech. Bardzo się zmieniła odkąd ostatnio ją widziałem. Było to wprawdzie ledwie rok temu na zaręczynach, ale wówczas cierpiała na bezsenność, spowodowaną wiecznymi chorobami małego D i gdybym musiał opisać ją jednym słowem, zdecydowanie powiedziałbym, że była ZMĘCZONA. Teraz jednak jej rumiana twarz, podkreślone tuszem rzęsy, ułożone w nową fryzure włosy oraz piękna, kwiecista suknia, zdołały na zawsze przepędzić mi z głowy tamten dawny obraz. Kobieta po prostu promieniała.
- Kurt mogę prosić cię na słówko? - spytała cicho, a ja skinąłem głową i odprowadziłem ją na bok. Nie wiedziałem jednak co zamierza zrobić.

Rudowłosa otworzyła torebkę i wyjęła z niej niewielką białą koperte, która nie odznaczała się niczym szczególnym. Przez chwilę wachała się czy mi ją dać, ale w końcu przemogła się i tak oto wylądowała ona w moich rękach.
- To jakby prezent - wymamrotała bawiąc się dłuższymi już nieco włosami - znalazłam ją przy remoncie i od razu pomyślałam o tobie. Chciałam, żebyś zobaczył drogę którą już przeszedłeś, ale zrozumiem jeśli ją wrzucisz.
Uniosłem brwi nie rozumiejąc o czym mówi, ale ponieważ zamilkła, postanowiłem, że po prostu zobaczę co jest w środku. Odkleiłem górną część, wysunąłem ulotkę i z wrażenia upuściłem na ziemię niepotrzebną już do niczego kopertę. Przed oczami pojawił mi się znajomy napis o treści: Czy ze sobą skończyć?
Spojrzałem na kobietę przerażony, po czym rozejrzałem się nerwowo. Mój sekret wrócił do mnie niczym bumerang, a ja byłem pewien, że zdołałem już o nim zapomnieć.
- Dlaczego? - wychrypiałem
- Po prostu - odparła wzruszając ramionami - Dużo byś stracił, gdybyś poszedł tamtą drogą, a twoi najbliżsi straciliby ciebie. Myślę, że powinieneś im powiedzieć.

Blaine

Zanim wyruszyliśmy na miodowy miesiąc, Kurt postanowił zebrać całe Glee w audytorium. Nikt poza mną nie wiedział oczywiście dlaczego to dla niego tak ważne, ale naturalnie wszyscy zjawili się na czas. W końcu chodziło o członka rodziny.
Patrzyłem na męża, na jego drżące dłonie i poobgryzane paznokcie, a w głowie natychmiast pojawił mi się obraz z pierwszego konkursu. Teraz jednak sprawa była poważniejsza.
- Nie wiem od czego zacząć - wyznał niepewnie, gdy oczy przyjaciół zwróciły się w naszą stronę - ale dziękuję, że jesteście.
Rozejrzałem się po sali i doznałem chwilowego rozczulenia. Znajome ściany Makinlaya, całe New Direction siedzące po turecku w wielkim kole i pan Schuster bujający się na oparciu krzesła. Zupełnie jak za dawnych czasów.
- Mów Kurt - zachęcała Mercedes - Jesteśmy z tobą.
Chłopak wziął głęboki oddech i położył na środku ulotkę, która natychmiast zaczęła wędrować z rąk do rąk. Słyszałem jak głośno wali mu serce i widziałem niezrozumienie na twarzach przyjaciół, ale nie mogłem nic zrobić. To jego tajemnica.
- Zanim się pojawiliście nie było ze mną najlepiej - zaczął wpatrując się w swoje dłonie - Byłem prześladowany, wyśmiewany, ignorowany, a nienawiść do samego siebie rozsła z każdym dniem. Nie wiedziałem po prostu jak sobie z tym poradzić.

Położyłem mu dłoń na ramieniu, a wtedy uśmiechnął się z wdzięcznością i wypuścił wstrzymywane od jakiegoś czasu powietrze. Zdobył się również na to, by unieść głowę.
- W wielkim skrócie, pragnąłem śmierci i nie wierzyłem, że zdołam wyrwać się kiedykolwiek z tego licealnego koszmaru. Potem pojawiliście się wy.
Miny Glee świadczyły o przerażeniu, a w oczach dziewczyn błyszczały łzy. Sam ledwie powstrzymywałem się od płaczu, a przecież poznałem tę historię 4 lata temu i wówczas nie wywołała ona we mnie aż takich emocji. Możliwe jednak, że byłem wtedy w zbyt wielkim szoku, żeby płakać.
- Dzięki wam żyję - ciągnął już nieco pewniej - Pomyślałem, że powinniście o tym wiedzieć, bo nigdy nie mówiłem na głos jak wiele dla mnie znaczycie. Jesteście najważniejsi.

Zapadła cisza, która ciągnęła się zdecydowanie zbyt długo. Męska część próbowała być silna, dziewczyny popłakiwały żałośnie, a pan Schu patrzył na nas w szoku. Hummel zarzekał się wprawdzie, że pani Schuster, wszystko mu powiedziała, ale w tym przypadku chyba się pomylił.
Rachel ocknęła się jako pierwsza i jako pierwsza postanowiła coś zrobić. Wstała więc, otarła łzy i podeszła do szatyna z niesamowicie poważną miną, żeby zaraz rzucić mu się na szyję i oprzeć głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję, że tego nie zrobiłeś - wyszeptała - Nie wyobrażam sobie jak nasze życie by wyglądało, gdybyś postanowił z niego zniknąć.
Kurt stał przez chwilę jak sparaliżowany, nie mogąc uwierzyć w słowa brunetki. Zaraz jednak się opamiętał i odwzajemnił uścisk, którego oboje tak bardzo potrzebowali. Byłem z niego niesamowicie dumny.
- Cieszymy się, że tu jesteś Kurt - powiedziała Quin również podchodząc do chłopaka - Ty też wiele dla nas znaczysz.
Pozostali pokiwali głowami, niepewni co innego mogliby uczynić, ale doskonale wiedziałem, że na usta cisną im się słowa, które ja wypowiedziałem chwilę później.
- Kochamy Cię Kurt.

Koniec!

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz