Rozdział 34

516 31 14
                                    

Kurt

Gdy czekałem na Mercedes przed kawiarnią, zobaczyłem znajomą postać przemykającą pomiędzy uliczkami.
- Suzi! - zawołałem - poczekaj!
Dziewczyna odwróciła się, namierzyła mnie wzrokiem i pomachała mi w odpowiedzi.
Poznaliśmy się na jedynych koloniach na jakich byłem i od razu polubiliśmy, bo oboje przez cały wyjazd narzekaliśmy jak bardzo nie chcemy tam być.
Podszedłem do dziewczyny zaskoczony, bo jej szkoła z tego co pamiętam była w innym stanie.
- Nie podchodź za blisko - ostrzegła zasłaniając twarz szalikiem - Jestem masakrycznie chora.
Uniosłem brwi, ale gdy zaniosła się kaszlem westchnęłem.
- To czemu nie leżysz w łóżku? - spytałem z pretensją.
- Jestem tu po leki - wyjaśniła - Panuje u nas prawdziwa epidemia grypy i podobno rozprzestrzenia się już po czterech stanach. Wszystkie apteki nie mają już towaru.
Skrzywiłem się.
- Dzięki za ostrzeżenie - odparłem.
- A ty co tu robisz? - zaciekawiła się - Czekasz na kogoś?
Uniosła zabawnie brwi, a ja parsknąłem śmiechem.
- Tak. Na przyjaciółkę.
- Szkoda - westchnęła- Miałam nadzieję, że znalazłeś sobie jakiegoś chłopaka.
Przewróciłem oczami.

Blondynka była naprawdę domyślna, dlatego nie zdziwiłem się gdy odkryła mój mały sekrecik. Poza tym jeszcze mówiła mi kiedyś, że jej kuzyn zachowywał się podobnie zanim wyszedł z szafy.
- Mam nadzieję, że ty i twoja dziewczyna nie układacie już tego waszego planu jak mnie z kimś zesfatać - zaśmiałem się.
Wspomniałem, że Suzi jest bi? Nie? Jaka szkoda.
- Nieee - odparła - Teraz skupiamy się na Markusie, bo od kiedy zerwał z Dylanem jest jak kobieta podczas okresu.
Parsknąłem śmiechem.
Cała Suzi.
- Hej Kurt! - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem Mercedes wskazującą wymownie na zegarek.
- Wybacz - zwróciłem się do blondynki - Muszę lecieć. Zdzwonimy się.
- Jasne - odparła z uśmiechem - I nie zapominaj, że czekam na twojego księcia.
- Możesz się nie doczekać - zauwarzyłem.
- Ja twierdzę inaczej.
Ponownie przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę przyjaciółki, która nie wyglądała na zadowoloną.
- Kto to był? - spytała z pretensją.
Czy to nie lekka zazdrość?
- Koleżanka z kolonii- wyjaśniłem.
- Przecież nienawidzisz kolonii.
- Gdzieś musiałem wyrobić sobie taką opinię - zaśmiałem się - Chodźmy już bo spuźnimy się na film.
- O teraz ci się spieszy! - prychnęła.

Wróciłem do domu koło 20 i natychmiast przemknąłem cicho do pokoju. Tata spał już pewnie od jakiejś godziny, bo był w pracy stanowczo za długo jak na zwyczajowe normy, a Finn pewnie ćwiczył co powie Rachel, bo chciał zaprosić ją po jutrze na randkę.
Nie chciałem jednak nikomu przeszkadzać nie ze względu na dobre wychowanie, ale fakt, że gdyby któryś z nich spytał na jakim byłem filmie, pewnie zacząłbym się jąkać, bo przez cały seans śliniłem się na widok boskiej klaty głównego bohatera.
Film był więc fajny, ale trochę zbyt bajkowy jak na mój gust. No bo proszę, to niemożliwe, żeby dziewczyna zepchnięta z klifu została wyciągnięta akurat przez najprzystojniejszego z ratowników, który akurat miał przy sobie defibrylator. Przy czym wspomnę, że przypłynął po nią motorówką. Romans był więc mało realny, ale mimo wszystko Bratt Pit, a raczej jego mięśnie, rekompensowały mi każdy uszczerbek spowodowany moim bezkompromisowym racjonalizmem.
Westchnąłem cicho odganiając od siebie myśli związane z filmem i zamknąłem drzwi.
Umyłem się szybko, przebrałem w piżamę i wszedłem do łóżka.
Już miałem zasypiać, gdy nagle dopadł mnie potworny kaszel, które za żadne skarby nie chciał ustać.
Oho - pomyślałem -Widzę Suzi, że epidemia grypy zawitała dzięki tobie również do Ohio.

Blaine

Ani Kurta, ani Finn'a nie było w poniedziałek w szkole. Po 4 przerwach łażenia za Mercedes i błagania, żeby powiedziała mi co się stało, w końcu pękła i tak oto dowiedziałem się prawdy. Szatyn był chory, a że koleżanka ostrzegła go jak rozszalała się u nich grypa, zarządził w domu areszt. Nikt z rodziny Hudsonów i Hammelów nie mógł więc opuścić budynku dopuki nie upewni się, że wyzdrowiał.
Musieliśmy więc wykonać z Mikiem duet zamiast tercetu, a Puck dołączył się do Arthi'ego i Sama.
- Myślałem, że wyjdzie gorzej - stwierdził rybousty - w końcu Puck z nami nie ćwiczył.
- Moim zdaniem ludzie z Glee są na tyle utalentowani, że z łatwością dostosowują się do sytuacji - stwierdziłem.
Blondyn zaśmiał się serdecznie i poklepał mnie przyjacielsko po plecach. Nie rozumiałem nigdy tego gestu, ale też specjalnie mi nie przeszkadzał.
Czy ja tak kiedyś zrobiłem?
W pewnej chwili z mojego plecaka odezwał się telefon, a Sam skrzywił się znacznie słysząc teenage dream.
- No co?
- Hymn dla gejów?
- Bardzo zabawne - prychnąłem i odebrałem telefon.
- No wreszcie! - usłyszałem po drugiej stronie - Próbuję się do ciebie dodzwonić od tygodnia!

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz