Rozdział 49

572 28 9
                                    

Kurt

Wszystko jakimś dziwnym trafem zaczęło się układać. Dzięki myjni samochodowej uzbieraliśmy, tyle peniędzy ile było trzeba, a to co zostało zamiast przeznaczyć na stroje oddaliśmy chirioską, które nie miały tyle szczęścia. Stroje możemy przecież  uszyć sami. Poza tym oczywiście cieszyłem się, że wreszcie nie kłócę się z Blainem i po raz pierwszy od wielu lat, jestem w stanie uwierzyć, że mogę być z kimś szczęśliwy.
- Wpadniesz do mnie po szkole? - spytała Merc zamykając szafkę - Moglibyśmy przećwiczyć waszą piosenkę na ten głupi apel.
Uśmiechnąłem się nieznacznie. Oczywiście tak samo jak reszta Glee, nie miałem najmniejszej ochoty robić czegokolwiek dla szkoły, która przecież nigdy nam nie pomogła, ale gdy pan Schu spytał, czy nie chcielibyśmy z Blainem zaśpiewać duet, niesamowicie się ucieszyłem.
- Chciałbym - wyznałem z westchnieniem przypominając sobie, że mam plany - Obiecałem Blaie'nowi, że zostanę u niego na noc. Jego mama i brat mają nocną zmianę, a on nie lubi samotności równie mocno jak ja. Z resztą tata i Finn jadą do Finiks, żeby obejrzeć jutro ten "wielki mecz".
Zupełnie jakby się zmówili!

Czarnoskora zaśmiała się, a mi naprawdę ulżyło, bo nie lubiłem jej wystawiać. Od kiedy chodziłem z brunetem zdażało mi się to jednak coraz częściej.
- Wporządku, rozumiem - zachichotała - Ale nie sądziłam, że jesteście już na TYM etapie.
Spojrzałem na nią przerażony, domyślając się co miała na myśli i zacząłem machać rękami na znak, że to nie tak.
- Nie oto mi chodziło - powiedziałem spanikowany, znacznie się rumieniąc - Przecież ja...oj nie pomyślałaś chyba...? My tylko tak...
Mercedes wybuchnęła głośnym śmiechem przyciągając tym samym uwagę niemal każdego w szkole. Miałem przez to ogromną ochotę zapaść się pod ziemię.
- Wyglądasz przeuroczo jak ci wstyd- parsknęła.
- Ktoś już mi to mówił - mruknąłem poirytowany.
To prawda, moja panika wyglądała dość zabawnie, ale teraz gdy byliśmy razem, dwuznaczności przerażały mnie bardziej niż kiedyś Karovski.
- To nie tak - wymamrotałem zwieszając głowę.
- Ta, na pewno - zaśmiała się dziewczyna puszczając mi oczko - Na pewno.

Jak na zawołanie, tóż po odejściu mojej przyjaciółki zjawił się Anderson, który oparł się o szafkę i podał mi, ukryty wcześniej za plecami, niewielki bukiet.
Zachichotałem przyjmując od niego prezent i również oparłem się o drzwiczki, tak że nasze twarze dzieliły od siebie centymetry.
- Wiesz, że nie musisz ciągle przynosić mi prezentów? - zaśmiałem się - Przecież już jestem twój.
- Nie całkiem - powiedział unosząc brwi, a ja znowu się zarumieniłem.
Od kiedy byliśmy razem, brunet rzucał takimi podtekstami na prawo i lewo, wiedząc doskonale jak bardzo mnie to peszy. Lubił, gdy się rumieniłem, a ja, mimo że trochę mnie to irytowało, to nie miałem nic przeciwko. Wiedziałem w końcu, że chłopak nie będzie ode mnie wymagał csegoś, na co nie jestem gotowy.
- Oj po prostu nie chcę tego zepsuć - wyznał - Ponownie.
Zaśmiałem się znowu i zarzuciłem chłopakowi ręce na szyje przyciągając bliżej.
- Nie zepsujesz - obiecałem - Przynajmniej nie tak szybko.

Weszliśmy do sali chóru i od razu zrzędły nam miny, gdy zobaczyliśmy, a raczej usłyszeliśmy, jak Santana i Brit znowu się kłócą. Odkąd blondynka związała się z Arthim zdażało się to coraz częściej, a ich zerwanie wcale temu nie zaradziło.
- Santana nie rozumiem - jęknęła dziewczyna - Dlaczego jesteś na mnie zła?
- Bo cię kocham idiotko - warknęła Portorykanka.
Wszyscy natychmiast ucichli, a brunetka zakryła dłonią usta, nie wierząc, że powiedziała to na głos.
Potem wybiegła.
Chciałem ruszyć za nią natychmiast, ale Blaine złapał mnie za ramię powstrzymujac chwilowo mój zamiar.
- Ja z nią porozmawiam - powiedział - Wy spróbujcie wyjaśnić to Britany.
Spojrzałem na przyjaciół, którzy dalej nie wyszli z szoku, potem znowu na swojego chłopaka, a potem na zdezorientowaną blondynkę.
- Jesteś pewien? - zwróciłem się ponownie do bruneta.
- Jestem - odparł.
Ruszył do drzwi, ale nagle zatrzymał się i spojrzał po twarzach kolegów. Zupełnie jakby czegoś szukał.
- Quin? - odezwał się wreszcie - pomorzesz?
Wlepiłem wzrok w Andersona, który chwycił za rękę zaskoczoną Fabrai i pociągnął ją w stronę wyjścia. Nie rozumiałem tego, bo każdy w Makinlayu wiedział, że dziewczyny nienawidzą się od małego. Blaine jednak wydawał się wiedzieć co robi, czego nie można powiedzieć o mnie.
- Zaufaj mi - wyszeptał znikając za drzwiami razem z blondynką.
Skinąłem głową, mimo iż wiedziałem, że tego nie widzi i odwróciłem się spowrotem do New Direction, którzy zdążyli już otrząsnąć się z pierwszego szoku.
- Czy twój chłopak wie co robi? - spytała zmartwiona Rachel.
Wzruszyłem ramionami.
- Chyba bardziej tego nie skąplikuje - mruknąłem.

Klaine [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz