Rozdział VI - Wow, to pistolet Teehlego?

3.4K 205 52
                                    

W zasadzie nie miała pojęcia, co zrobić. Tak, mogła ustawić nawigację w telefonie na najbliższe miasto. Mogła się nawet skierować do domu. Było całkiem sporo możliwości, ale żadna z nich nie miała dalszej perspektywy.

Jechała od godziny i według znaków zbliżała się już do miasta. Nie mogła wjechać do niego vanem Teehlego, bo bardzo szybko zostałaby przechwycona przez Teressę. Tego była pewna. Bała się też, że na kamerach miejskich może zostać zidentyfikowana, a przecież była trupem. Podejrzewała, że jest to mniej prawdopodobne niż złapanie jej przez Elerain.

Mogła wrócić do rodziny. Oficjalnie była martwa, ale powiedziałaby to, co Teehle jej ironicznie sugerował. Że widziała coś, czego nie powinna, więc objęto ją programem ochrony świadków... Cokolwiek powiedzieć, byle nie o wampirach. Po prostu mogłaby wrócić do starego życia. Gdyby teraz zadzwoniła do rodziców, że żyje i wraca do domu...

Zamrugała, by odpędzić łzy z oczu. To było niemożliwe. Jej stary dom będzie pierwszym miejscem, które Elerain sprawdzi, gdy odkryje że uciekła.

Na razie musiała zniknąć. Jakkolwiek i gdziekolwiek, ale zniknąć, by nawet kontakty Teressy jej nie znalazły. Wiedziała, że ukrycie się przed tak wpływową, a jednak niewidoczną organizacją, będzie trudne.

Skręciła w boczną drogę, prowadzącą w las. Musiała zostawić tu vana i przejść resztę drogi do miasta pieszo. Wtedy nie rozpoznają samochodu Teehlego, więc łatwiej będzie jej gdzieś pójść. Zgasiła silnik i wcisnęła pistolet za pasek spodni, wychodząc z auta. Rozejrzała się niespokojnie po leśnej drodze, po czym wyciągnęła telefon z latarką. Gdyby teraz miało ją coś rozjechać, byłaby to ironia losu. Nie po to przeszła to wszystko, by teraz w taki sposób zginąć. Będzie żyć, i to będzie żyć po swojemu, a nie według zachcianek istoty, która nie miała prawa istnieć. Wyszła z auta z plecakiem na ramieniu i telefonem w drugiej ręce, po czym ruszyła w stronę drogi, z której zjechała.

Nie minęło 5 minut, gdy usłyszała za sobą kroki.

Obróciła się za siebie z sercem w gardle, ale zobaczyła tylko drzewa i drogę oświetloną światłem z jej telefonu. Cienie poruszanych przez wiatr drzew i traw wyglądały strasznie. Po ciemku na pewno wyglądało to o wiele lepiej, ale uznała, że nie powinna gasić latarki, zwłaszcza że kroki...

Odetchnęła cicho, rozumiejąc, że nikt - a zwłaszcza Teehle - jej nie śledzi. Nikt nie zdążyłby się schować tak szybko, jak ona obróciła się z latarką. To tylko wyobraźnia płata jej figle-

Nagle czyjaś dłoń wysunęła się zza niej nad jej ramieniem prawdopodobnie z zamiarem przyduszenia jej do napastnika stojącego za nią. Upuściła telefon z cichym okrzykiem, ale zaraz potem na ślepo uderzyła łokciem, trafiając w żebra. Jęknął cicho, a ręka, którą już prawie czuła na gardle, cofnęła się. Skoczyła do przodu i obróciła się, wyszarpując pistolet.

- Mam broń! - ostrzegła, podnosząc go.

- Widzę, nie musisz krzyczeć - w świetle latarki leżącej na ziemi zobaczyła, że mężczyzna masuje sobie bok, krzywiąc się lekko. Zmarszczyła brwi. Podświadomie spodziewała się Teehlego mimo, że był martwy. Osoba, która stała przed nią, niewątpliwie nie była Teehlem. Mężczyzna był podobnego do niego wzrostu, ale miał czarne włosy, prawdopodobnie spięte w kucyk. Ubrany był w strój na motor-

- Wow, to pistolet Teehlego? - spytał spokojnie, nie przejmując się wycelowaną w siebie bronią. Alexandra pobladła, słysząc to. Znał Teehlego. Może właśnie do niego jechał... albo wracał. Jeśli wracał, to wie, że wampir nie żyje, a Alexa jest pierwszą podejrzaną, mając w ręce jego broń.

- Znasz go? - spytała ostrożnie licząc na to, że go rozproszy i mężczyzna nie zaatakuje jej nagle. Jeśli się zbliży, nie będzie w stanie do niego strzelić. Pistolet to tylko groźba, nie mająca odzwierciedlenia w praktyce. Nieznajomy może jest tylko człowiekiem, a nie wampirem. Nie zabije człowieka.

Teehle (Widmowa Wojna #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz