Straaasznie szybko potraficie się wzajemnie ściągnąć. Następnym razem dam challenge na więcej osób...
I bardzo miło mi się patrzyło na zapał, z jakim powitaliście szansę na nowy rozdział <3 Kocham Was za to <3 Obiecany:
Gdy znowu otworzyła oczy, był środek dnia, sądząc po jasności, która zalewała jej pokój. Zmrużyła oczy, po czym spojrzała na fotel. Był pusty. Ostrożnie podniosła się, dotykając ran na szyi. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale teraz wydawało jej się, że rany po ugryzieniach goją się nadzwyczaj szybko. W porównaniu do czasu, w jakim goiły się wszelkie zadrapania i skaleczenia, taka głęboka rana jak ta nie powinna mieć strupa i nie boleć przy każdym ruchu.
Ubrała się w dres, ignorując fakt, że była w pidżamie, której sama na siebie nie ubrała, po czym poszła do kuchni. Potem się umyje, na razie umierała z głodu. Musiała coś zjeść. Suchy chleb nawet. I się napić.
Nie sprawdziła po drodze, czy wampir jest w salonie, ale nie obchodziło jej to zbytnio, dopóki jej nie przeszkadzał. Mógł tam nawet kogoś właśnie mordować, a jej by to nie obeszło-
No dobra, obeszło.
Wiedziona tym - miała nadzieję - abstrakcyjnym pomysłem, zajrzała jednak do salonu, ale tam też nie było śladu Teehlego. Odetchnęła z ulgą. Jeśli był w ogóle w domu, mógł być w swoim pokoju i spać. Może nawet nie zauważył, że wstała.
Postawiła wodę w czajniku na gaz, wyjęła chleb i serek, po czym zajęła się robieniem stosu kanapek. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, skąd wampir bierze świeży chleb - ten mógł mieć najwyżej jeden dzień. Albo gdzie wyrzuca śmieci. Takie zwykłe czynności wydawały jej się w tym odosobnionym miejscu wręcz niemożliwe. Najbliższy sklep musiał być w tym mieście, które raz widziała z daleka, gdy z drogi gruntowej wjechali na jakąś główną. Chyba że mieli z tym związek ludzie z tego domu, na który zwróciła uwagę na samym początku. Może Teehle nie powiedział jej prawdy, że się z nimi nie kontaktuje.
Nagle rozległ się jakiś dźwięk, którego przez dobre kilka sekund nie umiała zidentyfikować. Dopiero, gdy się urwał, zrozumiała, że to drzwi z garażu. Więc nie było go w domu albo dopiero wyjeżdża.
Ręce zaczęły jej drżeć, gdy wzięła kanapkę. Czajnik zaczął gwizdać i wyłączyła palnik, ale nie wzięła wrzącej wody, bojąc się, że wyleje. Zamiast tego zainteresowała się znalezieniem torebek herbaty w szafce. Gdy otworzyły się drzwi z piwnicy, kęs kanapki utknął jej w gardle. Teehle wrócił, a nie dopiero wyjechał. Niepocieszające.
- Szukasz czegoś?
- Herbaty - dzielnie starała się nie pokazać nagłego strachu, ale nie odwróciła się do wampira.
- W pierwszej szafce od prawej.
Pospiesznie sięgnęła do wskazanego miejsca i znalazła je. Chciała wziąć herbatę, kanapki i uciec do swojego pokoju z nadzieją, że nie będzie próbował zablokować jej drogi. Nie potrzebowała się z nim kumplować, żeby ją gryzł. I nie chciała.
Wrzuciła torebkę do kubka.
- Naprawdę chcesz spędzić tak resztę dni?
Wzdrygnęła się zaskoczona, ale nie odpowiedziała, biorąc czajnik do ręki. Ręce uspokoiły się na tyle, że nie bała się upuszczenia go. Prawie.
- Strach, koszmary? - ciągnął wampir od drzwi - Na każdym kroku bać się, że czekam za rogiem? Na każdym kroku oglądać się za siebie, czy nie zaatakuję od tyłu?
CZYTASZ
Teehle (Widmowa Wojna #1)
Ma cà rồngGdyby tylko nie wracała tego dnia motorem. Gdyby pojechała autobusem, nic by się nie wydarzyło. Wciąż by studiowała, rozmawiała ze znajomymi, żyła jak normalna dwudziestolatka. Zobaczyła tego dnia coś, czego nie powinna. Potem została uratowana i po...