Suzanne okazała się być starszą kobietą - przy czym “starszą- znaczyło około pięćdziesięciu lat. Średnia wieku w zamku była dość niska i Alexandra nie chciała snuć podejrzeń, dlaczego tak jest.
Gdy weszła do pokoju kobiety, łowczyni siedziała przy biurku, wpatrując się w kartkę uważnie. Rude włosy, przeplatane siwizną, zwisały z niedokładnie spiętego koka. Suzanne podniosła na nią pogodne spojrzenie i ciemnoniebieskie oczy uśmiechnęły się na jej widok.
- Domyślam się, że mam przyjemność poznać Alexandrę? - spytała, prostując się i podchodząc do niej z uśmiechem. Dziewczyna kiwnęła głową niepewnie.
- Tak. Vasil powiedział, że mam tutaj przyjść…
- Tak, tak, potrzebujesz pięknej sukni - przytaknęła, zapraszając do środka i zamykając drzwi - Myślę, że ciemnoczerwona sukienka może wyglądać olśniewająco - powiedziała, podchodząc z powrotem do biurka. Otworzyła szufladę i wyjęła coś z niej - Albo niebieski?
Przekrzywiła głowę, lustrując ją oceniającym spojrzeniem.
- Niebieski będzie lepszy. Mam taki materiał, który powinien się dobrze zgrać. Teraz wezmę z ciebie miarę, a po obiedzie przyjdę do ciebie albo przyśle samą sukienkę. Ale raczej przyjdę, te włosy nie mogą być w tak zwyczajnej fryzurze. Trzeba będzie coś pokombinować.
- Lubię moją fryzurę… - zaprotestowała Alexandra bez przekonania, gdy kobieta podniosła jej rękę, by zmierzyć długość. Suzanne była bardzo zamieszana i energiczna, ale równocześnie Alexandra od razu poczuła sympatię.
- A teraz stój spokojnie, muszę pomierzyć wszystko.
***
Sukienka, którą wieczorem przyniosła Suzanne, była przepiękna. I skromna, ku uldze Alexandry. Delikatny, błękitny materiał sięgał do kostek, układając się prosto, bez żadnych koronek i falbanek. Alexandra nie wiedziała, czy to Michael zasugerował, czy to był pomysł Suzanne, ale… podobała jej się. A niewiele sukienek dostawało jej akceptację.
Tylko że nawet taka sukienka na nic się nie zda, jeśli Alexandra będzie się ukrywać w pokoju.
Bal był na dziewiętnastą. Teraz dochodziła dziewiętnasta trzydzieści, a ona stała przy oknie z pięściami zaciśniętymi na wąskim parapecie. Na myśl, że miałaby iść do tylu ludzi, robiło jej się słabo. A jeśli wśród gości balu trafi się więcej wampirów? A jeśli któryś będzie próbował ją ugryźć? Skoro Teehlemu smakuje jej krew, musi być dość kusząca dla któregokolwiek wampira. Sukienka dość mocno eksponowała jej szyję i dekolt, a włosy upięte w piękny kok w żaden sposób jej nie osłaniały. Czuła się bardziej bezbronna niż przy Teehlem.
Poza tym była też druga sprawa. Mogła się na balu po prostu rozsypać.
Podniosła rękę i spojrzała na bandaż, który wciąż osłaniał jej lewą dłoń. Nikt poza Michaelem nie spytał, skąd się wziął - a on i tak wiedział wcześniej. To może oznaczać, że łowcy wiedzą, co się dzieje w Elerain albo po prostu się nie przejmują ranami. To chyba normalne w organizacji łowców, że ktoś jest czasem ranny. Vasil zapewniał, że łowcy nie wiedzą nic poza tym, że jest z Elerain. Więc powinni sądzić, że to konsekwencja niepowodzenia jakiejś misji.
Ktoś zapukał w cicho w drzwi, wyrywając ją z zamyślenia. Wyprostowała się i przełknęła ślinę, mając nadzieję, że wygląda normalnie.
- Proszę! - zawołała. Drzwi uchyliły się lekko, a w progu pokazała się znajoma postać… i jednocześnie nieznajoma. Alexandra zamrugała, na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie.
CZYTASZ
Teehle (Widmowa Wojna #1)
VampireGdyby tylko nie wracała tego dnia motorem. Gdyby pojechała autobusem, nic by się nie wydarzyło. Wciąż by studiowała, rozmawiała ze znajomymi, żyła jak normalna dwudziestolatka. Zobaczyła tego dnia coś, czego nie powinna. Potem została uratowana i po...