"Prov Lucy"
Zimny wiatr owiał moją osobę i spowodował, że obserwowałam, jak różowłosy pojawił się za rogu i zaczął biec w moją stronę. W jego oczach był widoczny strach, który zwiększał się wraz z uściskiem w okolicy ramienia.
Nie mogłam zareagować, gdy zostałam wepchnięta do przyczepy, która należała do ciężarówki. Chciałam powstrzymać łzy, które poczułam w oczach, ale wtedy pojawił się ból z tyłu głowy... Zamykałam powoli powieki, lecz walczyłam, aby nie zemdleć. Tak bardzo chciałam, aby różowłosy dobiegł na czas, ale wtedy wbrew mojej woli...
Pojawiła się ciemność...
- Lucy! - Usłyszałam krzyk. - Nie mdlej! Błagam! - Tuż koło ucha szeptał zdesperowany głos, który należał do Natsu. - Co wy kurwa sobie myśleliście?! Kto was wysłał?!
- Jesteś głupi, płomyczku.
Padł jeden strzał... który spowodował, że w środku wrzasnęłam z przerażenia.
- NATSU! - wydarłam się, znajdując się w pionowej pozycji, ale zorientowałam się, że znajduję się w swoim pokoju oraz w piżamie.
Cała spocona, wciąż jak w transie, zaczęłam macać po wszystkich zakątkach łóżka, aby znaleźć telefon. Pot spływał z mojego czoła, jak nigdy dotąd... plus do tego serce biło, jak szalone. Ledwo łapałam oddech...
Wreszcie poczułam coś twardego, więc podniosłam ową rzecz i wybrałam bez zastanowienia numer do różowłosego.Przecież to nie mógł być sen! Nie mógł!
Charakterystyczny dźwięk pojawił się podczas łączenia.
Odbierz, błagam.
- Zabiję każdego, kto zdołał mnie o tej porze obudzić. - Zachrypnięty głos odezwał się po drugiej linii telefonicznej,
- Natsu - szepnęłam płaczliwie.
Nastała cisza po drugiej stronie.
- Wszystko w porządku? - Mój głos drgał od emocji, gdy o to zapytałam.
- Po co dzwonisz? - burknął nieprzyjemnie, a ja zastygłam. - Miałaś koszmar, czy co? Jak już, to budź kogoś innego, a nie mnie. Spadaj blondi.
Zagryzłam wargi, gdy się rozłączył.
Przez emocję, rozpłakałam się. Mimo, że mój strach zmalał, to wciąż odbijał mi się o uszy strzał. Nie potrafiłam go wymazać z pamięci... Po prostu czułam całym ciałem, że owe zdarzenie, miało miejsce zaledwie kilka minut.
Spojrzałam na zegarek, który zwiastował, że powinnam się już zbierać do szkoły, ale... nie chcę.
Lecz wtedy poczułam energie, która zawładnęła mną i wyskoczyłam z łóżka.
Jeśli, to naprawdę się zdarzyło... Będę miała ranę z tyłu głowy. Albo siniaka.
Desperacko dotykałam mojej skóry i nagle poczułam... jakby coś mnie szczypało. Odwróciłam się plecami do odbicia.
Kurwa...
Widniała tam, jak podejrzewałam rana, która była dziwnie zaopatrzona.
Zaczęłam szybciej oddychać...
Zaczęłam najpierw powoli się cofać, aby potem biegnąć w stronę mieszkania różowłosego. Myślałam, że jestem szybsza od nich, ale krzyknęłam, gdy jeden z nich złapał mnie za włosy i pociągnął do tyłu.
~ Jesteś głupi, płomyczku.
Wszystkie zdarzenia odbijały się o moją głowę... Drżałam, gdy usłyszałam, jak ktoś przeładowuje broń, aby potem gotowym być, aby pociągnąć spust.
- Masz jeszcze dziesięć minut! - wrzasnęła pokojówka zaa drzwi, wyrywając mnie z jakiegoś transu.
Zaczęłam sama siebie uspokajać, wybierając ciuchy z szafy, trzęsącymi dłońmi.
Szykowałam się powoli, aby coraz lepiej kontaktować z rzeczywistością... Nawet ochlapałam się wodą, która wybudziła mnie.
Jeśli zostałam, tak jakby porwana... to co ja tu robiłam?
Zeszłam na dół, aby bez przywitania pójść na zewnątrz i wsiąść do pojazdu, który zaczął kierować się do szkoły.
Dlaczego wciąż żyłam...?
- Pani wie, że będziemy wcześniej? - zapytał kierowca.
Kiwnęłam głową pospiesznie.
Czułam, że coś tu nie gra...
Gdy znalazłam się pod szkołą, to bez zastanowienia wybiegłam. Mój oddech był szybki, serce znów biło. Nie czułam zmęczenia, lecz uczucie, które mówiło, że musiałam spotkać różowłosego. Frontowe drzwi, odbiły się o ścianę poprzez siłę, w które w nich włożyłam.
Mój wzrok skierował się od razu na te zielone ślepia, które były beznamiętne, lecz tak strasznie blisko mojej osoby.
- Prawię mnie zabiłaś - warknął, lecz zamilkł, gdy moje ręce owinęły się wokół jego szyi.
- Tak się strasznie bałam - szepnęłam. - Myślałam, że oni cię tam zabiją... Co się stało? Dlaczego byłam w swoim pokoju? Czy oni ci coś zrobili?
Natsu nie odzywał się, ale pozwalał tulić się do siebie. Myślałam, że zaraz zwariuję, gdyż brakowało mi, jego reakcji. Chciałam również natychmiastowe odpowiedzi...
- Chodź - powiedział nagle i wziął mnie za dłoń, prowadząc w nieznanym mi jeszcze kierunku.
Nie odzywałam się niepotrzebnie, ale czułam, że zaraz dowiem się prawdy...
Prawdy, która była przede mną ukrywana...