"Pov Lucy"
- Jesteś pewna, że nie chcesz, abym z tobą poszedł? Jest po dwudziestej, kobieto. - Różowłosy opierał się o framugę drzwi i patrzył na mnie intensywnym wzrokiem.
Westchnęłam ciężko i odwróciłam wzrok na podłogę.
To chyba oczywiste, że nie chcę po prostu sprawiać dla niego problemów. Dzisiaj i tak zajęłam dużo czasu. Plus do tego.... jestem na niego zła.
- Idiotka - warknął zirytowany i wziął swoją kurtkę. - I tak, nie masz nic do gadania.
- Powinieneś odpoczywać - burknęłam pod nosem.
Natsu wziął klucze, które wisiały nad półkami od butów, aby potem zamknąć za sobą drzwi. Wywróciłam oczami, gdy wyciągnął do mnie dłoń z narzutką.
- Dzięki, tato - powiedziałam sarkastycznie i odebrałam jego własność. - Mówiłam poważnie, że dam radę wrócić sama. Nie musisz być, aż tak opiekuńczy.
- Do cholery jasnej. - Złapał się za swoje włosy, żeby zacząć się na nich wyżywać. - Ciężko ci zrozumieć, że wolę jutro widzieć cię całą i zdrową? Nie bądź na mnie obrażona za ten budyń.
Skrzyżowałam ramiona, wyszeptując pod nosem przekleństwa.
- Był dobry, a ty go po prostu zabrałeś i wyrzuciłeś do śmieci - jęknęłam, oskarżając go.
- Wolałaś czekoladę ode mnie - odpowiedział zły, ale było słychać, że bawi go ta sytuacja. - Chodź.
Złapał mnie za dłoń i zaczęliśmy schodzić po schodach. Gdy byliśmy na zewnątrz, to zaciągnęłam się świeżym powietrzem, nie odzywając się ani słowem. Nawet nie pamiętam, jak ten budyń się nazywał.... Ughhh. Co za zjeb.
- Mogę cię całować w szkole? - zapytał, zerkając na mnie. Zanim mogłam odpowiedzieć, to szybko jeszcze dodał. - I tak będę.
Zagryzłam dolną wargę.
- Raczej nie - odpowiedziałam cicho. - Nie wiem, jak mam rozegrać wszystko z Lisanną...
- Wyjaśnisz to - odparł najzwyczajniej w świecie, jakby to była najprostsza rzecz. - Ona jest miła, więc nie będzie się gniewać.
Pacnęłam go w ramię.
- Powaliło cię? Tylko tym ją skrzywdzę... Nie będę potrafiła spojrzeć w jej oczy, ponieważ czuję się winna.
- Mówisz, że żałujesz? - Zatrzymał się i poluźnił nasz uścisk w dłoniach.
Spojrzałam w tamtym kierunku, zauważając dopiero teraz, że szliśmy za ręce. Zarumieniłam się zakłopotana, podnosząc na niego niepewny wzrok. Zdziwiło mnie, to że uśmiechał się łobuzersko, z podniesionymi brwiami.
Powinno być całkowicie ciemno o tej porze, ale granatowe niebo i biały księżyc, oświetlał jego twarz. Wieczorny wiaterek powiał nasze włosy, a mnie przeszedł zimny dreszcz, lecz mimo tego, wpatrywałam się w jego zielone oczy, które z każdą chwilą, stawały się dziksze.
Różowłosy wbił się w moje usta, poruszając nimi, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Jego nagła natarczywość, nie pozwoliła mi odnaleźć się w sytuacji, więc dlatego zostałam przez zdominowana. Trzymał swoje dłonie na moich biodrach, przyciągając coraz bliżej, aż stykaliśmy się piersiami. Spragniona, zaczęłam oddawać jego pocałunki, które były kierowane uczuciami pożądania, jak i czułości.
- Na... tsu? - Wszystko przerwał ten jeden nieszczęsny głos.
Odsunęłam się spanikowana od różowłosego, aby zatrzymać wzrok na białowłosej osóbce, która miała łzy w oczach. Jej ciało się trzęsło, a usta drgały... Zaczęłam odczuwać wiele ciosów, które były zadawane prosto w serce. A każdy kolejny... był coraz boleśniejszy.
- Lisanna - szepnęłam i przymknęłam powieki.
To nie dzieje się naprawdę...
Zdrętwiałam, słysząc tylko mój szybki oddech i bicie serca. Dlaczego musiała w ten sposób, dowiedzieć się tego?
Poczułam, jak ktoś przysuwa mnie do swego boku i głaska uspokajająco po plecach. Do głowy by mi nie przyszło, że różowłosy właśnie podjął się do takich czynów, ale nie potrafiłam się na tym skupić. Wciąż widziałam w tych ciemnościach te oczy, wypełnionymi łzami.
- Spróbuj tylko uciec. - Usłyszałam zdenerwowany głos. - Nie mam humoru na takie rzeczy, więc wyjaśnijmy sobie wszystko, jak dorośli. A ty przestań, aż tak się tym przejmować - sarknął różowłosy i podniósł wolną ręką, mój podbródek.
Spojrzałam w jego zirytowane oczy, które niby były na to wszystko obojętne, ale widać było małą iskrę, która mówiła, abym się uspokoiła i wzięła się w garść.
- Mówiłaś, że nic nie łączy cię z Natsu - oznajmiła zachrypniętym głosem, pełnym zarzutu, białowłosa.
Obdarowałam ją moim spojrzeniem, które było, tak samo pełne bólu, co jej.
- Ja... - Zaczęłam, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Odsunęłam się od różowłosego, który zacisnął tylko pięści na ten gest. - Nie wiedziałam, czego chciałam - odpowiedziałam ze skruchą. - Nie potrafiłam się przyznać przed tobą...
- Okej - odparła szybko, uśmiechając się szeroko. Szkoda, że ten uśmiech był pełen cierpienia i fałszywości. - Zostawmy to, ale daj mi czas, abym mogła to wszystko przemyśleć.
To brzmiało, jakby... nosz kurwa!
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - mówiłam, zaczynając płacząc. Doskonale wiedziałam, że postąpiłam nieczysto... z jednej strony ją okłamałam, a z drugiej zachowałam się, jak totalna idiotka. - Żałuję, tak bardzo żałuję, że to wszystko w ten sposób się potoczyło...
I właśnie wtedy różowłosy kopnął kamyczek, posyłając mi oburzone spojrzenie.
- Aha - odpowiedział jedynie i wściekły zaczął kierować się do swojego mieszkania.
Nie pobiegłam za nim
Tylko zaczęłam ruszać do mojego domu
Uciekłam od wszystkiego...
Ale to był mój największy błąd...